Podgrzewana murawa – dlaczego nie? [RETRO WYWIAD]

Z Krzysztofem Gawłowskim, prezesem klubu sportowego PETRO S.S.A. rozmawia Tomasz Szatkowski.

Jak to w końcu jest z Geworianem? Zawodnik nietuzinkowy, zadatki na gracza wielkiego formatu, tymczasem nie może wyjechać razem z drużyną do Grecji. Czy to prawda, że Geworian przebywa w Polsce nielegalnie…?

Absolutnie legalnie, bo wjechał do kraju legalnie – na paszport swojej matki w roku 1995. Gra w Petro Płock, ma swojego kuratora w postaci trenera Prosowskiego, któremu Sąd powierzył opiekę nad tym zawodnikiem. Generalnie sytuacja nie jest na tyle unormowana prawnie, żeby ten chłopak mógł wyjechać za granicę.

Ponieważ te problemy występują nie od dzisiaj, nasuwa się oczywiste pytanie: co klub przez te kilka lat zrobił, aby sytuację w tej kwestii zmienić?

Co klub zrobił przez kilka lat – do tej kwestii trudno mi się ustosunkować z powodu mojego krótkiego stażu na obecnym stanowisku. Mogę natomiast powiedzieć, co zrobiliśmy obecnie. Wystąpiliśmy o pozwolenie na pracę dla tego chłopca. Urząd Miasta odmówił. Zwróciłem się zatem z odpowiednią prośbą do wojewody mazowieckiego. Sprawa wróciła do Rejonowego Urzędu Pracy. Jeżeli RUP da zgodę na pracę, to wówczas nastąpi wydanie wizy legalizującej pobyt w Polsce przez wojewodę mazowieckiego. Kolejna kwestia to uzyskanie obywatelstwa i to się musi oprzeć o kancelarię prezydenta Rzeczypospolitej.

Geworian pozostał w kraju, a do greckiej Kalamaty udał się powoływany do kadry Polski juniorów Rogalski. Czy to prawda, że chłopak odmówił wyjazdu na zgrupowanie kadry Polski razem z Łobodzińskim i Cichoszem, stawiając na swoją karierę klubową?

To nie jest prawda. Nasze wspólne działania: moje, trenera kadry młodzieżowej oraz trenera Topolskiego spowodowały, że do kadry na miejsce Rogalskiego pojechał Pachelski, który z kolei był z nami wcześniej na obozie w Jaszowcu. Bo Rogalski w kadrze jest znany, ma w niej pewne miejsce i nigdy z reprezentacji nie zrezygnuje – przecież to ambitny chłopak. A ja bardziej się będę cieszył, im więcej będę miał olimpijczyków czy reprezentantów Polski w swoim zespole ligowym.

Jak pan ocenia całą grupę młodych zawodników, którzy w tym lub w następnym sezonie chcą się wedrzeć do pierwszego zespołu Petro?

Jest to ambitna grupa chłopaków, z którymi przeprowadziłem osobiste rozmowy. Na zgrupowaniu zimowym w Jaszowcu postawili sobie bardzo wysokie cele. Kiedy przeprowadzono badania wytrzymałościowe, to wynikło z nich, że juniorzy wcale nie ustępowali seniorom. Cieszę się z jednego, że zmieniła się koncepcja szkoleniowa naszego sztabu trenerów, którzy chcą wkomponować do zespołu młodych zawodników. Świadczą zresztą o tym transfery, które poczyniliśmy – ściągnięcie do zespołu Rogalskiego i Łobodzińskiego. Dewiza klubu jest znana: kupuje się juniora, inwestuje w niego i w ten sposób zarabia dla klubu pieniądze.

W swoim czasie przyjechał do Płocka trener z Ciechanowa i zaproponował Petrochemii dwóch zawodników. Nie chciano ich w płockim klubie. Dzisiaj obaj są w szerokiej kadrze Wisły Kraków… Chodzi o Mierzejewskiego i Nowotczyńskiego.

Tu znowu powstaje ta sama kwestia: trudno mi się wypowiadać o historii klubu, o działaniach, na które ja nie miałem wpływu. Ta sprawa nie jest mi znana.

Na co w klubie brakuje funduszy?

