Krótka Piłka Extra z Markiem Rzepką

Marek Rzepka jest wychowankiem naszego klubu, lecz największe sukcesy odnosił w poznańskim Lechu. W barwach Nafciarzy występował do 1983 roku. Później reprezentował barwy m.in Zawiszy Bydgoszcz czy Lecha Poznań. Występował na pozycji obrońcy. Rzepka ma również na swoim koncie 15 występów z orzełkiem na piersi. Dla reprezentacji zdobył jedną bramkę.

Co u pana słychać? Czym się pan aktualnie zajmuje?

Ja już prawie emerytura. Prowadzę działalność – wypożyczalnia przyczep, kamperów.

Czyli przyjemny biznes?

Przyjemny, turystyczny, wesoły.

Jest Pan wychowankiem Wisły. Jak pan wspomina okres gry w Wiśle?

Takie były początki. Większość z tego, czego się nauczyłem, nauczyłem się w Płocku. Jako dziecko już chodziłem na mecze, podglądałem swoich idoli wtedy z Wisły Płock. Wtedy tak, że stawiałem pierwsze kroki tak do tych 19 lat cały czas się uczyłem. Tak, że wszystkie podstawy jakie nabyłem, nabyłem w Płocku.

Marek Rzepka wychodzi przedostatni z tunelu. Zdjęcie z prywatnego archiwum Jacka Kruszewskiego.

Kto był pana idolem?

Jak z ojcem jeszcze chodziłem na mecze, to pamiętam, że każdy zawodnik był dla mnie idolem. Z niektórymi udało mi się jeszcze na koniec zagrać. Wszyscy po kolei, myślę, że kilku było na których naprawdę warto było patrzyć. W szczególności Mikulski, Janek Polańczyk, z którym mogłem parę meczów zagrać. My jako juniorzy jak wchodziłem do drużyny seniorskiej to były same gwiazdy, wszyscy dla mnie to byli idole i w każdego patrzyłem jak obraz. Ale taki najbardziej chyba zawodnik, który był taki niedostępny i my jako juniorzy się baliśmy to był Janek Polańczyk. Fajnie go wspominam, bo kawał piłkarza, naprawdę bardzo fajny zawodnik, charakter, ale nas gonił po prostu, tak, że mieliśmy szkołę życia. Później Janka poznałem już naprawdę bardzo dobrze graliśmy razem w Wiśle, jeszcze w Poznaniu się spotkaliśmy, okazał się super chłopak i super kolega. My jako juniorzy baliśmy się go strasznie, ale i podziwialiśmy, bo był fajnym piłkarzem, charakternym. Tak z perspektywy czasu patrzę ja tych chłopaków z Wisły Płock bardzo dużo uczyłem się od nich w przyszłości, bo od tego uczyłem się gdzieś tam gry wślizgiem, od tego gry głową, od tego charakteru, to wszystkie te podstawy były każdy z zawodników Wisły Płock coś tam mi dał w przyszłości, zawsze coś zostało.

Z Wisły przez wezwanie do wojska odszedł pan do Zawiszy Bydgoszcz, a z Zawiszy trafił pan do Lecha Poznań. Dlaczego akurat Lech?

Akurat Lech był pierwszym klubem, który się zgłosił. No faktycznie po Zawiszy miałem propozycji multum, chyba naście było już z 2 ligi, a ta pierwsza liga to był Lech Poznań, Pogoń, później jak już byłem w Lechu wkroczył jeszcze Górnik Zabrze. Miałem takie można powiedzieć trzy najlepsze kluby się zgłosiły po mnie. Będąc w Lechu już 2 miesiące jeszcze nie podpisałem kontraktu, ale już tam wszystko było dogrywane, załatwiali z Wisłą Płock wkroczył Górnik Zabrze, gdzie przebił można powiedzieć wszystko razy 3, ale jakoś nie wiem sentyment może poznałem tych zawodników z Lecha Poznań, bo już trenowałem z nimi już jakiś okres, więc stwierdziłem, że pieniądze to nie wszystko i jednak zdecydowałem się zostać w Poznaniu.

Był pan w drużynie, która w sezonie 82/83 rozniosła ligę. 95 bramek zdobytych przy 15 straconych. Co według pana było kluczem do tego sukcesu? Rok wcześniej spadliście z klasy wyżej.

Ja myślę, że to po prostu była bardzo dobra drużyna. Mówię tam połączenie rutyny z młodością, bo nas tam młodych wchodziło do drużyny. Faktycznie my to wszystko wygrywaliśmy. Ten awans był nawet przez sekundę nie zagrożony, tak, że wtedy wygrywaliśmy i te wyniki były niektóre bardzo wysokie. Myślę, że to połączenie tej młodości z doświadczeniem i to za skutkowało, że graliśmy naprawdę dobrą piłkę. Mogliśmy przy okazji pokazać my jako młodzi, ja przynajmniej też, że później zostaliśmy dostrzeżeni przez obserwatorów i to chyba to było to. Ta drużyna grała fajnie, my młodzi fajnie się wkomponowaliśmy w ten zespół i to wszystko zazębiło się i to szło fajnie.

