Drużynie piłki nożnej nie wiedzie się w tym sezonie w ekstraklasie. Powodów jest sporo, wielu kibiców podkreśla, że gdyby w zespole było więcej wychowanków, sytuacja byłaby inna. Bo chyba inaczej podchodzi do Wisły Płock wychowanek, zawodnik, który od najmłodszych swoich lat biegał po murawie stadionu, który tu mieszka, ma znajomych i kolegów z podwórka, a inaczej ten, kto traktuje Płock jako odskocznię do dalszej kariery.
Jednym z piłkarzy, którzy właśnie tu stawiali pierwsze kroki na boisku, jest Paweł Sobczak, napastnik przez wielu określany jako niespełniony talent. Zaczynał swoją karierę sportową w szkółce piłkarskiej Stanisława Tymowicza.
Ja wychowałem się na Międzytorzu, tam stawiałem swoje pierwsze piłkarskie kroki, dopiero potem szkółkę przeniesiono na Radziwie, do Stoczniowca i stąd mówi się, że jestem wychowankiem Stoczniowca.
W radziwskim klubie spędził lata juniorskie, a ponieważ się wyróżniał w drużynie, trenerzy Wisły postanowili, że karierę będzie kontynuował w bardziej utytułowanym klubie.
Miałem 16 łat, kiedy trenerem Wisły był Zbigniew Stefaniak, pierwsza drużyna była. w II lidze, ale musiałem zaczekać rok, by zadebiutować. W II lidze grałem też w drużynie Leszka Harabasza, który wprowadził zespół do ekstraklasy. W I lidze zadebiutowałem w wieku 18 lat, a szansę dał mi Bogusław Kaczmarek.
Wyjechał do Austrii Wiedeń.
Marzyłem, że mi się uda, że podbiję Austrię, chciałem grać i się rozwijać. Dziś wiem, że ten pomysł z góry był skazany na porażkę. Nie byłem do tego wyjazdu zupełnie przygotowany, nie znałem języka. Dziś jestem mądry po szkodzie, ale wtedy zupełnie nie byłem przygotowany na taki wyjazd, przede wszystkim mentalnie. Zanurzyłem się w Wiedniu i oczywiście różnie mi się wiodło. Początek był niezły, ale potem, po zmianach trenerów, było coraz gorzej. Po dwóch latach przeniosłem się do Genui, do Serie B, gdzie grałem do czerwca 2002 roku.
Oczekiwanych sukcesów nie było, świata nie udało się podbić, więc Paweł zdecydował się na powrót do Polski.
To też pewnie była zbyt pochopna decyzja, bo choć nie grałem za dużo, ale mogłem spokojnie zostać.
Wszedł z marszu w cykl meczów, w Radomsku odniósł kontuzję, która wyeliminowała go ze sportu na cztery miesiące. Runda była zmarnowana.
Potem była Pogoń Szczecin, która przeżywała swój najgorszy okres braku pieniędzy.
Sami składaliśmy się na paliwo, żeby jechać na mecz – mówi. – Efektem był spadek zespołu do II ligi, a ja wyjechałem na pół roku do Admiry Walkermedling, do 1 ligi austriackiej.
Kolejny etap kariery to powrót do Polski, do Polonii Warszawa, której udało się przez jeden sezon utrzymać w ekstraklasie, a po rundzie trener Mirosław Jabłoński zaproponował Pawłowi powrót do Płocka. Wtedy to Wisła zajęła IV miejsce w tabeli i wywalczyła sobie prawo gry w europejskich pucharach. Sobczak został potem wypożyczony do Bielska Białej, a na początku sezonu 2006/2007 wrócił do Płocka.
W październiku 2006 roku podczas treningu doznał kontuzji, która, jak się okazało, wyeliminowała go z treningów na kilka miesięcy. Na zajęcia wrócił miesiąc temu.
Ale nie oszukuję się i wiem, że ta kontuzja kręgosłupa jest nietypowa i w każdej chwili może się odnowić tłumaczy. – Może się też nic nie zdarzyć. Dlatego nie siedzę bezczynnie, trenuję, czuję się dobrze i mam nadzieję dołożyć swoją cegiełkę do utrzymania się w lidze. Bo to, że się utrzymamy, jest dla nas pewne.