Nie brakowało i nie brakuje na nic. Jakby wyprzedzając kolejne pana pytanie, jedyny znak zapytania dotyczy oświetlenia. Czekamy na fundusze z Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. Jesteśmy wpisani na listę inwestycji Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Jeśli ta lista zostanie zatwierdzona przez Sejmik, dostaniemy trzydzieści procent dofinansowania. I to jest właśnie ta pula gotówki, której nam brakuje do sfinalizowania zadania inwestycyjnego pod hasłem “oświetlenie”. Trzy etapy tego zadania są już zrealizowane. Mamy wszystkie niezbędne pozwolenia. Podpisana została umowa z siedlecką firmą „Vermonf” na dostawę masztów. Te maszty będą dostarczone do 30 marca. W tej chwili czekamy na sfinalizowanie ostatecznej umowy z Phillipsem na dostawę oświetlenia. Oczywiście to wszystko nie jest tak proste, jak się niektórym wydaje. Ja z tym problemem borykam się od lipca ubiegłego roku. Na szczęście tą sprawą żywo zainteresowany jest trener kadry narodowej jak i Polski Związek Piłki Nożnej, który w kwietniu do oceny stadionu przyśle nam obserwatorów FIFA i UEFA. Ci wydadzą ocenę o przydatności stadionu w kontekście imprez europejskich.

Mówi pan w tej chwili o kwestii, którą poruszaliśmy na łamach “Tygodnika Płockiego” – Mistrzostwa Europy 2008 w Płocku?

Zgadza się. Jest to bardzo prawdopodobne, bo na dzień dzisiejszy mamy jeden z najbardziej wyposażonych stadionów w Polsce.

Czy zamontowanie oświetlenia to ostatnia z wielkich inwestycji na stadionie?

Generalnie nie. W planie inwestycyjnym są dwa inne zadania. Po pierwsze, jeżeli zajdzie potrzeba powiększenia ilości miejsc siedzących na stadionie, istnieje możliwość dobudowania, pod Mistrzostwa Europy 2008, trybuny krytej na 5-7 tys. miejsc od ulicy Łukasiewicza. W moich cichych marzeniach przewija się też zdjęcie murawy i założenie podgrzewanej płyty. Jednocześnie wydłużenie boiska do 105 metrów, przy 74 metrach szerokości. To jest moje marzenie na 2002 rok.

Czy zdradzi nam pan, ile rocznie kosztuje utrzymanie takiej drużyny jak Petro?

Odpowiem w ten sposób: utrzymanie pierwszoligowej drużyny w Polsce kosztuje w przedziale 12 -18 min zł.

Rozumiem, że na ten rok pewne pieniądze są zagwarantowane. Czy pewność płynności finansowej ma pan też na następne lata?

-Jest opracowana strategia rozwoju spółki do 2002 roku i na ten okres mamy przygotowany biznes plan. Ten plan przewiduje sposób zdobywania środków. Mamy zabezpieczone przychody z reklamy, ze sprzedaży praw telewizyjnych. Niewykluczone też, że z wysokiego C rozpocznie działalność Polska Autonomiczna Liga Piłkarska, która postawiła sobie za cel zabezpieczenie klubom finansowej pewności. Jeśli te pieniądze uda się pozyskać, to spokojnie możemy patrzeć w przyszłość, mając w zanadrzu paru zawodników europejskiej klasy, typu Nosal, gdzie zainteresowanie zachodnich klubów jest odpowiednio wymierne.

Największa pula wydatków w klubie piłkarskim to finanse przeznaczone na transfery. Płockie Petro wybrało w tym roku drogę inną niż większość pierwszoligowców. Zagrało va banque: zamiast wydawać pieniądze na sprawdzonych, ale drogich ligowych wyjadaczy, np. Wieszczycki, zdecydowało się zakupić mało znanych piłkarzy z Nigerii. Czy biorąc pod uwagę ten aspekt, nie boi się pan odpowiedzialności za wyniki?

Ryzyko zawodowe istnieje w każdym zawodzie. Z podobnym miałem do czynienia, kiedy piastowałem funkcję prezesa Petro-Centrum. Sprzeciwiłbym się stwierdzeniu, że ci piłkarze są mało znani. Dondu Avaa jest przecież reprezentantem Nigerii. W tej chwili ma nominację na Sydney 2000. Mam tu nawet pewien problem z wywiązaniem się z umowy z FIFA, bo, niestety, pod koniec maja będę go musiał zwolnić na dwutygodniowy przygotowawczy okres przed olimpiadą. Z kolei Ikemefuna Sudy odbierał złoty medal na Mistrzostwach Świata Under-17. Aliyu Ahmed grał w kadrze olimpijskiej i pozostaje w kręgu zainteresowań selekcjonera. Może Mikę Mouzi nie ma przeszłości reprezentacyjnej, ale gra coraz lepiej i wydaje się być pewniakiem w “jedenastce” trenera Topolskiego. Dlatego uważam, że zakup zawodników nigeryjskich był słuszny. Bo niektórzy polscy zawodnicy, nie chcę wymieniać nazwisk, nie wiedzą po jakim świecie chodzą… A pańskie pytanie o ryzyko? Jeśli się nie podejmuje ryzyka, to nie ma się efektów.

Paweł Sobczak. Czy to już kwestia zamknięta?

