Józiu, Strzelba i Kowal… Desant z Widzewa [RETRO WYWIAD]

Bogdan Jóźwiak, Wojciech Małocha, Radosław Kowalczyk – jedni z „‘nowych” w drużynie piłki nożnej płockiej Petrochemii. Łączy ich jedno, w ubiegłym sezonie grali w I ligowym Widzewie. Tam też dorobili się swoich piłkarskich pseudonimów: Jóźwiak to “Józiu”, Kowalczyk to “Kowal”, Najbardziej oryginalną ksywą może pochwalić się Małocha – “Strzelba”. Radek i Wojtek to, uwaga wszystkie dziewczęta, liczący sobie niewiele ponad 20 lat kawalerowie. Przypominamy, że cała “piękniejsza część społeczeństwa” nie płaci nic za wstęp na płocki stadion… Bogdana trzeba z tych rachunków wyłączyć; od 3 lat jest bardzo szczęśliwym mężem i ojcem: ma 16-miesięcznego syna – Kamila.

Z trzema sympatycznymi piłkarzami rozmawiałem w ubiegły wtorek, zaraz po przedpołudniowym treningu, kiedy trener Stefaniak wyciskał z piłkarzy “siódme poty”. Nie skarżyli się zbytnio na obciążenia. Trzeba ciężko pracować, żeby już nigdy nie doszło do takiej wpadki jak w meczu z RKS Radomsko… Zresztą i od tego tematu rozpoczęliśmy rozmowę.

Jak to się dzieje, że najsilniejsza kadrowo drużyna w II lidze nie daje sobie rady z zespołem beniaminka z Radomska?

Bogdan Jóźwiak: Powodem jest brak zgrania, które na pewno przyjdzie z czasem.

Czy tylko to? Przecież właśnie w pierwszych spotkaniach zagraliście o niebo lepiej, czego przykładem jest mecz z Wisłą Kraków.

Wojciech Małocha: Zgoda, trzeba przyznać otwarcie, że ten mecz z Radomskiem był naprawdę słabym widowiskiem. Jednak wydaje mi się, że następne mecze będą już o niebo lepsze. Ten jeden nam nie wyszedł. Ale takie spotkania zdarzają się każdej drużynie.

Zaskoczeniem dla wielu, a pewnie także i dla pana (zwracam się do Radka Kowalczyka – przyp. autora) był fakt, że podziękowano panu za pracę w Widzewie, mimo że był pan podstawowym zawodnikiem tej drużyny. Ba, po rundzie jesiennej sezonu 1994/95 dzierżył pan palmę pierwszeństwa w tabeli strzelców I ligi. Czy nie jest pan rozgoryczony tym co się stało?

Radosław Kowalczyk: Nie można tu mówić o rozgoryczeniu. Przyznam jednak szczerze, iż myślałem, że pójdzie to wszystko trochę inaczej, że dalej będę grał w Widzewie. Takie jest jednak życie piłkarza, któremu zdarza się co pewien czas zmieniać kluby. Do Płocka przeszedłem po to, żeby się dalej piłkarsko rozwijać. Myślę, że tak się właśnie stanie, że będę strzelał bramki, bo po to mnie przecież w końcu sprowadzono.

Bogdan Jóźwiak nie odmawia swojego autografu.

Pan ma już za sobą grę w płockim zespole (to pytanie do Bogdana Jóźwiaka)…

Bogdan Jóźwiak: Pochodzę z pobliskiego Raciąża. W 1986 roku przyszedłem tutaj – do Płocka, gdzie najpierw grałem w juniorach. Przez kilka lat występowaliśmy w III lidze, później awansowaliśmy do ligi drugiej. I wówczas przeszedłem do Widzewa, gdzie grałem przez 4 lata. Sporo było tych meczów w I lidze, był też także wątek pucharowy… No a teraz znowu jestem w Płocku.

W poprzednim sezonie w barwach Petrochemii występował Paweł Miąszkiewicz. Po spadku płocczan do II ligi Miąszkiewicz wrócił do Łodzi. Czy waszym zdaniem Płock jest piłkarską zsyłką?

Wojciech Małocha: Absolutnie się z takim stwierdzeniem nie zgadzam. Możliwość rozwoju piłkarskiego jest nie mniejsza niż gdzie indziej. A po drugie lepiej grać w II lidze w Petrochemii, niż w Widzewie nie grać w ogóle. Wymagania są w Płocku postawione bardzo wysoko. Będzie wspaniałą rzeczą je zrealizować, czyli zrobić awans do I ligi.

Graliście już z kilkoma zespołami, m.in. z krakowską Wisłą, która miała fatalny start. Przed wami spotkanie z warszawską Polonią, która przez pierwsze mecze przeszła jak burza. Kto poza płocką drużyną, bo innej myśli nikt nie dopuszcza, awansuje do I ligi?

Bogdan Jóźwiak: Suche wyniki mówią, że Polonia Warszawa, bo miała dobry start. Ja jednak stawiam na Wisłę Kraków. Zresztą, na pewno rozstrzygnie się to pomiędzy trójką: Petrochemia, Wisła, Polonia.

Od kandydata do awansu wymaga się, żeby nie tylko wygrywał u siebie, ale odnosił także zwycięstwa na wyjazdach. Czy jest jakaś recepta na takie właśnie zwycięstwa?

