Krótka Piłka Extra z Marcinem Gocejną

Marcin Gocejna jest wychowankiem naszego klubu. W barwach Nafciarzy rozegrał 101 spotkań, w których strzelił 8 goli. Zapraszamy!

Co u ciebie słychać? Czym się aktualnie zajmujesz?

Przygodę z piłka nożną skończyłem w 2004 r. Był to bardzo trudny i przełomowy etap w moim życiu. Bez względu, na którym etapie życia każdego sportowca przychodzi taki moment. Przyczyn zawsze jest wiele począwszy poprzez konflikt z klubem, problemy ze zdrowiem, ale przyszedł czas na zaplanowanie dalszej części życia, tej niesportowej.

Czytając ten fragment młodzi sportowcy, których kariera sportowa właśnie się zaczyna uśmiechną się, ale zupełnie poważnie, jeżeli planuje karierę nie tylko sportową należy myśleć co będziecie robić po jej zakończeniu, a w moim przypadku po jej przerwaniu.

W czasach, kiedy grałem nie było to takie oczywiste. Spotkałem na swojej drodze trenerów, którzy mówili: albo chcesz być dobrym piłkarzem albo dobrym uczniem. W moim przypadku w trakcie gry w piłkę na poziomie zawodowym nie zaniedbywałem szkoły średniej, później studiów, tym samym proces przejścia na wcześniejszą „rentę” sportową był łatwiejszy.     

Aktualnie z piłką nożną mam styczność wyłącznie wirtualnie oglądając najciekawsze mecze i turnieje przed szklanym ekranem. Od 2004 roku pracuję w branży telekomunikacyjnej, a od kilku lat koordynuję i nadzoruję międzynarodowe projekty budowy infrastruktury telekomunikacyjnej i systemów teletransmisyjnych.

Polska piłka lat 90 – krążą legendy o tym co się wtedy działo. Jak wspominasz tamte czasy?

W każdej legendzie jest odrobina prawdy. Też słyszałem wiele legend, ale to temat na dobrą lekturę rozrywkowo- sensacyjną. To były kolorowe czasy w każdej dziedzinie życia. Jedną z takich opowieści, która mi utkwiła, jak miałem okazję dzielić na zgrupowaniu pokój z kolegą z Widzewa Łódź była z kategorii: „kiedyś było inaczej”, a mianowicie, że w czasach, gdy nie było kont bankowych piłkarze odbierali wynagrodzenia w kasach klubowych i przechowywali je w reklamówkach w szufladach w domu. Mam nadzieję, że nie czyta tego Urząd Skarbowy😊 także legendy mieszały się z prawdziwymi zdarzeniami. Myślę, że był to czas ograniczonego dostępu do informacji, informacje były często przeinaczane i ubarwiane. Przypomnijmy, że nie było telefonów komórkowych.  

Lata 90-te to czas, w którym podjąłem decyzję, żeby zacząć trenować piłkę nożną. Wszystko było podporządkowane treningom. Jako młody chłopak rozpoczynając jako „kopacz” w juniorach Petrochemii podpatrywałem piłkarzy I zespołu, Pawła Dylewskiego, Krzysztofa Kwasiborskiego, Piotra Soczewkę, Adama Majewskiego i wielu innych, którzy wywalczyli awans przy moim drobnym udziale dzięki trenerowi Grzegorzowi Wenerskiemu, który dał mi szansę zdobywać II ligowe doświadczenie. Był to dla mnie bardzo duży przeskok z drużyny juniorów do I zespołu. Pamiętam fenomenalną atmosferę, chrzest w juniorach starszych, bieganie z I zespołem w Soczewce na treningach wysiłkowych, turnieje z reprezentacji okręgowej, wyjazdy na turnieje do Wielkiego Widzewa i ŁKSu, zgrupowanie w Darmstadt RFN i wygrany przez nas międzynarodowy turniej juniorów, jak zabieraliśmy chłopakom używane buty z szatni niemieckiej drużyny, bo my juniorzy z Polski nie mieliśmy żadnych markowych ubrań😊Można by stworzyć oddzielny cykl temat: jak żyło się piłkarzom w czasach gdy nic nie było…. Było całe mnóstwo wspomnień.

Oczywiście najważniejsze i najbardziej przełomowe to reprezentowanie Petrochemii Płock w rundzie rewanżowej w I lidze i powołanie do reprezentacji Polski U-20 na mecz z Włochami, na które nie zostałem zwolniony z klubu i moja pierwsza poważna kontuzja na zgrupowaniu Petrochemii w Czechach, która wykluczyła mnie z reprezentacji. Lata 90-te kojarzą mi się wyłącznie z piłką😊 No i najważniejsze magazyn GOL prowadzony przez Jacka Laskowskiego w TVP i nominowani do bramki kolejki. Ale to były emocje. Byłem w programie z golem z Górnikiem Zabrze, za którą otrzymałem skrzynkę piwa od sponsora EB, które to piwo niestety trener Hubart Kostka kazał mi rozdać starszym kolegom. Takie były czasy hierarchii w drużynie.

