PIŁKARZE „WISŁY” O SOBIE [RETRO WYWIAD]

W ostatnich numerach „Tygodnika Płockiego” na kolumnie sportowej najczęściej poruszanym tematem była oczywiście piłka nożna. Z wielką uwagą wszyscy śledziliśmy to, co działo się w II grupie II ligi, jako że tam właśnie rozgrywała swoje mecze drużyna „Wisły” Płock.

Emocje kibiców i nastroje ludzi z drużyną blisko związanych przeszły metamorfozę, od euforii po spotkaniu z RTS „Widzew” Łódź, poprzez pierwsze i następne przegrane, aż wreszcie do pierwszego listu od rozżalonego kibica, który radził co zrobić, żeby utrzymać zespół „Wisły” w II lidze. Potem przyszły dalsze listy, ale niestety, płocczanie „umocnili się” na ostatniej pozycji w tabeli i czekaliśmy już tylko na spadek do III ligi.

Mistrzostwo II grupy wywalczył Radomiak Radom po równej grze przez cały sezon stosunkiem punktów 41:19, awansując tym samym do I ligi. „Wisła” Płock zakończyła rozgrywki na przedostatnim 15 miejscu, zdobywając 23, a tracąc 37 punktów. Mimo tego, że w gronie najlepszych strzelców znalazł się Pachelski — 11 bramek (2 pozycja) i Polańczyk — 8 bramek (8 pozycja), to, niestety, „Wisła” miała najgorszą linię defensywną (stracone 44 bramki).

Tyle mówią liczby o grze naszej drużyny, ale kibice na pewno chcieliby się dowiedzieć, jak to wygląda w opinii głównych autorów, czyli piłkarzy i ich trenera. Ponieważ Jan Pieszko odszedł w trudnych chwilach od „Wisły”, a jego miejsce zajął Jan Franke, to jego właśnie zaprosiliśmy do rozmowy. Wraz z nim do redakcyjnego stołu zasiedli: kapitan drużyny Grzegorz Wenerski oraz Jan Polańczyk i Sławomir Janicki.

Na usta ciśnie się zasadnicze pytanie. Dlaczego nastąpił spadek? Co spowodowało tak znaczną różnicę w wynikach rundy jesiennej i wiosennej?

Grzegorz Wenerski

Grzegorz Wenerski: Cały okres przygotowawczy przed rundą wiosenną ukierunkowany był na zmianę stylu. gry. Trener Pieszko preferował grę widowiskową, finezyjną, z dużą ilością podań i ładnych zagrań. My przez cały czas graliśmy piłkę siłową, przebojową, opartą na walce i zadziorności. A więc zupełnie inną. Pieszko chciał z gry wydobyć piękno, a przecież w lidze liczy się przede wszystkim wynik. Jego styl był na pewno efektowny, ale dla nas nieefektywny. Bardziej zależało nam na poprawie techniki i taktyki. Oprócz tego, trener Pieszko miał złe rozeznanie wśród zawodników. Stawiał na zupełnie innych niż na tych, którzy grali rzeczywiście dobrze. I dodatkowo słabe zainteresowanie ze strony klubu sprawami organizacyjnymi. Chodzi mi tu o złe transfery. Zmiany zawodników miały nam pomóc, tymczasem teraz nie mamy bramkarza, a wiadomo jak wielką rolę spełnia on na boisku.

Bardzo często na meczu miało się wrażenie jakby drużynie nie zależało na zwycięstwie. Czyżby zabrakło woli walki?

Jan Franke: Nie, wola walki nie zginęła. Po prostu inne było nastawienie zespołu. Zawodnicy byli źle ustawieni taktycznie na poszczególne spotkania. Takie, a nie inne wyniki sprawił też cykl przygotowań do wiosennego sezonu.

Byłeś asystentem trenera i płocczaninem. Znałeś wszystkich piłkarzy, nie mogłeś więc interweniować?