Bogdan Jóźwiak: Postawmy sobie jeszcze raz sprawę jasno. To była dopiero czwarta kolejka, mam tu na myśli mecz z Radomskiem, a niektórzy chcieliby, żebyśmy już byli w I lidze. Bez wątpienia my – zawodnicy też byśmy tak chcieli. Trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość. To wszystko musi, niestety, potrwać. Sezon trwa cały rok. Ja jestem zdania, że do 1 ligi awansujemy, jesteśmy w stanie to zrobić. Rozumiem, że cały Płock łaknie awansu, my też jesteśmy na awans nastawieni. Zresztą, m.in. dlatego się tu znaleźliśmy. I nie tylko my. Jestem przekonany, że wszystko dobrze się skończy. Tylko bardzo proszę: udzielcie nam trochę tego kredytu czasowego.

Nie można się dziwić niecierpliwości kibiców, którzy posmakowali już pierwszoligowej piłki. Mieliśmy, oprócz Olsztyna, największą frekwencję na trybunach. A to o czymś świadczy. Proszę pamiętać, że kibice to największy kapitał.

Bogdan Jóźwiak: Oczywiście, doskonale to rozumiem, że my gramy przede wszystkim dla kibiców. Kiedy na II ligę przychodzi prawie 10 tys. widzów, to jest to fenomen. Tę wspaniałą atmosferę w Płocku dosłownie się czuje. Proszę uwierzyć, że nikt nie wychodzi na boisko tylko po to, żeby sobie postać. Każdy chce dać z siebie wszystko. Jednak w piłce jest tak jak w życiu – nie zawsze wszystko wychodzi.

Komu najwięcej zawdzięczacie, jeśli chodzi o rozwój waszej piłkarskiej kariery?

Wojciech Małocha: Na razie najwięcej zawdzięczam trenerowi Stachurskiemu, który mnie prowadził w Widzewie, który dał mi szansę gry.

Bogdan Jóźwiak: Zadebiutowałem w I lidze za trenera Kowalskiego, który postawił nie tylko na mnie, ale też na Pawła Miąszkiewicza. I na pewno się nie zawiódł. Zajęliśmy wtedy 3 miejsce w lidze. A potem… Na pewno jak ktoś wypowie nazwisko: Smuda, to nie będę tego nazwiska wspominał mile. Bo to jest człowiek, który co innego mówi w cztery oczy, co innego za plecami. A ja takich ludzi nie cenię.

Radosław Kowalczyk: Myślę, że tak samo jak Wojtek, najwięcej zawdzięczam trenerowi Stachurskiemu. Najlepiej mi się u niego grało, osiągnąłem szczyt formy, który chciałem oczywiście dalej utrzymać.

Po skończonym meczu zmęczenie dało znać o sobie. Od lewej: Radosław Kowalczyk i Wojciech Małocha.

Biorąc pod uwagę elementy czysto piłkarskie, co jest waszą najsilniejszą, a co najsłabszą stroną?

Radosław Kowalczyk: Myślę, że dysponuję niezłą szybkością, a także intuicją: gdzie się znaleźć, dograć, dołożyć nogę. Muszę natomiast jeszcze pracować nad techniką i wytrzymałością. Ostatnio chorowałem na anginę, brałem antybiotyki i jestem trochę osłabiony.

Bogdan Jóźwiak: Wszystko po trochu trzeba poprawić. Nie ma silnych elementów…

Z naszych obserwacji wynika, że lepiej pan sobie radzi w pomocy niż w ataku.

Radosław Kowalczyk: Zgadza się. Ja występowałem jako napastnik u pana Stachurskiego w Widzewie, ale my wówczas graliśmy innym systemem, ja pełniłem rolę skrzydłowego. A inaczej gra się ze skrzydłowym, a inaczej dwójką napastników z przodu.

Wojciech Małocha: Myślę, że o moich plusach może ewentualnie powiedzieć ktoś, kto mnie obserwuje. Naprawdę, o sobie bardzo ciężko jest mówić. Jeśli chodzi o moje słabsze strony, to na pewno szybkość trochę szwankuje. Poza tym przydałoby się więcej szczęścia pod bramką rywala.

To na pewno, szczególnie jeśli ma się w pamięci mecz z Radomskiem i pańskie główki w poprzeczkę.

Jak to się dzieje, pytanie do Radka Kowalczyka, że dysponując niewielkim jak na napastnika wzrostem, sporo bramek w I lidze zdobył pan głową?

Radosław Kowalczyk: Myślę, że to kwestia dobrego ustawienia się.

Bogdan Jóźwiak: Mogę tylko dopowiedzieć, że przy jego warunkach zdobyć głową 5, jeśli się nie mylę, bramek to naprawdę wielka sztuka.

Wyjdźmy na koniec poza piłkę. Jakie są wasze największe marzenia?

Wszyscy razem: Więcej wolnego czasu, cha, cha, cha…

Bogdan Jóźwiak: Marzą mi się takie miesięczne wczasy z rodziną…

To pewnie będzie się jeszcze długo marzyć. Dziękuje za rozmowę.

Rozmawiał: Tomasz Szatkowski
Zdjęcia St. Bąkiewicz

Wywiad ukazał się w 35 numerze Tygodnika Płockiego z 1995 roku.

Kopnij dalej

Dodaj komentarz