Nie ma lepszej okazji na pierwsze podsumowania jak pierwsza w tym sezonie przerwa na kadrę. Okienko transferowe zamknięte, siedem kolejek za nami. Warto więc poświecić chwilę na przeanalizowanie tego, co wiemy o rodzącym się w bólach zespole Marka Saganowskiego.
Siedem ligowych potyczek za Nafciarzami. Na koncie zaledwie 9 punktów, tyle samo co imienniczka z Krakowa. Daje to podopiecznym Marka Saganowskiego zaledwie dziesiątą lokatę w tabeli. 10 bramek strzelonych przy aż 9 straconych. Zaledwie jeden mecz bez straconej bramki. W bólach rodzi się ten projekt. Wielu kibiców oczekiwało, że już na starcie rozgrywek Nafciarze zgłoszą się do walki o miejsca premiowane awansem. Na tę chwilę do miejsc 1-2, dających bezpośredni awans, drużyna Marka Saganowskiego traci siedem punktów, do ostatniego miejsca, dającego udział w barażach, są to punkty cztery.
Czy to dużo? Na dystansie siedmiu spotkań strata siedmiu „oczek” wydaje mi się już sporą. Czy Wisła w dalszej części rundy jesiennej będzie w stanie włączyć się aktywnie do walki o awans czy chociażby baraże? Przekonamy się.
Quo Vadis Marku?
Marek Saganowski zbawicielem nie będzie. Obym za pół roku musiał odszczekać te słowa, niestety na dzień dzisiejszy nic nie zwiastuje, żeby Nafciarze pod wodzą urodzonego w Łodzi szkoleniowca, mieli przejść jakąś olbrzymią metamorfozę. Główne zarzuty na tę chwilę wobec trenera i sztabu to: brak spójnego stylu zespołu, przywiązanie do zgranych nazwiska, brak elastyczności oraz, co dla mnie najważniejsze, niechęć w stawianiu na młodzież z akademii.
Ktoś mi zaraz powie, że przecież ten zespół się buduje, że to dopiero siódma kolejka. Trener Saganowski jednak na stanowisku jest od 16 maja 2023 roku, w tym czasie zaliczył dziewięć spotkań i pełen okres przygotowawczy. Większość piłkarzy miał już do dyspozycji przed obozem letnim, więc nawet argument o wkomponowaniu nowych ogniw nie wchodzi w grę. Zwyczajnie można odnieść wrażenie, że sam trener Saganowski nie bardzo wie, co chce z tym zespołem zrobić. W meczu z Termaliką postawił na dominację w środku pola, efekt – zwycięstwo 3:1 przed własną publicznością. I co z tego, jeśli tydzień później jedziemy do Łęcznej i wracamy do filozofii tysiąca głupich dośrodkowań a jedyne zagrożenie stwarzamy z sytuacji, kiedy piłkarze na boisku postanawiają nie dośrodkować, a wejść przebojem w pole karne.
Ktoś powie, że przecież stawia na młodych, bo przecież jest Paweł Chrupałła. No właśnie, jest Paweł i tu lista się kończy. Problem polega na tym, że Paweł do Wisły jest wypożyczony i z tego, co słyszymy na tę chwilę kwota wykupu jest tak wysoka, że mało kogo w Ekstraklasie, by było na to stać. Po drugie w akademii czeka kilku młodych, zdolnych, z Wisłą i miastem od lat związanych. Ja wiem, że ten ostatni argument piłkarsko jest „żaden”, jednak ostatni sezon pokazał, że najemnicy za Wisłę umierać nie będą, a jedyna nadzieja w ludziach, którzy mają Wisłę nie tylko na kwitkach przy wypłacie. Na letni obóz pojechali:
- Kuchko
- Leśniewski
- Miarka
- Maślak
- Zynek
- Klon
- Witek
Z tej listy W KADRZE MECZOWEJ znaleźli się: dwukrotnie Bartek Zynek i trzykrotnie Kuba Witek. Oczywiście żaden z nich szansy na chociaż minutę na boisku nie otrzymał. Reszta „młodych” grzecznie wróciła do drugiego zespołu. A od trenera Saganowskiego możemy usłyszeć, że młodzi szansę dostali, ale ją przegrali. Szansę za to wykorzystuje w pełni Radek Cielemęcki, sześciokrotnie w kadrze, pięciokrotnie na boisku, łącznie oszałamiające 75 minut. Jedyne z czego go zapamiętałem jak do tej pory to upadek przed polem karnym Górnika Łęczna, z którego nawet rzutu wolnego nie było. Gleb Kuchko i Szymon Leśniewski, o których wielu powie, że w czwartej lidze się zwyczajnie marnują, nie dostali nawet „na zachętę” szansy, żeby usiąść na ławce. A w drugim zespole coraz mocniej swoje aspiracje zgłaszają chociażby Bartek Borowski (rocznik 2007) czy Kacper Błaszkiewicz (rocznik 2006). Tylko jak ci chłopcy mogą mieć nadzieję, kiedy w pierwszym zespole minuty dostaje Sebastian Strózik, a oni nawet o ławce nie mają co marzyć.
