Siedząc na trybunie prasowej przed meczem i zaczynając pisać tę relację miałem w głowie zupełnie inną wizję tego popołudnia.
Zabrakło do niej jedynie 120 sekund. Dokładnie tyle czasu zabrakło Nafciarzom do zdobycia pierwszych tej wiosny punktów. Co z tego, że Wisła zagrała przyzwoity mecz? Co z tego, że momentami zespół przypominał ten sam, który oglądaliśmy jesienią? Dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem tego wieczoru Vahan Biczachczjan odarł nas z marzeń o punkcie ugranym na własnym stadionie i strącił na kolejny tydzień kibiców Niebiesko-Biało-Niebieskich w odmęty wściekłości i frustracji!
Ale od początku:
Chłodne niedzielne popołudnie. Nie ma dla prawdziwego kibica lepszej okazji, żeby udowodnić swoje przywiązanie do klubu jak obecność na stadionie, kiedy gra ukochana drużyna. Szczególnie, kiedy nie idzie. A Wiśle ostatnimi czasy nie idzie bardzo. Fatalne wejście w rundę i okazja na przełamanie w starciu z Pogonią Szczecin. Pomimo niezbyt sprzyjających warunków kibice na trybunach dopisali. Warto też podkreślić obecność sporej grupy sympatyków ze Szczecina.
Już przed pierwszym gwizdkiem pierwsze zaskoczenia. W wyjściowym składzie debiutuje, sprowadzony kilka dni temu, Bartosz Śpiączka. Na ławce zasiada Kristian Vallo. Jego miejsce na skrzydle zajmuje Marko Kolar. Na ławce swój debiut w tym sezonie zalicza też, wracający po urazie, Miroslav Gono.
Już pierwsze sekundy meczu pokazały, że Pogoń nie przyjechała do Płocka się bronić. Wysoki pressing Portowców już w drugiej minucie przyniósł pierwszy rzut rożny. Bez zagrożenia dla bramki Nafciarzy.
Pierwszy kwadrans upłynął kibicom na przysłowiowej walce w środku pola. Bez strzałów, bez okazji, bez konkretów. 16. minuta to pierwszy w tym meczu rzut rożny dla Nafciarzy, zakończony próbą strzałów Rafała Wolskiego. Poprawka z drugiej strony, strzał Filipa Lesniaka znowu zablokowany. Trzecie z rzędu dośrodkowanie Furmana to piękny strzał Szwocha, obroniony z najwyższym trudem przez Stipicę, poprawka Wolskiego obok bramki. 21. minuta, szybki kontratak Nafciarzy, dogranie Wolskiego do Pawlaka jednak przecięte przez obrońcę Portowców. 23. minuta, pierwszy groźny strzał Pogoni, broni Kamyk, uderzał Wędrychowski. Chwilę później dośrodkowanie Grosickiego i znowu Wędrychowski, tym razem niecelnie. 27. minuta, kolejna groźna akcja Portowców zatrzymana ze stoickim spokojem przez naszego bramkarza. 30. minuta strzelał Dąbrowski, Kamyk na rzut rożny. 38. minuta, kolejny rzut rożny dla Wisły, odbita piłka, znowu strzał z woleja Szwocha i słupek!!! ratuje Portowców! W odpowiedzi Pogoń, Wędrychowski wyłożył piłkę Grosikowi, reprezentant Polski jednak obok bramki. Zadrżały serca Nafciarzy, bo sytuacja była wyborna.
Pierwsze 45 minut upłynęło pod znakiem starej dobrej, aczkolwiek nieskutecznej Wisły. Tym razem solidniejszej w obronie. Brakło 3 cm, żeby Mateusz Szwoch wprawił stadion w ekstazę. Nie ma jednak sensu tego rozpamiętywać. Nadzieja na drugą połowę pozostaje jednak duża. Pogoń nie jest supermocna, Wisła nadal umie grać w piłkę!