Jan Franke

Jan Franke: Bardzo często zwracałem uwagę, często w ostry sposób, ale Pieszko, przyjeżdżając do Płocka miał swój własny warsztat, tzn. dokładnie opisane wszystkie treningi i wymagania od piłkarzy, grających na poszczególnych pozycjach. Można to było zastosować do piłkarzy „Legii” Warszawa, ale nie do „Wisły”. Po prostu nie trafił na odpowiednią drużynę. Stawiał na to, żeby piłka nożna była widowiskowa, a skuteczność stała się w tym wypadku drugoplanowa. Ponieważ on został zaangażowany jako trener, to uważał, że ma prawo kierować zespołem jednoosobowo i praktycznie trudno mu było zwrócić na coś uwagę, bo i tak miał decydujący głos.

Wiedząc o tym na co stać zawodników, czy była możliwość tak generalnej zmiany stylu gry?

Jan Franke: W tej sytuacji absolutnie nie. Na to potrzeba 2—3 lat pracy, albo zmiany 90 procent zespołu. A Pieszko chciał to zrobić w ciągu 2 miesięcy ze starymi piłkarzami „Wisły”.

Jan Polańczyk: Klub wykpił się z tej sytuacji, „kupując” zawodników, którzy praktycznie się nie nadawali do zespołu jak więc można mówić o takiej zmianie.

Grzegorz Wenerski: Wiedząc o koncepcji trenera Pieszki, zaufano naszym umiejętnościom. Liczono, że bez pomocy z zewnątrz możemy się utrzymać.

Czy to ma oznaczać, że drużyna potrzebowała wzmocnienia?

Grzegorz Wenerski: Właściwie to chyba nie, bo jesienią w tym składzie dawaliśmy sobie radę bez pomocy. Ale na pewno przy tym, co chciał wydobyć z nas Pieszko, było to konieczne.

Jan Polańczyk: Wzmocnienie było potrzebne, bo żebyśmy mogli się rozwijać, to musi być ktoś nowy, tzw. „świeża krew”.

Grzegorz Wenerski: Zresztą my po jesieni byliśmy w dosyć trudnej sytuacji, bo odszedł bramkarz Więckiewicz, Rzepka i Wachaczyk. A nowy był tylko Wolny i Mierzwiński.

Jan Franke: Pieszko za dużo narzucił obowiązków na Piotrka Mierzwińskiego, któremu powierzono kierowanie gra drużyny, a to, niestety, przerosło jego umiejętności. To że przyszedł z I-ligowej drużyny; miało wystarczać żeby dobrze grał, a on mógł najwyżej kryć któregoś z zawodników, wyłączając go z gry.

Czy ktoś z klubu pytał was o zdanie, czy o opinię przy zmianie trenera?

Sławomir Janicki: Ostatnio takie pytania są częste. Zresztą wcześniej też. Klub, proponując nowego trenera chciał usłyszeć, co o tym sądzimy, ale co można powiedzieć w momencie, kiedy nie wiadomo jaki będzie nowy program szkoleniowy i taktyczny. Zgadzamy się na nazwisko, a nie na koncepcję gry, bo najczęściej jej nie znamy.

Taktyka i styl gry to jeszcze nie wszystko. Często zdarzało się na boisku, że nie mieliście siły biegać. Czyżby i tu popełniono jakieś błędy.

Jan Polańczyk

Jan Polańczyk: Byliśmy słabo przygotowani pod względem wytrzymałościowym. To był mój najgorszy sezon od 7 lat. Nie było mnie stać na lepszą grę, bo grałem tak, żeby wytrzymać przez 90 min., a gdybym biegał solidnie, to po 60 min. musiałbym zejść z boiska. Przebiegliśmy za mało o co najmniej 100 km. Niestety, nie wyciągnięto wniosków sprzed 2 lat. Sytuacja powtórzyła się prawie dokładnie. Toteż z podobnych względów musieliśmy opuścić II ligę.

W ostatnim czasie zmieniło się 3 trenerów, teraz macie czwartego. Jaki jest wpływ tej huśtawki na was jako zawodników?

Grzegorz Wenerski: Przede wszystkim następuje rozluźnienie w zespole. Kiedy już wiedzieliśmy, że odejdzie Hermanowicz, to mimo tego, że siedział jeszcze na ławce, my od razu przegraliśmy z „Włókniarzem” Pabianice. To było coś takiego jakby świadomość, że i tak nikt nas nie rozliczy, czy zrealizowaliśmy plany taktyczne, czy nie.

Jan Polańczyk: I Hermanowicz i Błażejewski umieli poprowadzić zespół. Drużyna miała wtedy określony charakter i styl. Oni nas rozumieli i umieli z nami współpracować, bo mieliśmy wspólny cel.

