Szczepan Targowski – To była trudna decyzja [RETRO WYWIAD]

Z trenerem tymczasowym Klubu Sportowego Petrochemia S.S.A. Szczepanem Targowskim rozmawiała Jola Marciniak.

Przed tygodniem kibice dowiedzieli się, że został pan trenerem pierwszej drużyny piłki nożnej Petrochemii. Jak pan zareagował na propozycję złożoną przez prezesa Mirosława Tyburskiego?

Propozycja złożona przez prezesa zawierała głównie argumenty psychologiczne. W rozmowie prezes podpierał się znajomością mojej kariery piłkarskiej i wywiadem z byłymi zawodnikami tej drużyny. Twierdził, że ktoś musi ich obudzić i wyciągnąć z psychicznego dołka. Decyzja wcale nie była łatwa, ale po długich konsultacjach z żoną, która była przeciwna podjęcia przeze mnie takiego wyzwania, zdecydowałem, że spróbuję. Podkreślam jednak, że podjąłem się prowadzenia drużyny tylko do końca tej rundy i nie myślę o żadnych długofalowych powiązaniach. Wiek już mi na to nie pozwala.

A jak potraktował pan tę propozycję: jako wyzwanie czy nowe doświadczenie?

Nie ma to być żadna przygoda, po prostu pomagam w trudnej sytuacji. Będę prowadził tę drużynę do chwili, kiedy do Płocka przyjdzie trener z pierwszej półki. Nie odważyłbym się tego zrobić, kiedy drużyna była w I lidze. Teraz spróbuję, bo przecież obserwując umiejętności piłkarzy wiadomo, że powinni awansować, a potem poradzić sobie w I lidze.

Jest pan częstym bywalcem na stadionie, obserwował pan nieraz poczynania zawodników. Jakie jest pańskie zdanie o zespole?

Uważam, że drużyna pod względem motorycznym jest dobrze przygotowana, kondycyjnie wytrzymuje do końca spotkań. Niestety, nie wszyscy piłkarze zachowują się jak zawodowcy, grają w piłkę tylko wtedy, gdy są w jej posiadaniu. Widać to wyraźnie w meczach rozgrywanych na własnym boisku. Brakuje asekuracji, pomocy, a zatem musi być coś nie w porządku w sferze psychicznej. Są piłkarzami ligowymi, ale nie są przygotowani do gry w ekstraklasie. Trzon drużyny jest, ale konieczne są wzmocnienia. Będzie to jednak zadanie już dla nowego trenera.

Fot. P. Lewandowski

Czy planuje pan jakieś zmiany w zespole?

Rewolucji w składzie nie będzie. Po konsultacji z obydwoma trenerami (drugim – Tomaszem Danielikiem i Januszem Decem – przyp. autora) i obserwatorami meczów rozgrywanych na wyjeździe, myślę, że wybierzemy optymalny skład.

A co stanie się po meczu z Radomskiem?

Po ostatnim pojedynku w tej rundzie asystent zajmie się roztrenowaniem zespołu, a zarząd klubu – znalezieniem odpowiedniego trenera. Miejmy nadzieję, że po drobnych korektach i wzmocnieniach, nowy trener doprowadzi drużynę do ponownego awansu do I ligi. Korekty w składzie są konieczne, bo choć wszyscy piłkarze są zawodnikami z doświadczeniem I-ligowym, to jednak okazuje się, że nie są przygotowani do gry w ekstraklasie.

Na zakończenie rozmowy, przypomnieć proszę swoją karierę piłkarską…

Zaczynałem, jak wszyscy chłopcy w moim wieku, na podwórku. Mieszkałem wtedy na Ziemiach Odzyskanych, w Rudzieńcu Gliwickim. Po ukończeniu szkoły podstawowej uczęszczałem do Liceum Ogólnokształcącego w Gliwicach i zacząłem grać w GKS Gliwice, który wtedy był czołowym klubem II ligi. Po nieudanym starcie na studia groziło mi wojsko, ale w rezultacie wylądowałem w Mazovii Płock. Grałem w tym klubie w latach 1964 – 68, a w 1968 roku przeszedłem do Wisły Płock. Dostałem pracę, mieszkanie i w rezultacie wybiegałem na boisko w Płocku do 1974 roku. Po nieudanych barażach do II ligi Jacek Gmoch, który wówczas pracował w naszym klubie, zaproponował mi przejście do Wisły Chicago, gdzie grałem z doskonałymi piłkarzami: Zygą Antczakiem, Konradem Bajgerem, Jankiem Czajkowskim, Jurkiem Nejmanem i wieloma innymi. Zdobyliśmy tytuł mistrza stanu Illinois, ale zabrakło pieniędzy na start w Mistrzostwach USA. Na dodatek moje sprawy rodzinne sprawiły, że musiałem wracać do domu. I choć stało się to wcześniej niż zamierzałem, to wcale tego nie żałuję. Życie dobrze mi się ułożyło. Od 1976 roku pracowałem jako asystent w Wiśle Płock, wspomagając trenerów: Sokołowskiego i Błażejewskiego. Dwukrotnie tak się złożyło, że w końcówce rozgrywek przejmowałem zespół. Awansowałem i spadałem z drużyną do II ligi. Wreszcie, kiedy zaproponowano mi funkcję I trenera odmówiłem, bo uznałem, że nie jestem jeszcze gotowy do takiego zadania. Pracowałem tylko z młodzieżą. Po zmianach na scenie politycznej w kraju, rozpocząłem pracę w Petrochemii jako robotnik fizyczny, ale ze sportem się nie rozstałem. Pełniłem funkcję szefa działu wyszkolenia OZPN i przez dwie kadencje prowadziłem reprezentacje województwa płockiego. To właśnie wtedy doszło do ewenementu w skali kraju. Trzy nasze reprezentacje wywalczyły tytuł mistrza makroregionu centralnego, wygrywając z drużynami z silnego ośrodka, jakim jest Łódź. Przed rokiem zrezygnowałem z kandydowania do władz OZPN, a teraz znów wróciłem do wielkiej piłki.

Dziękuję za rozmowę i życzę zdobycia kompletu punktów w meczach ligowych oraz awansu do 1/4 finału Pucharu Polski.

Jola Marciniak

Tygodnik Płocki nr 44, 3 listopada 1998

Kopnij dalej

Dodaj komentarz