O tym, że jeden z twórców sukcesu polskich piłkarzy na mistrzostwach świata Jacek Gmoch pomaga drużynie, działaczom i trenerom Wisły, już informowaliśmy. Przy każdej jednak okazji Czytelnicy proszą nas o wyjaśnienie jak to się stało, że twórca sławnego „banku informacji” zdecydował się pomagać Wiśle. Mamy nadzieję, że poniższy wywiad wyjaśni sprawę i przetnie wszelkie plotki na ten temat.
A więc panie Jacku, „jak to się stało”?
Staram się na ogół łączyć swoją pracę zawodową i z niej wynikające obowiązki z obowiązkami sportowymi. W tym przypadku mogą zakomunikować, iż wraz z kolegami z Politechniki Warszawskiej, gdzie jestem starszym asystentem, rozpoczęliśmy w kombinacie badania z zakresu ochrony środowiska. A obowiązki sportowe wynikają z kolei z mojego pochodzenia: jestem Mazowszaninem, więc chcę pomóc piłkarzom mazowieckim.
Czy to już całe wytłumaczenie?
Nie. Tę drugą pracę podjąłem na prośbę wojewódzkich władz partyjnych, które spowodowały opracowanie programu rozwoju piłkarstwa na Mazowszu, a Płock ma być jego centralnym ośrodkiem.
Krążą plotki o tym, jaką pensję bierze pan z Wisły…
A mówią, że ile biorę?
Różnie – ale bardzo dużo.
No, więc wciąż jestem w cenie. Ale „niestety” nie otrzymuję żadnego wynagrodzenia z klubu, pracuję absolutnie społecznie, poświęcając jego piłkarzom czas wolny od zajęć służbowych.
Na czym ta pomoc polega?
Rozmawiam, radzę, czasem prowadzę zajęcia, analizuję sparingi.
Brzmi to zwyczajnie, wcale nie tajemniczo.
Bo nie mam żadnych tajemnic. Wasz zespół chce dobrze grać, działacze chcą piłkarzom pomóc, trenerzy chcą drużynę dobrze przygotować, a ja chcę się przydać.
Jak w takim razie ocenia pan możliwości organizacyjne klubu i zakładu?
O, wysoko, lecz bez przesady. Mało macie ludzi do sportowej roboty, ale za to dobrych. A warunki, jakie stworzyli oni zespołowi uważam za optymalne.
A możliwości zespołu…?
Nie ma w nim piłkarza, który miałby szczyt formy za sobą, a to wiele obiecuje. Rzecz jasna są w nim zawodnicy lepsi i gorsi, wszyscy jednak pną się coraz wyżej.
Awansują do II ligi?
Z tego co wiem, wynika, że plany szkoleniowe opracowano im mądrze, a oni sami na każdym kroku zapewniają, iż plany te wypełnią solidnie do końca. Gdyby więc awans zależał tylko od ilości i jakości naszej pracy, można by go być pewnym. Ale rywale też trenują; poza tym trzeba też trochę szczęścia.
Jakie daje im pan szanse?
Większe niż jakiemukolwiek rywalowi, z czystym sumieniem.
Czy „bank informacji” szanse te zwiększy?
Bank już w Wiśle działa – ale nie udziela kredytów.
… Czyli?
Nie jestem prorokiem i sam jestem ogromnie ciekaw efektów naszej wspólnej pracy.
Czyżby więc jednak, wbrew własnym zasadom, inwestował pan w nie całkiem pewny interes?
Czy ja powiedziałem, że ten interes jest wątpliwy?… Ja tylko odpowiedziałem na pańskie pytania.
Dziękuję za rozmowę i… za tę ostatnią odpowiedź. Skoro pan tak uważa – to płocczanie mogą polegać na tej opinii.
Byle tylko nikt nie lekceważył przeciwników!
Rozmawiał: J. Malanowski
Wywiad pochodzi z 1975 roku, nr 13 Tygodnika Płockiego.
Od zawsze Wisła Płock i Real Madryt. Szczęśliwy ojciec. Fan muzyki z lat 80 i polskiego hip-hopu. Siłownia to moje drugie imię.