Sławomir Janicki: Wtedy byliśmy dokładnie rozliczani za każdy mecz. Przy Pieszce tego nie było. Nigdy nie rozliczał nas indywidualnie, nie pokazywał błędów i nie egzekwował wykonania zadań. A nam było to potrzebne, bo do tego byliśmy przyzwyczajeni.

A jak jest teraz, a właściwie jak było przez te ostatnie spotkania przy nowym trenerze?

Grzegorz Wenerski: Trener powrócił do tego, co robiliśmy kiedyś.

To znaczy…

Jan Franke: Głównie do jasnych i prostych rozwiązań oraz urozmaicenia treningów.

Dało to rezultaty, ale niestety, nie wystarczyło do utrzymania się w II lidze. Co trzeba zrobić żeby tam powrócić i to nie tylko na jeden sezon? Czy zespół, w tym składzie jest na to stać?

Grzegorz Wenerski: Drużyna ma duże możliwości. Jesteśmy w stanie zdecydowanie powrócić. Chciałbym, żeby ten skład pozostał, a potem od początku całe przygotowania stawiać pod kątem gry w II lidze. Właściwie nie musimy nawet tak 1 ostro trenować, żeby awansować. Natomiast żeby utrzymać się i grać nie tylko przez jeden sezon, należy wzmocnić zespół, zwłaszcza konieczny jest dobry bramkarz. W rundzie jesiennej w sytuacjach, które nam wydawały się beznadziejne, on właśnie nas ratował. Ponadto potrafił pokierować naszą linią defensywną i to było ważne. Wiosną tego zabrakło i dlatego musieliśmy stracić tyle punktów.

Jan Franke: Krążą plotki, że niby wolimy grać w III lidze, bo lepiej zarabiamy otrzymując pieniądze za wygrany mecz. Tak wcale nie jest. Wolelibyśmy wygrywać w7 II lidze i takie są nasze ambicje.

Spadek spowoduje zapewne trudności z utrzymaniem składu.

Jan Franke: Niestety, tak. Zawodnicy mają propozycje gry w I i II lidze. Są kuszeni lepszymi zarobkami i możliwościami Niektórzy zmieniają barwy klubowe chcąc poprawić swoje umiejętności.

Grzegorz Wenerski: Często jest to sprawa ambicjonalna, każdy woli grać wyżej, niż w III lidze.

Sławomir Janicki

Sławomir Janicki: Wielu piłkarzy woli natomiast pozostać nawet w III lidze, ale w Płocku. W końcu wiążemy jakieś nadzieje z tym miastem i z klubem. Zostajemy tu, bo mamy rodziny, a zmiana nie zawsze jest na lepsze. Po tylu latach gry obowiązuje nas jakiś patriotyzm lokalny.

Jan Polańczyk: Uważam, że tu nie ma nic do rzeczy patriotyzm lokalny. Zawodnik powinien zmieniać barwy klubowe. To jest potrzebne, bo w jaki inny sposób ma się rozwijać.

Wielu kibiców uważa, że sytuacja drużyny odzwierciedla stosunki panujące w klubie…

Sławomir Janicki: Niestety, w klubie nie było atmosfery mobilizacji. Niektórzy wręcz się cieszyli, kiedy my przegrywaliśmy. A przecież wszyscy reprezentowaliśmy barwy jednego klubu.

Grzegorz Wenerski: Najbardziej jest mi żal kibiców. Oni przychodzili na mecze do końca, chcieli nam pomóc, zdopingować do lepszej gry, a my nie potrafiliśmy pokazać na boisku nic więcej. Często rozmawialiśmy o tym w szatni, że zawiedliśmy ich oczekiwania i jest nam z tego powodu bardzo przykro. Obiecujemy, że w III lidze pokażemy się z najlepszej strony, a jeśli uda nam się awansować, to na pewno sytuacja się nie powtórzy.

Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy wam dotrzymania tej obietnicy.

Rozmowę prowadzili: JOLANTA MARCINIAK JĘDRZEJ MILLER

Zdjęcia: TOMASZ J. GAŁĄZKA

TYGODNIK PŁOCKI NR 29, ROK 1984.

Kopnij dalej

Dodaj komentarz