W czasie rehabilitacji lekarze różnie oceniali jego kontuzję. Były nawet takie diagnozy, że powinien zapomnieć o sporcie i przyzwyczajać się do myśli o wózku inwalidzkim. Na szczęście były także inne opinie i w te dobre Paweł postanowił uwierzyć. Dzięki temu, od kilku spotkań wchodzi w końcówce meczu na boisko.
Na razie nie trenuje z pełnym obciążeniem, niektórych ćwiczeń wcale nie może wykonywać. Uzgodnili z trenerem Josefem Csaplarem, że będzie ćwiczył trochę inaczej niż koledzy z drużyny, oczywiście kiedy będzie trzeba, będą trenować wspólnie. Ma przygotowany indywidualny plan, który pomoże wejść w pełni sił do gry. Na pytanie, czy odnowiona po rundzie jesiennej drużyna jest w stanie utrzymać się w ekstraklasie, Paweł bez namysłu mówi
Jestem święcie przekonany, że tak będzie. Już pierwsze mecze pokazały, że w Płocku jest zainteresowanie piłką nożną, na stadionie zasiada 5-6 tys. widzów, widać, że ludziom zależy i warto dla nich grać, utrzymać się w ekstraklasie. Jestem przekonany, że koledzy z drużyny mają takie samo zdanie, ale to jest tylko sport. Wychodzimy na murawę z prze świadczeniem, że jesteśmy lepsi, że gramy o zwycięstwo, bo tylko taki rezultat nas interesuje. I to nie ważne z jakim przeciwnikiem, także z tymi najsilniejszymi, ale nie zawsze udaje się zrealizować założenia.
Paweł wrócił do gry, ale wszyscy widzą, że do pełnej sprawności sporo mu brakuje. Jaka więc czeka go przyszłość?
Na razie nie myślę o tym, co będzie dalej – mówi. – Jeśli się utrzymamy i klub będzie chciał przedłużyć ze mną kontrakt, to na pewno zostanę w Płocku. Ale na dziś najważniejsze jest utrzymanie.
Jak się okazuje, podobnie jak inni piłkarze, Paweł także ma kłopoty ze snem. Niemal po każdym meczu zamiast zasnąć, analizuje spotkanie, własne błędy, stworzone sytuacje. Zastanawia się, czy nie lepiej było inaczej ustawić nogę, czy przystawić głowę.
Tak jest po każdym meczu i z tego co wiem, to większość chłopaków przeżywa to samo – zdradza tajemnicę. – Ale do dziś nie je stem w stanie zrozumieć, jak mogliśmy przegrać z Lechem Poznań, na początku tego sezonu. Prowadziliśmy 2:0, graliśmy bardzo dobrze, a potem z jakichś powodów zeszło z nas powietrze i przegraliśmy. To był mecz, który już mieliśmy w kieszeni, powinniśmy wtedy wygrać. To było po naszym sukcesie na Legii, kiedy to zdobyliśmy Super Puchar Polski i to nie był przypadek. Na pewno zupełnie inaczej potoczyłaby się ta runda, gdyby mecz trwał tylko do 70 minuty. A tak spełnił się najczarniejszy scenariusz.
Mimo tego, że jest na zakręcie swojej kariery, to ma nadzieję, że sukces jest jeszcze przed nim.
Dziś wiem, że organizmu nie da się oszukać i kondycyjnie jestem w kiepskiej formie, ale nad tym pracuję – kończy rozmowę. – Piłkarsko jest wszystko ok., ale muszę pracować nad przygotowaniem fizycznym. W końcu to startuję po 5 miesiącach przerwy z poziomu zerowego.
Paweł wierzy, że jeszcze wiele jest przed nim. Zresztą, kiedy wiele lat temu stawiał na boisku pierwsze kroki pod okiem trenera Janusza Mikołajczyka, wiedział, że piłka nożna to jest to, co chciałby robić przez całe życie, to co lubi i co chciałby robić po zakończeniu kariery.
Chciałbym kibicom złożyć gorące życzenia świąteczne i życzyć nam wszystkim takiego zakończenia sezonu, jakiego wszyscy pragniemy – mówi. – Razem możemy tego dokonać, my na boisku, wy na trybunach.
Jola Marciniak
Tygodnik Płocki nr 14, 3 kwietnia 2007
Od zawsze Wisła Płock i Real Madryt. Szczęśliwy ojciec. Fan muzyki z lat 80 i polskiego hip-hopu. Siłownia to moje drugie imię.