Marek Rzepka pierwszy od prawej. Zdjęcie z prywatnego archiwum Jacka Kruszewskiego.

Zaczynał pan w latach 70, a skończył pod koniec 90. Jak zmieniła się piłka przez te lata?

No ja faktycznie miałem to szczęście, że zaczynałem od troszeczkę niższych tych lig. Później przez tą grę w Zawiszy i dotarłem do tej najwyższej. Piłka w latach 70 myślę, że była statyczna, była wolniejsza. Czym dalej i tak do tej pory to mi się zdaje ze futbol staje się bardziej atletyczny Tu trzeba bardzo dużo biegać, szybko biegać. Przykładowo jak spojrzymy na Mistrzostwa Świata w 1974 jak zawodnik krył na 10 m drugiego to jest dobre krycie. Teraz nie ma na to czasu jak jest metr czy 1,5 m to jest za dużo. Ta motoryka w ogromnym tempie idzie do przodu, że tutaj jednak ten zawodnik jest tak przygotowany fizycznie, że po prostu tutaj musi to wybiegać, musi w takim tempie, musi pressing, taktyka. Myślę, że w te lata 70, a teraz to jest inna dyscyplina praktycznie.

Najlepszy zawodnik, z którym grał pan w Wiśle oraz najlepszy z całej kariery?

Ja myślę, no nie wiem ja miałem szczęście w Wiśle grać z takimi zawodnikami, Janek Polańczyk tak się utrwalił, bo dla mnie to taki zawodnik, który naprawdę ten charakter mi pokazał, tzn. zobaczyłem, że nie ma piłek przegranych, byłem w Janka wręcz wpatrzony. Wcześniej Mikulski, pamiętam go podziwiałem. Nigdy z nim nie grałem, ale pamiętam jak na mecze chodziłem. Zboiński podobnie. Podpatrywałem ich jako dziecko. Z tych co grałem to myślę, że Janek Polańczyk, Bodziu Pachelski, gdzie miałem później szczęście grać w Lechu. Chyba ci dwaj najbardziej z Wisły Płock.

W Lechu myślę, że Okoński taka gwiazda, ja miałem to szczęście, że przychodząc do Lecha jakoś wpadłem mu w oko i można powiedzieć, że na drugi dzień byłem jego kolegą. Razem trenowaliśmy w parze. Po prostu opiekował się mną. Tu miałem dużo szczęścia, że spodobałem mu się. Zobaczył we mnie jakiś potencjał. Twierdził zawsze na treningu wolał wybrać takiego zawodnika, który nie odpuszcza mu. Ja wiadomo, że nie dorównywałem mu tam pod żadnym względem, ale zawsze się starałem ambitnie, walczyłem jak mogłem, ślizgami, na pograniczu faulu. Okoński nawet taka gwiazda polskiej piłki, bo faktycznie jak przychodziłem to tylko go widziałem gdzieś tam w telewizji, po prostu nawet słowa nie powiedział, poklepał brawo młody. Miałem szczęście do ludzi, że trafiłem na fajnych ludzi, od których mogłem się dużo uczyć.

Zagrał pan 15 spotkań w reprezentacji Polski. Dużo? Mało jak pan uważa?

Ja ten rozdział kadrowy jakoś tak średnio wspominam. Traktuje z niedosytem, że grałem w kadrze. Po całej mojej przygodzie z piłką, to po prostu uważam, że ta kadra była nieudanym moim epizodem. Dlatego, że też nie miałem osoby, która by mi podpowiedziała. Jak grałem w kadrze to grałem na takiej zasadzie alibi, żeby nie stracić, żeby czegoś nie zawalić. Tak się nie gra. Inaczej w klubie grałem, gdzie ofensywnie, byłem kapitanem drużyny, że ciągnąłem tą drużynę. W kadrze grałem, żeby nie stracić, żeby nie przegrać. Tak nikt nie przebije się wyżej, nikt nie zrobi postępów. Jeśli chodzi o kadrę to mam wielki, wielki niedosyt. Grałem 15 meczów, ale uważam, że w każdym z tych meczów mogłem grać inaczej, bardziej otwarcie, odważniej. Z perspektywy czasu uważam, że nie raz lepiej zawalić jedną sytuacje czy dwie, a zrobić trzy, cztery fajne akcje i wtedy ludzie patrzą, że ten zawodnik coś umie, jest odważny, potrafi rzucić, potrafi strzelić, a ja tak grałem na alibi. Takie mieszane uczucia wiadomo jest to zaszczyt, byłem dumny z tego, że jestem powołany, ale taki niedosyt pozostał.

W sezonie 94/95 dwukrotnie zagrał pan przeciwko ówczesnej Petrochemii. Jak wspomina pan te mecze?

