Poniedziałkowy wieczór, pogoda wyraźnie dopisała piłkarzom. Na termometrach 10 stopni. Można by rzec, że wymarzona pogoda, żeby 13-ego dnia marca (jak się okazało na koniec, 13 bywa pechowy nie tylko w piątek) rozegrać ostatnie spotkanie 24. kolejki Ekstraklasy. Tym razem na stadion przy Łukasiewicza przyjechał łódzki Widzew.
Skład w jakim na to spotkanie wyszli Nafciarze, prezentował się następująco:
Patrząc na skład uderzały z niego dwie rzeczy. Po pierwsze, gdzie do cholery jest młodzieżowiec? Manko minut już przekroczyło stan, w którym do wyrobienia limitu wystarczyło zgrać jednym od 1 do 90 minuty. Aktualnie Wisła jest 245 minut na minusie. Sprawa druga, ściśle powiązana z tą pierwszą. Jakim cudem na boisko wychodzimy w dziewięciu? Inaczej nie można określić wychodzenie wahadłami w osobach Piotrka Tomasika oraz Kristiana Vallo. Na ławce znalazł się za to, Olek Pawlak, może Olek nie jest wirtuozem obrony czy mistrzem ofensywy, ale uważam, że w obecnej sytuacji dawałby jakąkolwiek jakość na boisku. Gratis wraz z pobytem Olka na boisku nabijałyby się minuty młodzieżowca. Piotrek Tomasik zaś, w meczu z Koroną zdobył uznanie kibiców, niełatwo ustanowił rekord najniższej oceny meczowej na poziomie poniżej 2.0. Nasz płocki GTA w meczu z Widzewem postanowił, że wyśrubuje swój rekord. Tym dziwniejsze było wystawienie go na wahadle, że w ostatnich spotkaniach bardzo dobrze prezentował się kolejny młody zawodnik, Igor Drapiński. Niestety dla Igora zabrakło nawet miejsca na ławce.
W tym miejscu warty by się jeszcze zatrzymać na chwilę przy kadrze Nafciarzy na ten mecz. Nasuwa się bowiem jedno pytanie, gdzie są młodzieżowcy? Chrupałła, Kocyła, Walczak? Czy wypożyczony z Rossenborga chłopak, przychodzący jako jedna z najlepszych lewych nóg w Norwegii, jest gorszy do Piotrka Tomasika? Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi ostatnio.
Wspomnę jeszcze tylko z obowiązku, że sędzią głównym spotkania był Damian Sylwestrzak. Arbiter niezbyt dobrze kojarzący się w tym sezonie Nafciarzom, wszak to on „gwizdał” pamiętne 1:7 w Częstochowie czy porażkę 0:3 z Legią w Pucharze Polski. I możemy przejść do meczu.
Ten zaczął się od delikatnie zarysowanej przewagi Nafciarzy. Już w 3. minucie, ładnym dośrodkowaniem popisał się Adam Chrzanowski, piłkę jeszcze przedłużył Mateusz Szwoch, ostatecznie obrońcy Widzewa wyszli z tej sytuacji zwycięsko. Już 2 minuty później Nafciarze stanęli przed kolejną szansą. Tym razem trójkowa akcja: Rzeźniczak – Szwoch – Furman zakończona wypuszczeniem ładnej piłki do Kuby. O niepowodzeniu zadecydowało zbyt niedokładne przyjęcie naszego stopera. Jednak dostaliśmy jasny sygnał. Wisła nie planowała w tym meczu grać na pół gwizdka. Kolejne minuty upływały na boisku pod flagą walki w środku pola. Tutaj warto podkreślić, że w pierwszych 45 minutach Wisła całkowicie zdominowała środek boiska. Tercet Kapuadi, Rzeźniczak i Lesniak wybijał Widzewiakom przy każdej możliwej okazji pomysły na grania w ofensywie.
Jeśli piłkarze z pola grają dobrze to zawsze wiadomo, że w podnoszeniu ciśnienia można liczyć na Krzyśka Kamińskiego. Najpierw w 11. minucie zaliczył fenomenalne wznowienie gry, wprost w ręce Henricha Ravasa. Żeby 2 minuty później zaprezentować elektryczny taniec z piłką na przedpolu własnej bramki. Właściwie w bagnie, w obrębie piątego metra.
Pierwsza naprawdę dogodna sytuacja do strzelenie bramki przyszła w 15. minucie. Niestety po idealnym dośrodkowaniu Mateusz Szwocha kilku centymetrów zabrakło naszemu kapitanowi, żeby umieścić piłkę w bramce gości.
Z dziennikarskiego obowiązku nadmienię, że pierwszy strzał, Widzew oddał w kierunku naszej linii końcowej w minucie 17. Serafin Szota uderzał po rzucie rożnym. Bardzo niecelnie. W 20. minucie o swojej obecności na boisku przypomniał Kristian Vallo. Niestety Słowak zaprezentował jedynie serię beznadziejnych zagrań zakończonych stratą piłki i znowu usunął się w cień.
