Kolejne powołanie Gleba Kuchko do młodzieżowej kadry Białorusi sprawiło, że coś we mnie pękło. Jeszcze nie tak dawno wściekaliśmy się, że Igor Drapiński gra w kadrze zdecydowanie więcej niż w klubie. A w przypadku Gleba mówimy o jeszcze większej przepaści.
Wielu czytających ten tekst pewnie się zgodzi z tezą – Szymon Leśniewski (’06) i Gleb Kuchko (’05) to jedne z największych talentów, jakie obecnie są w szeregach Nafciarzy. Nie twierdzę, że jedyne czy bezdyskusyjnie największe, ale zdecydowanie są to najjaśniejsze postacie w swoich rocznikach. Dodatkowo gdybym postawił drugą tezę, w brzmieniu -Wisła Płock nie umie stawiać na młodych – też pewnie nie znalazłbym wielu przeciwników.
Sam przypadek Gleba doprowadzić może kibica do zawrotów głowy. Żeby dobrze zrozumieć cała tę historie, cofnijmy się w czasie do lipca roku 2022. Dokładnie 18 lipca Wisła ogłosiła ze młody skrzydłowy podpisał z nami 3-letni kontrakt. Pojawił się jednak szereg problemów natury formalnej. Gleb jako piłkarz niepełnoletni, spoza Unii Europejskiej wymagał dość specyficznej i jak się okazało problematycznej procedury uprawniania go do gry. Ruszył wyścig z czasem, Wisła głównie za sprawą Arkadiusza Stelmacha robiła wszystko, aby uzyskać zgodę na rejestrację młodzieżowego reprezentanta Białorusi do gry w naszym klubie. Kiedy wielu z nas powoli traciło nadzieję i z utęsknieniem wypatrywało 3 czerwca, dnia kiedy Gleb osiągnął pełnoletniość i niejako mógłby zostać z głoszony z automatu. Nadszedł 31 dzień marca roku bieżącego. Tego dnia klub ogłosił, że Gleb został zgłoszony do rozgrywek PKO BP Ekstraklasy, znaczyło to ni mniej, ni więcej jak to, że Gleb będzie mógł oficjalnie zadebiutować w Wiśle.
Na oficjalny debiut Gleb czekać długo nie musiał, już dwa dni później wszedł na boisko w 46. minucie starcia Wisły II Płock z Oskarem Przysucha. Tydzień w identycznym wymiarze czasowym zagrał z wygranym przez Wisłę pojedynku z Victorią Sulejówek. Dwa pierwsze spotkania po 258 dniach oczekiwania na oficjalny mecz, nie były może najlepsze w wykonaniu młodego Białorusina. Jednak Gleb rozkręcał się z meczu na mecz, już w trzecim oficjalnym meczu wyszedł na boisko w podstawowym składzie rezerw Nafciarzy. W czwartym spotkani rozpoczął strzelanie. Gleb na zdobycie pierwszego gola w oficjalnym spotkaniu potrzebował więc 260 minut.
Konkurenci pobici bezdyskusyjnie.
Ostatecznie Gleb od debiutu do końca sezonu rozegrał w barwach Nafciarzy dwanaście spotkań. Dało to 804 minuty na boisku i przełożyło się na cztery trafienia i cztery asysty. Przypomnę tylko, że Kuchko pozostawał przez ponad 250 dni bez możliwości gry w spotkaniach oficjalnych, musiał się zadowolić meczami sparingowymi i codziennymi treningami.
Pora teraz na delikatne porównanie. Niespełna osiemnastoletni Gleb notuje 4 gole i 4 asysty w debiutanckim sezonie, po niemal 9 miesiącach czekania na grę. Radosław Cielemęcki, na co dzień gracz pierwszego zespołu Wisły, będący niejako naturalnym rywalem Gleba o miejsce w składzie, przez cały sezon notuje w dwójce 17 występów, 1221 minut i … zalicza 3 asysty oraz tyle samo … żółtych kartek. Goli brak.
Ktoś powie, przypadek. Dobrze, może i przypadek, przypadkiem jest też zapewne, że tyle samo goli co Gleb zaliczył w drugim zespole w ubiegłym sezonie Tomasz Walczak. Rożnicę mamy dwie, Tomek potrzebował na to 1013 minut na boisku, dołożył w tym czasie jedną asystę i został napomniany pięciokrotnie żółtym kartonikiem, to pierwsza. Druga, Tomek występuje na boisku jako nominalny napastnik.
