Porażka z Mistrzem Polski. Relacja z meczu #WPŁLPO

W pierwszym wiosennym (powiedzmy…) domowym meczu na własnym stadionie Nafciarze podejmowali drużynę aktualnego Mistrza Polski. Emocji nie brakowało, ale ostatecznie nasz bilans punktowy i bramkowy po tym spotkaniu nie uległ poprawie.

Działo się w I połowie

W meczu z Lechią Wisła wymieniała nieskończoną ilość podań, ale w praktyce nie potrafiła wykreować z gry żadnej dogodnej sytuacji. Mecz z Lechem był zgoła inny – w pierwszej połowie Nafciarze stworzyli sobie kilka dogodnych okazji do zdobycia gola, ale tym razem naszą największą bolączką była skuteczność. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry z najbliższej odległości nie trafił Kapuadi. Wcześniej w dogodnych sytuacjach mylili się Wolski, Vallo (ależ to była patelnia!) i Kolar. Chorwacki Nafciarz miał też dobrą okazję do wpisania się na listę strzelców tuż przed gwizdkiem oznaczającym koniec pierwszej połowy. Mogliśmy więc schodzić do szatni z okazałym prowadzeniem, a tymczasem…musieliśmy się w przerwie jak odrobić jednobramkową stratę. W 20 minucie zawiesił się Damian Rasak. Przed polem karnym przebierał nogami i nerwowo czekał na zagraną od Dominika Furmana piłkę jak na propozycję nowego kontraktu. Nie doczekał się, a jego gapiostwo wykorzystał Murawski. Szkoda, bo chociaż Lech też miał swoje okazje do podwyższenia prowadzenia, to kibice Nafciarzy mogli czuć wielki niedosyt.

W II połowie też się działo, ale niewiele dobrego…

W przerwie holenderski trener Lecha najwidoczniej przypomniał swoim obrońcom, że prezenty rozdaje się w grudniu, a nie w lutym. Poznaniacy wyszli cofnięci, niejako zmuszając naszych piłkarzy do ataku pozycyjnego, a sami ustawili się w komfortowej sytuacji drużyny grającej z kontry. Atrakcyjność meczu liczona w podbramkowych sytuacjach drastycznie spadła. Bliżsi podwyższenia byli piłkarze Kolejorza, chociażby po próbie lobu w wykonaniu Ishaka, ale ledwie jednobramkowa strata pozwalała także nam wierzyć w jakakolwiek zdobycz punktową w tym meczu. Niestety, w 70 minucie na chwilę kontakt z bazą stracił nasz kapitan. Czerwona kartka i mogło się wydawać, że to już koniec emocji na dziś. Na szczęście nasi piłkarze to charakterne chłopaki i ambitnie dążyli do wyrównania nie zważając na przewagę liczebną przeciwnika. W końcowym kwadransie najlepsza szansę na wyrównanie miał Damian Warchoł, ale jego strzał głową z 3 metrów odbił instynktownie Bednarek. Był jeszcze podyktowany (a następnie słusznie odwołany) karny dla Lecha, były nasze rozpaczliwe próby dośrodkowań w pole karne, ale wynik do końca nie uległ zmianie.

Szkoda…

To nie był zły mecz Wisły. Szczególnie w pierwszej połowie nasza gra mogła się podobać. Na boisku zobaczyliśmy od pierwszej minuty kilku piłkarzy z tzw. „rotacji” i pozostawili oni po sobie raczej pozytywne wrażenie. Mogła podobać się aktywna w ofensywie postawa Kolara (gdyby nie ta skuteczność…) i Sulka. Szkoda zawieszki Rasaka, szkoda niewykorzystanych szans, szkoda wybryku Rzeźnika, ale przede wszystkim szkoda straconych punktów. Przy odrobinie szczęścia przynajmniej jeden był w naszym zasięgu.

Kopnij dalej

Dodaj komentarz