I tak mijały leniwie minuty pierwszej połowy, raz Tomasik nie doszedł do mięciutkiej podcinki Szwocha, raz Matos niecelnie próbował z dystansu. Na pierwszą naprawdę dobrą sytuację do zdobycia bramki czekaliśmy aż do 28. minuty. Niestety była to szansa dla Widzew, ale przy strzale Hanouska doskonale zachował się Kamiński. Pierwszy celny strzał Nafciarzy miał miejsce dopiero w minucie 37. Dobre uderzenie Słowaka na rzut rożny sparował jednak Ravas. I nad tym rzutem rożnym warto się pochylić. Piłkę wybijał Furman, do Szwocha, tak celnie, że piłka znalazła się pod nogami Krzyśka Kamińskiego. Przy okazji tej akcji warte zauważenia jest jeszcze jedno. Piotr Tomasik musi być przed meczem pilnowany przez sztab szkoleniowy lub kolegów z szatni. Chłopak ewidentnie nie dojada posiłków, bo na boisku chwilami pada z głodu. Sugeruję badać cukier lub przyjmować żele energetyczne już do pierwszego gwizdka. Do 40. minuty mieliśmy jeszcze akcje Vallo -Wolski po rzucie rożnym zakończoną jednak zbyt lekkim strzałem Rafała.
I wtedy nadeszła ona! Na imię jej było Czterdziesta Minuta! Ale od początku. Wyrzut z autu na lewym skrzydle nafciarzy, Tomasik rzuca wprost do Furmana. Dominik podnosi głowę, podprowadza piłkę kilka metrów po czym przerzucą ją do ustawionego po prawej stronie Mateusza Szwocha. Mały niebiesko biało niebieski samochodzik zgrywa piłkę głową w pole karne. Wprost do wbiegającego tam Rafała Wolskiego. Wolaczek wchodzi jak po swoje, mija Mateusza Żyro i pakuję piłkę w krótki róg bramki Widzewa! Na murawie wybuch radości! Na trybunach fala euforii!
I tak nam minęła pierwsza połowa. Szybkie wnioski po niej.
MINUSY: Kristian Vallo na boisku się męczy, fizycznie i psychicznie. Widać to w każdym kontakcie z piłką. Piotr Tomasik postanowił, że pobije swoją ocenę z Kielc na własnym stadionie.
PLUSY: Panowie Kapuadi, Rzeźniczak i Leśniak postanowili, że Widzew w pierwszej połowie nie zrobi nic, i tak też się stało. Przełamanie Wolskiego bardzo cieszy. Śpiączka to walczak jakiego Wisła potrzebowała pod nieobecność Sekula.
Na drugą połowę oba zespoły wyszły bez zmian. Już w pierwszej akcji po wznowieniu gry Nafciarze mogli podwyższyć prowadzenie. Niestety strzał głową Steva Kapuadi okazał się minimalnie nie celny. I tak naprawdę było to jedyne ciekawe wydarzenie w pierwszym kwadransie drugiej części gry. Z rzeczy mniej ciekawych. Żółtą kartka ukarany został Mateusz Żyro oraz na boisku za Normanna Hansena pojawił się Juljan Shehu.
Zmiana jak okazało się była dla Wisły sygnałem do ataku. Problem polega na tym, że nawet ja nie wiem jakim cudem w kontrataku duetu Wolski – Śpiączka, ten pierwszy podał piłkę tak niecelnie, że cała akcja skończyła się na trzydziestym metrze od bramki Ravasa.
Na stadionowym zegarze wybiła 62. minuta, kiedy nad trybunami zebrały się czarne chmury. Dosłownie! Kibice zgromadzeni na sektorze C6 oprócz przygotowanej oprawy postanowili uraczyć piłkarzy pokazem piro. Z tego miejsca chciałbym wyrazić swoją prywatną opinię na ten temat. Otóż, PIRO jak najbardziej TAK, palenie opon na stadionie NIE!
Oddymienie trybun i murawy trwało jakieś 6 -7 minut. Warto też dodać, że pokaz piro poprzedzony był, znowu wyrażę własne zdanie, bardzo fajną sektorówką. Widać, że pomysłodawca miał dobry pomysł, a i wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Po pokazie pirotechniki i zadymienia wyraźnie ożywił się Widzew. Szczęścia próbował Żyro (był na spalonym) oraz Bartek Pawłowski (za każdym razem niecelnie). Problem leży w tym, że z żadnej z tych prób nie wynikało nic. Dodatkowo tempo meczu wyraźnie siadło. Widzew próbował, ale bezskutecznie. Wisła zamurowała dostęp do własnego pola karnego.
79. minuta to zestaw zmian w obu zespołach, w Wiśle boisko opuścili Vallo (o 79 minut za późno) oraz Bartek Śpiączka. Ich miejsce zajęli odpowiednio Martin Šulek i Łukasz Sekulski. W zespole rywali Mato Milosa i Andrejsa Ciganiksa zastąpili Jakub Sypek i Paweł Zieliński.