Cienka granica cierpliwości.
Miniony sezon dla Gleba musiał być bardzo ciężkim okresem w jego krótkiej karierze. Mnóstwo czasu bez prawdziwej rywalizacji boiskowej. Wiele trudnych rozmów o przyszłości z trenerami czy innymi odpowiedzialnymi za szkolenie młodzieży w Wiśle. Miał też jednak chwile przełomowe. Jeszcze zanim udało się Glebowi zadebiutować w meczu oficjalnym, zadebiutował już w sparingu pierwszego zespołu. Zauroczony talentem Białorusina Pavol Stano postanowił włączyć go do kardy Wisły na słowackie tournee, gdzie Gleb zdobył nawet bramkę. Pomyślcie sami, jak musiał się poczuć ten chłopak w tej chwili. Jaka to musiała być dla niego radość, duma, że ktoś go docenił. Pavol Stano wielokrotnie później w rozmowach powtarzał, że Gleb dostanie swoja szansę, jeśli okoliczności na to pozwolą. Niestety nie pozwoliły, Wisła do samego końca rozpaczliwie wręcz próbowała się utrzymać w Ekstraklasie, a i w pewnej chwili Pavola już w Płocku nie było.
W miejsce słowackiego trenera pojawił się Marek Saganowski, a wraz z nim nowe nadzieje dla wielu kibiców czy piłkarzy, w tym również dla młodego Białorusina. Gleb, praktycznie z marszu, po sezonie drugiej drużyny i zgrupowaniu kadry, ruszył z pierwszym zespołem na letni obóz przygotowawczy do słowackiego Samorin. Tam wystąpił w dwóch spotkaniach, ze Spartakiem Trnawa oraz Slovanem Bratysława. I kiedy wielu z nas wierzyło, że Gleb swoją szansę na pokazanie się szerszej publiczności nareszcie dostanie… został on zesłany z powrotem do drugiej drużyny.
Wywiad jakiego Gleb Kuchko udzielił podczas letniego obozu w Samorin możecie przeczytać TUTAJ!
Tylko ślepy by tego nie zauważył.
Nie wiem co trzeba mieć na oczach, żeby nie dostrzec talentu tego chłopaka. Jak dziwną trzeba się kierować logiką, żeby nie rozumieć, że Gleb prócz talentu posiada też olbrzymi potencjał sprzedażowy i umiejętnie prowadzony może za jakiś czas okazać się rekordowym transferem wychodzącym z Wisły. Jedno wiem na pewno. To, co dzieje się obecnie z Glebem w Płocku woła o pomstę do nieba.
Dlatego z tego miejsca chciałbym osobiście prosić wszystkich, którzy odpowiadają za obecną sytuację Białorusina o chwilę refleksji i opamiętanie. Panowie, za rok czy dwa możemy przez własne błędy stracić ten olbrzymi talent i mieć kolejny wielki wyrzut sumienia porównywany do Oskara Tomczyka.
Mój klub, moje serce, moja Wisła Płock
Oprócz tego mąż, ojciec i bimbrownik!
Cenny, potrzebny wpis i tu nawet nie chodzi o „dostrzeżenie talentu”. Ale po kolei…
Wiele razy pisałem, narzekałem, apelowałem, ze przez własną głupotę (choćby lekceważenie istoty skrzydłowych) oddajemy/oddaliśmy (chyba najlepsze słowo) konkurentom Ekstraklasę. Bo wrócić, odbudować wszystko jest znaaaacznie trudniej (co widać po ŁKS, Wiśle Kraków). Mogliśmy spróbować zaliczyć miękkie lądowanie i od razu postarać się o odbicie z powrotem, wykorzystując parę jaka została z Ekstraklasy (bo spadliśmy o włos). Ale u nas zaczął się okres burdelu, bezkrólewia, nonszalanckiego wyrzucania Furmana i braku transferów w odpowiedniej ilości/jakości (czyli np wyróżniających się z niższych lig). Też pisałem sporo, jest jak jest… Furmana nie ma, Sztylka mieli kołami – widać na głupotę nie ma lekarstwa (w postaci spadku) i my wciąć jeszcze jesteśmy w locie nurkowym.