Czekamy na werdykt komisji fifowskiej. FIFA ostatnio poinformowała nas, że kwestią godzin jest podjęcie ostatecznej decyzji, I teraz mamy dwa warianty. Po pierwsze Austria Wiedeń go definitywnie kupuje. Jeżeli natomiast Austriacy uznają, że kwota ustalona przez FIFA jest dla nich za wysoka, to wtedy Sobczak wraca do Petro Płock. Dodatkowo Austria Wiedeń musi nam w tym przypadku zapłacić ekwiwalent za wypożyczenie zawodnika według cen z rankingu FIFA. My wtedy zastanowimy się, co dalej z tym zawodnikiem zrobić. Najprawdopodobniej trafi na listę transferową. Parę klubów jest nim zainteresowanych, w tym dwa poważnie: jeden na rynku polskim, drugi na zagranicznym. Co prawda niektóre z nich mają zakazy transferowe… Gdyby sprawy poszły tym torem, to pieniądze ze sprzedaży Sobczaka zainwestowałbym właśnie w tę płytę, o której mówiliśmy wcześniej.

Obserwuje pan zapewne rozgrywki lig zachodnich, choćby najlepiej prezentowanej przez media ligi niemieckiej. Już na pierwszy rzut oka widać, że tamtejsi menadżerowie klubowi starają się dograć nie tylko kwestie związane z samym meczem, ale dbają także o tak zwaną otoczkę. Jakie ma pan pomysły by uatrakcyjnić mecze w Płocku?

Kwestia uatrakcyjnienia spotkań to problem długofalowy. Pierwszym w tym celu krokiem jest znalezienie właściwego spikera. Przewijali się tutaj różni spikerzy, także dziennikarze. Nie zawsze to wychodziło właściwie. W tej chwili zamieściliśmy w prasie ogłoszenie o konkursie na spikera. Przeprowadzimy selekcje wstępną, potem selekcję szczegółową i obowiązki powierzymy nowej osobie. Spiker ma żyć stadionem, stadion ma żyć razem ze spikerem, a kibice i stadion mają żyć razem z zespołem. Bo nie jest problemem klaskać, kiedy zespół wygrywa, tylko wtedy, kiedy mu nie wychodzi. Ten mądrze sterowany doping jest potrzebny. Kolejny krok to coraz większe zaangażowanie Klubu Kibica. Oczywiście ten doping się pojawia, natomiast my byśmy chcieli, żeby meczem żył cały stadion. Dalej stworzenie tak zwanego klubu lobbingu. Żeby na mecze przychodziły całe rodziny tak zwanych VlP-ów, ludzi od których wiele zależy i którzy w różny sposób mogą pomóc klubowi. Kolejny krok to zamontowanie na świetlicy drugiego telewizora, na którym będzie można bezpośrednio oglądać mecz rozgrywany właśnie na stadionie. Jeśli komuś nie chciałoby się oglądać spotkania na stadionie, to mógłby go obejrzeć w kawiarni – na przykład przy kuflu piwa i kiełbasce. Jest taka propozycja, aby robić spotkania z zespołem w poniedziałek lub we wtorek i odtwarzać mecze wyjazdowe. Byłaby to dodatkowa okazja do spotkań trenera i piłkarzy z płocką publicznością. Jednym z dalszych kroków jest stworzenie wokół meczu catheringu typu austriackiego. Wokół stadionu są porozstawiane kramy z kiełbaskami. Przecież mecz to nie tylko dwa razy czterdzieści pięć minut. Możemy przyjść godzinę wcześniej, a wyjść dwie godziny później. W międzyczasie podzielimy się uwagami z innymi, którzy też chcą przeżyć ten spektakl. W Austrii zauważyłem, że przed meczem kibice obu drużyn są do siebie nastawieni wrogo. Kończy się mecz i następuje metamorfoza. Wszyscy razem idą na kiełbaskę, na piwo – wrogość znika. Chciałbym, żeby taka atmosfera zapanowała wokół stadionu w Płocku.

No tak, ale stadion musi być wówczas bezpieczny dla wszystkich, którzy zechcą w widowisku uczestniczyć.

Zgoda. Ostatnio ustaliliśmy, że będziemy wpuszczać za darmo na trybuny kobiety i dzieci do lat siedmiu. Musimy zatem zwracać szczególną uwagę na bezpieczeństwo. Mamy podpisaną odpowiednią umowę ze spółką Petroochrona. Wszystko idzie ku temu. żeby na mecz przychodziły całe rodziny, a nie tylko mąż, który ucieka z domu w sobotę, bo akurat trzeba zrobić tygodniowe porządki.

Jaki będzie wynik pierwszego w rundzie wiosennej, rozgrywanego na własnym stadionie meczu ligowego: Petro – Wisła Kraków?

Pozytywny.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad pochodzi z 8. numeru Tygodnika Płockiego wydanego 22 lutego 2000 roku.

Kopnij dalej

Dodaj komentarz