Marcin Gocejna, dla wielu nastolatek bożyszcze, dla którego przychodziły na stadion! Jak wspominasz czas spędzony w Petrochemii? Atmosferę w szatni, ludzi, którzy ją tworzyli?

Nie miałem o tym pojęcia, że byłem bożyszcze, tym bardziej dla nastolatek, bo z trybun często słyszałem „Gocejna popraw włosy”😊 „Gocek popraw grzywkę” Ale to było motywujące. Do tej pory jeszcze to słyszę i budzę się w nocy zlany potem.  Kibice z Płocka to wyjątkowi ludzie, bo bardzo zżywali się z zespołem. Zawsze wierzyli, że kolejny spadek będzie tym ostatnim, a awans z II ligi do I-wszej to formalność. Tak było wielokrotnie. Dzięki awansowi do I ligi piłkarze mogli zmierzyć się, a kibice na żywo obserwować piłkarzy Legii Warszawa, Widzewa Łódź, GKS Katowice, Górnika Zabrze, piłkarzy, którzy tworzyli wielki futbol w Polsce.  

Miałem ogromne szczęście, że jako wychowanek grałem naprawdę z „prawdziwymi” piłkarzami, którzy przyciągali tłumy nastolatek takich jak Rafał Siadaczka, Jacek Grembocki, Dariusz Podolski, Andrzej Przerada, Kazimierz Sidorczuk, Paweł Miąszkiewicz, Bogusław Pachelski, a w moim debiucie w I zespole z wychowankami, którzy wywalczyli ten awans, a których przywołałem wcześniej. 

Naprawdę byłem skupiony tylko na grze, treningach i studiach. Zgrupowania przedmeczowe trwały kilka dni w odizolowaniu od domu i znajomych. Nie było czasu wolnego zbyt wiele.  Pomimo tego, że największym sukcesem dla mnie była gra pod wodzą Huberta Kostki, bo to on rzucił mnie na głęboką wodę w towarzystwie graczy z polskiej ligi, których klub zaprosił do grania w rundzie rewanżowej I ligi i walce o utrzymanie to dla mnie najlepsze wspomnienia przywołuje gra w II lidze z Wojtkiem Małochą, Markiem Jakóbczakiem, Radosławem Kowalczykiem, Darkiem Podolskim, Januszem Decem pod wodzą Leszka Harabasza. To był „dream team” w jakim każdy piłkarz chciałby grać. Ja miałem to szczęście. Atmosfera była fenomenalna, ale tam, gdzie są sukcesy, to wszystko jest fajniejsze i bardziej motywujące.    

Jaka była przyczyna tak słabych wyników po pierwszym historycznym awansie w rundzie jesiennej?

Przyczyn słabych wyników jest zawsze wiele. Nigdy nie ma jednej. Zawsze debiut beniaminka i awans wiążą się z tym, że dopiero z upływem czasu, z meczu na mecz nabiera się doświadczenia i „cwaniactwa” ligowego. Jeżeli nie ma wyników to bardzo trudno o wysokie morale drużyny. Dla drużyny Petrochemii i przeambitnych i walecznych chłopaków to był spory przeskok z II ligi do I-wszej. Ja wtedy zaczynałem grę w końcówkach meczu. Zawsze porównuję do tego, gdy ja zacząłem grę w I zespole w I lidze w rundzie rewanżowej. Wszedłem bardzo dobrze do zespołu, bo byli w drużynie zawodnicy, którzy mieli ogromne doświadczenie ligowe i było to czuć na boisku. Respekt innych drużyn do Petrochemii był odczuwalny na boisku. Piłkarze pokroju Jacka Grembockiego, Kazimierza Sidorczuka, Andrzeja Przerady, Pawła Miąszkiewicza, Rafała Siadaczki dali dodatkowego paliwa drużynie. Twarda stara szkoła i myśl szkoleniowa Huberta Kostki wprowadziła nową energię do zespołu. Szkoda, że tak niewiele zabrakło do utrzymania. To byłby przełomowy moment.    

Czego zabrakło bądź co stało na przeszkodzie do zrobienia większej kariery w piłce?

Po krótce mogę napisać, że kontuzje, kontuzje i kontuzje i chyba brak kogoś czyt. manager, który przypilnuje spraw organizacyjno – finansowych i uderzy pięścią w klubowy stół jak będzie taka potrzeba. Potrzebne jest obiektywne wsparcie i pokierowanie młodym chłopakiem.