Chyba nieciekawie, bo tam chyba niezbyt był wynik dla Lecha. Chyba przegraliśmy, jeśli dobrze kojarzę. Dla mnie to była podwójna porażka, bo wiadomo chciałem się pokazać, a my chyba przegraliśmy w Płocku, a w Poznaniu bodajże był remis. Tę porażkę pamiętam do dzisiaj, więc to niezbyt miłe było. Wiadomo, jak się gra z byłym klubem to się gra, żeby się pokazać, żeby wygrać, a tu jednak nie udało się, więc niezbyt ciekawie wspominam ten dwumecz.

Odszedł pan z Lecha po sezonie 1994/95. Miał pan propozycję powrotu wtedy do Płocka?

W tym czasie chyba nie. Miałem taką sytuację, że miałem wyjechać do Grecji. To był beniaminek, w pewnym momencie namówili mnie w klubie, w Lechu, żebym został, że będzie nowa drużyna budowana. Po jakiś 2-3 miesiącach okazuje się, że kompletna rozsypka! W tym klubie nie ma pieniędzy na nic. To taka była wegetacja w tym Lechu. Sypało się! To było widać, że drużyna się skłania ku drugiej lidze. Dano nam wolną rękę, bo tych zawodników starszych z lepszymi kontaktami już się pozbywano. To była taka czystka typowo, żeby każdy odszedł.. Widziałem, że w Lechu się źle dzieje. Z Wisły Płock miałem później jak skończyłem przygodę z piłką. Nie grałem już z 2-3 miesiące w piłkę, a miałem telefon od trenera Kaczmarka, żebym wrócił do Płocka. Ja już miałem wtedy co prawda 32 lata czy 33 już, ale już nie chciałem, już miałem przesyt piłki. Powiedziałem trenerowi, że bardzo przepraszam, że dziękuję za zaufanie, ale już nie chciałem. Chociaż mówię tu do Płocka zawsze mnie ciągnęło, ale uważałem, że już ten rozdział za zamknięty. Nie ma co tam od nowa zaczynać, tym bardziej, że już 2 miesiące nie trenowałem. Już nie chciałem grać i nie chciałem wracać do Płocka.

Śledzi pan wyniki Wisły?

Tak, zawsze zostaje w sercu ta drużyna. Nieraz z kolegami rozmawialiśmy ta twoja drużyna wygrywa, twoja przegrywa, zawsze jestem kojarzony z Płockiem. Pamiętam, że w Płocku robiłem pierwsze kroki. Pamiętam boisko na Hermana jak graliśmy tam. Przypominam sobie nawet takie mecze, że będąc gdzieś tam już w Lechu graliśmy jeszcze na jakiś boiskach osiedlowych. Ś.p. Marek Ostrowski, Paweł Dylewski i ja. To mi się przypomina. Urodziłem się w Płocku, życie inaczej potoczyło się, wyprowadziłem się do Poznania i tyle. Dużo zawdzięczam Wiśle! Tam spotkałem wspaniałych trenerów w juniorach, trampkarzach, więc ja to wszystko dobrze wspominam, to dzięki temu klubowi, dzięki niektórym chłopakom, trenerom, po prostu wypłynąłem wyżej.

Kilka słów do kibiców Wisły                                                

Żeby przychodzili w większej ilości na stadion. Powstaje piękny stadion! Na pewno ten stary stadion trochę odstraszał nie było dachu, było daleko do murawy, nie było takiej atmosfery. Chciałbym już zobaczyć nowy stadion. Nawet z Pawłem Dylewskim umawiałem kiedyś, że jak stadion będzie oddany to wybierzemy się na mecz. Paweł Dylewski obiecał, że załatwi bilet, tak, że chciałbym odwiedzić stare kąty no i zobaczyć ten stadion. Mam nadzieję, jestem wręcz przekonany, że jak stadion będzie otwarty, to będzie komplet ludzi! To jest inaczej jak jest fajna atmosfera, fajny stadion, na głowę nie kapie, jakaś gastronomia wkoło, to przyciąga. Myślę, że ktoś pójdzie raz, drugi, trzeci na taki mecz to wciągnie go to i po prostu będzie chodził. Te stare dzieje, że przychodziły na mecze 3-4 tysiące myślę, że nie powtórzą się. Stadion przyciągnie ludzi, potrzeba jeszcze, żeby ta drużyna grała, bo aktualnie lekka zadyszka, ale uważam, że tą drużynę stać na wynik. Myślę, że jak zaczną grać, to ten stadion będzie pełny i ja też będę z chęcią przyjeżdżał jak będę miał możliwości. Będę chodzić na spotkania. Może nie do końca kibicował Wiśle, bo mam inną drużynę 🙂 Dla mnie moją drużyną jest już Lech, ale jak mówię kibicuje Wiśle! Lech, a później Wisła Płock!

Dziękuję za rozmowę! Do zobaczenia na nowym stadionie!

Kopnij dalej

Dodaj komentarz