ALE..
Ta sytuacja paradoksalnie może mieć swoje zalety. Możemy przekuć ją w mały sukces, bo oto mamy niepowtarzalną okazję zrobienie przeglądu kadr, dania szansy młodym i sprawdzenia ich w boju, W BOJU, a nie w „sprawozdaniu” trenera. Są ogromne braki kadrowe, masa kontuzji, a Saganowski i tak jest przestraszony i na defensywnego pomocnika wpuszcza… 31-letniego Biernata. To po co płacimy Drapińskiemu? Kiedy szansę ma dostać młodzieżowy reprezentant, jak nie na zapleczu, przy braku piłkarzy do gry?! To on powinien wchodzić – zagrać ze 2-3 mecze. Przegramy? Trudno, ale przynajmniej czegoś się o nim dowiedzieliśmy. To samo Cielemęcki, Chrupałła, Kuchko. Zrozumiałe, że w Ekstraklasie mieli trudno o minuty, ale teraz? Brakuje tylko odwagi. Mam wrażenie, że Saganowski zbyt mocno przywiązuje się do nazwisk i dawnych występów. Brak mu odwagi, jaką miał choćby Kaczmarek, czy Jabłoński. Chrupałła siedzi tutaj od dawna – wóz albo przewóz. W ostatnim meczu nie zachwycił, ale jednak ma już 2 wyborne asysty, bo te dośrodkowania to było mistrzostwo. Z rożnego – silne, precyzyjne, z rotacją. Z Katowicami niesamowicie dokładne, słabszą nogą! Nagle Chrupałła dostał szanse, może zostanie, może odejdzie, ale świat się nie zawalił. Eureka!
Na los Cielemęckiego narzekam od paru tygodni. W Ekstraklasie miał serie paru wystepów w 1 składzie, u różnych trenerów. Teraz wchodził z ławki i pokazywał wielką swobodę i technikę.. i wrócił na ławę (bo lepiej dogorywać Janusem, z całym szacunkiem). Tak jak pozostali, Cielmęcki jest w takim zawieszeniu. Niby 20-lat, przegrywał konkurencję z silną ekstraklasową konkurencją, ale grać potrafi. Ani piłkarz do pogonienia, ani zawodnik 1 składu – nie wiadomo co z nim zrobić. Niech wyjdzie 3-5x w 1 składzie, na swoją pozycję, nie na skrzydło i da odpowiedź, co do jego przyszłości w klubie. Czy dalej będzie takim który nie gra, ale w sumie nigdy nie dostał prawdziwej szansy?
Kuchko. To nie jest młody piłkarz. 18 lat, to już trzeba wchodzić w seniorską piłkę. Spadek jest wręcz pod niego. 15-latek, to musi się ogrywać gdzieś w rezerwach, bo nie jest gotowy, ale nie pełnoletni piłkarz. Niektórym w Polsce wydaje się, że trzeba teraz hodować go do 23-25 lat, aby dostał 1 szanse. To absurd.
Jeśli ci piłkarze są tak słabi, że wręcz boimy się ich wpuścić na boisko w drugiej lidze(!), to nie ma sensu płacić im pieniędzy. Ale jestem pewny, że by sobie poradzili. Część może zostać w 1 składzie na stałe. Chrupałła pokazał, że nawet jak mu ostatni mecz wyszedł naprawdę słabo, to i tak nie ma się czego bać (asysta). To jest ten moment, bo jak zaraz wróci do zdrowia Kocyła, rozkręci się Sekulski, wróci Furman ;), zaległości fizyczne odbuduje Srecković i np stanie się kluczowa postacią, to znowu będziemy rozkładać ręce i stawiać znak zapytania przy Kuchko, Cielmęckim, Chrupalle, Drapińskim. Kto nie ryzykuje, ten nie wygra. My wolimy pchać się w 31-letnich Biernata, Stebleckiego, Thiakane, czy jeszcze starszych Małeckiego, czy Janusa. Wiele z tego już nie wyciągniemy, a Thiakane pokazuje, że choć akurat on mógł z miejsca dostać kredyt zaufania od trenera, to nie pokazał nic, co jest poza zasięgiem młodzieżowców. Czemu Thiakane może przyjść w czwartek, a w sobotę wyjść w podstawowym składzie, a inni 20-letni czekają na 1 skład w nieskończoność?