Nie ukrywam żalu do klubu, gdy w przełomowych momentach, takich jak powołanie do U-20 na zgrupowanie i mecz z Włochami musiałem pojechać na zgrupowanie z klubem i doznałem kontuzji mięśni skośnych brzucha, bo trenowaliśmy na lodzie i śniegu. Gdy już wróciłem do lepszej formy, to w meczu z Koroną Kielce zerwałem więzadło krzyżowe w kolanie.  Po powrocie do zdrowia miałem jeszcze szansę przeniesienia się do Lecha Poznań, ale działania niektórych osób w klubie uniemożliwiły mi to. Wtedy zaczął się koszmar i niestety ten najmniej miły okres w klubie. To były już ostatnie moje lata gry.  Został rozwiązany ze mną kontrakt w trakcie kontuzji i sprawa trafiła do Sądu PZPN, w której można by rzec kategoria „legendy lat 90″ pasuje idealnie. Wygrałem spór po roku sądzenia z klubem w Sądzie PZPN, ale to był mój koniec przyjaźni z klubem. Są to sytuacje, które mogą zdarzyć się w życiu każdego i są wpisane w karierę sportową.

Pomimo tego czas, w którym grałem w zespole do momentu, w którym doszło do „rozwodu” wspominam dość często i bardzo chętnie do tego wracam. To najlepszy czas mojego życia. Sport nauczył mnie wytrwałości, dyscypliny, punktualności, poświęcenia, ale też pogodzenia wielu rzeczy, które w dalszym życiu wykorzystuję z powodzeniem. Muszę wspomnieć o najbliższych, którzy zawsze byli wsparciem, bo jest to bardzo ważne. Byli zawsze, kiedy czułem, że ich potrzebuję.   

Z Twojej perspektywy czemu lata 90 w Płocku to istny rollercoster? Awans i natychmiastowy spadek.

Odpowiedź jest pewnie bardzo prosta, bo zależy to od zarządzania zasobami ludzkimi w klubie na poziomie menadżerskim, właścicielskim, trenerskim. To trudny proces. Co najważniejsze wymaga to otoczenia ludzi, którzy naprawdę kochają ten sport i mają ogromne wyczucie, jeśli chodzi o podejmowane decyzje, ale emanują ogromnym zaangażowaniem i poświęceniem. Atmosferę buduje się od góry kończąc na kierowcy autobusu, który przewozi zawodników na mecz.  Z perspektywy oceniam, że zawsze coś iskrzyło w klubie, a piłkarze musieli udawać, że są, poza tym i nie przenoszą tej atmosfery na boisko. Ostatnie wydarzenia w klubie obnażają jak łatwo jest popsuć to co buduje się latami. Będzie bardzo trudno awansować do Ekstraklasy.      

Utrzymujesz kontakt z zawodnikami, z którymi grałeś w Petrochemii?

Od 19 lat mieszkam daleko od Płocka.

Bardzo cenię sobie kontakt telefoniczny z Wojtkiem Małochą, który zawsze mnie wita w słuchawce telefonu: Dzień dobry panie piłkarzu. Wyobrażacie sobie, że tak mówi do mnie Strzelba?! Król strzelców. Wspominamy razem czasy, w których trener Wiesław Wojno chciał nas obu zabrać do Śląska Wrocław, ale… klub rodzimy stał na straży.

Mam jeszcze kontakt z Bartoszem Jurkowskim, bo jak się okazuje dzielimy wspólną pasję jazdy motocyklami. Bardzo ważny jest dla mnie kontakt trenerem Grzegorzem Wenerskim, który zawsze pamięta, żeby zaprosić mnie na spotkania z kolegami z klubu, rzadziej już na turnieje. Zapewne dlatego, że nie chce mnie zawstydzić kondycją na boisku.

Co najbardziej utkwiło ci w pamięci z tych wszystkich lat gry w Petrochemii?

To bardzo trudne pytanie, bo zrobiłem się bardzo sentymentalny. Wracam często wspomnieniami do początków, gdy grałem tylko za tzw. „dres Petrochemi” i gumowe „korki” często skoślawione, bo po starszych kolegach i wodę sodową po treningach. To może banał, ale to najwspanialsze czasy, gdy nie było nic tylko boisko z cegły, kłęby czerwonego kurzu. Kibiców, którzy w liczbie 18 tyś. Krzyczeli na trybunach nie tylko „Gocek popraw włosy” ale po strzelonym golu, zdarzało się 😊 Kto strzelił gola?!