Drugą połowę zaczęliśmy od żółtej kartki dla Bartka Śpiączki. 49. minuta to dwa groźne strzały Pogoni, najpierw ratuje nas poprzeczka, chwilę później broni Kamyk. 50. minuta, idealna akcja Wisły, Marko Kolar gubi piłkę, dosłownie! Wychodząc na idealną pozycję piłka przeszkodziła mu w biegu. Chwilę później strzał Wolskiego z najwyższym trudem broni Stipica. 53. minuta, rzut karny dla Pogoni. Prokurentem Adam Chrzanowski. Faulowany Luka Zahović. Naprzeciwko Kamyka staje Sebastian Kowalczyk. I myli się… jednak słowo myli nie do końca oddaje to, co wydarzyło się w naszej szesnastce. Dochodzi do kuriozalnej sytuacji, gdzie strzelec dwukrotnie dotyka piłki… Tego jeszcze w Ekstraklasie jak żyję nie widziałem.
Podwójna zmiana w Wiśle, schodzi Śpiączka i Kolar (żegnam z radością), na boisku pojawia się Kvocera i Lewandowski (fajnie, tylko po co?). 64. minuta zmian ciąg dalszy. Tym razem w Pogoni, Pontus Almqvist zastępuje Sebastiana Kowalczyka. 67. minuta i drugi raz Wisłę ratuje poprzeczka, strzelał, wprowadzony chwilę wcześniej Almqvist. 72. minuta, groźny strzał Kvocery jednak sędzia odgwizduje spalonego. 79. minuta, kolejna zmiana w Pogoni, Przyborek zmienia Wędrychowskiego. Na boisku nic ciekawego się nie dzieje, więc? Kolejne zmiany, tym razem podwójna zmian w Wiśle, boisko opuszczają Szwoch i Wolski, bo po co nam na boisku kreacja i pomysł? W ich miejsce pojawiają się Warchoł i Vallo. Swoją drogą powoli zaczynam liczyć na to, że każdy kolejny występ Słowaka będzie już jego ostatnim. 82. minuta to jeszcze anemiczny strzał Kvocery, który bez problemu broni Stipica. 87. minuta, kolejny raz słupek ratuje nas przed stratą bramki. Tym razem piłkę, nie zmierzającą w światło bramki, trącił Šulek i tylko kupa szczęścia uratowała Nafciarzy. I skoro nie dzieje się nic, to pora na kolejne zmiany w Pogoni, Łęgowski i Biczachczjan wchodzą, zmieniając Kurzawę i Zahovicia.
I kiedy wydawało się, że Nafciarze zdobędą te upragnione pierwsze punkty wiosną. Stało się coś, co wydarzyć się nie miało prawa. 92. minuta na zegarze. Piłkarze Pogoni spokojnie rozgrywają sobie piłkę przed naszym polem karnym. Futbolówka trafia do Vana Biczachczjana. I tu szok, niedowierzanie, zaskoczenie. Piłkarz Pogoni, który szczyci się tym, że umie uderzyć precyzyjnie z dystansu, nie jest przez nikogo niepokojony. Układa sobie piłkę, uderza w lewy róg bramki Krzyśka Kamińskiego i BAŃKA PĘKA. Kolejna szansa na punkty w tabeli zostaje zaprzepaszczona. Dno i 7 metrów mułu!
Nie chcę w tym miejscu pastwić się nad piłkarzami, sztabem, zarządem czy dyrektorami. To nie czas i miejsce. Ale jest jeden fakt, z którym pięknymi słowami z konferencji pomeczowej trener nie wygra. Wisła wiosną rozegrała 4 mecze, zdobyła całe ZERO punktów, strzeliła zaledwie jednego gola. Jeśli Nafciarze utrzymają nadal taka dyspozycję, to pora zacząć powoli sprawdzać kto gra obecnie w 1. lidze i na jakie ciekawe wyjazdy przyjdzie się nam, kibicom wybrać.
Mój klub, moje serce, moja Wisła Płock
Oprócz tego mąż, ojciec i bimbrownik!