Przerwę w grze znowu wykorzystali kibice, organizując kolejny raz siwy dym nad trybuną wschodnią.
Po wznowieniu meczu, pierwszy kontakt z piłką zaliczył Martin Šulek. Właściwie był to kontakt jedynie z rywalem, ale już na dzień dobry wyceniony przez sędziego Sylwestrzaka na żółtą kartkę.
I tak sobie mijały minuty, a każdy z upływających zbliżała Nafciarzy do upragnionych i w pełni zasłużonych 3 punktów!
Sędzia do drugich 45. minut doliczył aż dziewięć i to okazało się już dla podopiecznych Pavola Stano za dużo. W szóstej doliczonej minucie stało się coś czego wyjaśnić nie umiem. W nasze pole karne wbiegł Sypek, odegrał piłką spod samej linii końcowej do Sancheza. A ten w asyście 3 (słownie TRZECH) obrońców, umieścił piłkę w siatce. Panowie Chrzanowski, Kapuadi, Tomasik – jak wy to zrobiliście?
Niestety kilka chwil po tej bramce rozbrzmiał gwizdek końcowy. Z przebiegu spotkania nie można by powiedzieć, że Wisła zdobyła jeden punkt. Bliżej do stwierdzenia, że dwa punkty straciła. Szkoda, można było budować serie zwycięstw. Teraz pozostaje budowanie serii meczów bez porażki. Oby kolejny dołożyć już w piątek w Zabrzu!
PLUS MECZU: Postawa obrony i środka pola przez 96 minut spotkania.
MINUS MECZU: Niewidzialni wahadłowi i rosnące manko minut młodzieżowców.
Wisła Płock 1-1 Widzew Łódź
Rafał Wolski 40 – Jordi Sánchez 90
Wisła: 1. Krzysztof Kamiński – 25. Jakub Rzeźniczak, 3. Steve Kapuadi, 4. Adam Chrzanowski – 15. Kristián Vallo (80, 19. Martin Šulek), 8. Dominik Furman, 23. Filip Lesniak, 14. Mateusz Szwoch, 10. Rafał Wolski (90, 95. Damian Warchoł), 77. Piotr Tomasik – 18. Bartosz Śpiączka (80, 20. Łukasz Sekulski).
Widzew: 26. Henrich Ravas – 7. Mato Miloš (79, 21. Jakub Sypek), 95. Patryk Stępiński, 5. Serafin Szota, 4. Mateusz Żyro (90, 33. Martin Kreuzriegler), 14. Andrejs Cigaņiks (79, 23. Paweł Zieliński) – 19. Bartłomiej Pawłowski, 25. Marek Hanousek, 22. Dominik Kun, 77. Kristoffer Hansen (57, 6. Juljan Shehu) – 9. Jordi Sánchez.
żółte kartki: Šulek – Szota, Żyro.
sędzia: Damian Sylwestrzak (Wrocław).
widzów: 4232.
PO MECZU POWIEDZIELI:
Pavol Staňo (Wisła Płock):
W pierwszej połowie zagraliśmy jedno z lepszych spotkań. Dobrze operowaliśmy piłką. W tym momencie mecz był pod kontrolą. Mieliśmy parę dogodnych sytuacji do kontrataku. Wydawało się, że w meczu ugramy trzy punkty i bramka, która moim zdaniem nie może mieć miejsca w ekstraklasie. Szczególnie po tym, jak omawialiśmy takie sytuacje. To boli. Kosztowało nas to dużo. W meczu pracowaliśmy tak, żebyśmy wygrali. Widzew Łódź w drugiej połowie prezentował się dobrze. Wynik boli, bo byliśmy blisko. Szkoda. Ta drużyna musi pracować do końca, musi narzucać warunki gry. Wtedy będziemy dobrą drużyną. Są fazy bardzo dobre, ale są fazy, po których mam zastrzeżenia.
Janusz Niedźwiedź (Widzew Łódź):
Myślę, że ta końcówka osłodziła nam cały mecz. To, jak to całe spotkanie wyglądało. Mieliśmy kilka nerwowych decyzji na boisku, które nam się nie zdarzały. W drugiej połowie kilka ciekawych akcji w naszym wykonaniu, ale też kilka takich nerwowości. Nie tworzyliśmy aż tyle zagrożenia, mimo że dochodziliśmy do pola karnego. Czegoś tam brakowało. Myślę, że ten mecz, ten remis, jest sprawiedliwy. Wisła Płock miała z jedną, dwie groźne sytuacje. Myślę, że ten punkt dla jednej i drugiej drużyny jest sprawiedliwym wynikiem. Jestem zadowolony z tego, że strzelił to Jordi Sanchez. To też może być dla niego kolejny bodziec, by te bramki zdobywał.
Mój klub, moje serce, moja Wisła Płock
Oprócz tego mąż, ojciec i bimbrownik!