Momenty awansu, gdy czuliśmy, że nie zawiedliśmy kibiców daliśmy im radość. Gdy spotykałem kibiców poza stadionem i rozmawialiśmy o tym kto jak grał, co spartolił i dlaczego Andrzej Przerada jak odpala „motorynkę” prawą nogą to wszyscy na to się łapią. Pamiętam jeszcze wiele sytuacji śmiesznych jak np. Andrzeja Przeradę, Mirka Milewskiego i Rafała Siadaczkę (sorry chłopaki) jak popalali papierosy na zgrupowaniach, a potem na boisku ich płuca przeobrażały się w maszyny do pompowania tlenu do krwi i na boisku biegali w tą i z powrotem przez 90 min. Kiedyś było jakoś inaczej😊 To powietrze w Płocku jakieś czystsze😊

Najlepszy zawodnik, z którym mogłeś zagrać w Płocku?

Tak szczerze to było ich wielu. Ja zawsze byłem takim, który obserwował i starał się czerpać od każdego to co jest najlepsze. Bardzo lubiłem obserwować, jak pracuje i rozgrywa na boisku Marek Witkowski, Darek Romuzga, Adam Majewski. Zawsze uważałem, że środkowy pomocnik to trudna pozycja, bo trzeba być cały czas skupionym w ataku i obronie mieć oczy dookoła głowy. Imponowali mi środkowi pomocnicy chociaż najlepszy czas rozgrywałem na lewej pomocy. Byłem pod wrażeniem duetu Marka Jakóbczaka i Wojtka Małochy. Może też dlatego, że patrzyłem na ich grę z perspektywy pomocnika i widziałem jak fajnie współpracowali. To tak jakby na boisku zobaczyć razem Haalanda i Lewandowkiego😉 

Z perspektywy byłego zawodnika. Co zawiodło, że ten sezon tak się skończył jak się skończył?

To co zawsze albo w większości zawsze się przyczynia do spadku. Brak monolitu w drużynie spowodowany zapewne wydarzeniami wokoło drużynowymi. Nawet przejęcie drużyny przez Marka Saganowskiego nie wpłynęło na wyniki. Nie zadziałał syndrom nowego trenera i chwilowej motywacji zespołu. Tam coś rozpadło się dużo wcześniej. Domyślam się, że zawodnicy, którzy teraz odchodzą z zespołu podjęli takie decyzje wcześniej. Teraz jest czas, że obwiniają wszyscy wszystkich. To trudny okres dla zespołu. Budowanie relacji w zespole, ale i poza nim wymaga doświadczonych menedżerów. Zabrakło chyba tego doświadczenia i zbytniej wiary tylko w to, że los się uśmiechnie. Wszystko poszło nie tak.

Czy na czasy kryzysu lepiej budować drużynę z wychowanków, bo to przynajmniej z założenia, osoby, którym bardziej zależy na klubie?

Warto zatrzymywać zdolnych wychowanków w klubie. To mozolna praca od podstaw. Do tego jest potrzebne zaplecze, odpowiednia motywacja, cały proces szkolenia i rozwoju. To wymaga ogromnej cierpliwości, ale też dużego zespołu ludzi, ale zdolnych ludzi do kształtowania młodzieży. Nie ma drużyn składających się z samych wychowanków. Wychowankowie też potrzebują otaczać się doświadczonymi kolegami, żeby nabierać ogrania rozwijać się. Jak już jest kryzys to za późno, żeby teraz o tym myśleć. Ci młodzi zdolni nie dźwigną ciężaru drogi do awansu. Myślę, że w dobie podziału na Ekstraklasę i I Ligę to mega wyzwanie zbudować zespół, który awansuje. I liga jest silna w kilka zespołów które będą chciały awansować. To nie jest ta dawna I czy II liga.

Kilka słów do kibiców Wisły 😊

Moi drodzy kibice ci, którzy pamiętają jeszcze 1995 rok przed naszą erą😉 i ci którzy pamiętają co było wczoraj.

To Wy byliście podziwiani przez inne kluby jako najliczniejsza publiczność w kraju w liczbie 15 000 na trybunach, tego nie zapomni żaden piłkarz, który występował w tamtym czasie w Płocku. Potrafiliście się zorganizować, kiedy była taka potrzeba i to udowadniacie.

Życzę Wam żebyście odzyskali wiarę w awans, bo jesteście częścią sukcesu drużyny i zawsze byliście w tych najtrudniejszych momentach. Wasz głos zawsze powinien się liczyć. W każdej sprawie.

Wszystkim którym w żyłach płynie PETROCHEMIA dziękuję za doping!

Dziękujemy za rozmowę!

Kopnij dalej

Ten post ma jeden komentarz

  1. Ma

    Miło sie czytalo. A jeśli dobrze kojarze, MG mieszka w Warszawie, daleko czy nie, nie na jednoznacznej odpowiedzi, zabrzmialo tylko to tak, jakby wyprowadzil sie za granicę… 🙂 Pozdro!

Dodaj komentarz