Nowe twarze – nowa jakość.
Biernat, Niepsuj, Spremo, Thiakane, Grić – kto by pomyślał, że to właśnie ci gracze będą tak dużą wartością dodaną do zespołu Nafciarzy. Marcin Biernat niemal z miejsca stał się podstawowym stoperem. Mało tego, w sześciu rozegranych spotkaniach zdobył trzy bramki i tym samy jest drugim najskuteczniejszym strzelcem w drużynie. Lepszy wynik ma tylko Łukasz Sekulski z czterema golami. Jedynym mankamentem Marcina pozostaje fakt, że często jest karany żółtymi kartkami, na tę chwilę ma już na swoim koncie 3 takie kartoniki. David Niepsuj miał być remedium na problemy zdrowotne Olka Pawlak oraz Kristiana Vallo, jednak patrząc na jego występy nie wiem czy tak łatwo odda miejsce w składzie. Wyjątkowo cieszy fakt, że oprócz solidnej postawy w defensywie David potrafi dać sporo radości w ofensywie. Wiadomo trafiają mu się kiksy jak ten podczas spotkania z GKS-em Katowice, jednak trafiają się też takie ciasteczka jak asysta przy drugiej bramce Marcina Biernata w meczu z Bruk-Betem. Najtrudniej ocenić Milana Spremo, głównie dlatego, że jego poprzednikiem był Piotr Tomasik. O ile GTA jest bardzo sympatycznym facetem, to jednak wieku nie da się oszukać. Poziom Ekstraklasy zdecydowanie przerastał Piotrka, a lewa obrona była chyba najsłabiej obsadzoną pozycją w szeregach Wiślaków. Emil Thiakane miał dać jakość w ofensywie oraz doświadczenie na boiskach pierwszoligowych i z tych zadań wywiązuje się jak do tej pory wzorowo. Brakuje mi jeszcze liczb, jednak patrząc na jego zachowanie na boisku można być spokojnym, że i te przyjdą. Na koniec słów kilka o Griću. Pamiętam jak dziś, kiedy Wisła ogłosiła transfer Słowaka, na pierwszy plan wysunął się tekst Weszło i słynne już griciowanie. Kuba miał w Polsce łatkę piłkarza, który zdecydowanie gry unika, mówiło się, że uczynił wręcz z tego sztukę. Jakież musi być zaskoczenie wielu, kiedy patrzy się na Gricia Anno Domini 2023. Pod grą, aktywny, napędzający akcje Nafciarzy, wspierający boczne sektory boiska, wracający miedzy stoperów po piłkę. A nawet umiejący wywalczyć rzut karny. Ciekawa odmiana po Filipie Lesniaku, który fakt, środkowym pomocnikiem złym nie jest, jest typem walczaka, ale w kreacji żadnych pozytywów nie umiał wykazać.
Dodatkowo pozostają jeszcze Kacper Laskowski, który po bardzo udanym okresie przygotowawczym złapał kontuzję i dopiero co wrócił do grania, oraz ostatni nabytek Nafciarzy czyli „Jime”. O Hiszpanie jak do tej pory można jedynie usłyszeć, że jest bardzo „hiszpański”. Zapewne po przerwie na kadrę dostaniemy pierwszą okazję, żeby zobaczyć go „w akcji”. Jeśli da chociaż połowę z tego, co można o nim usłyszeć, to zapowiada się kolejne solidne wzmocnienie.
Nowy sezon – stare demony!
Ponad 402 dni, czyli 13 miesięcy i 6 dni co jest równoznaczne 57 tygodni i 3 dni, a gdyby przeliczyć to na godziny, to wyjdzie nam ich 9 648, a to jest równe 578 880 minutom. Nie, to nie jest czas lotu na Marsa, nawet ten trwa krócej. To czas oczekiwania na wyjazdowe zwycięstwo Nafciarzy. W tym sezonie można by rzec, że nastąpiła pewna poprawa na starcie, dwa pierwsze wyjazdy to dwa remisy, niestety później wszystko wróciło do „normy”. Srogie lanie od GKS-u Katowice oraz porażka w Łęcznej nie budzą złudzeń. Nafciarze muszą przeżyć jakieś katharsis, jeśli chcemy z terenu rywali przywieźć jeszcze kiedykolwiek komplet punktów. Najbliższa okazja już w pierwszym spotkaniu po przerwie na reprezentację. Wisła uda się do Rzeszowa i tam zmierzy się ze Stalą. Z zespołem, który zajmuje obecnie siedemnastą lokatę w tabeli, w siedmiu spotkaniach uzbierał zaledwie cztery punkty. Jak nie teraz, to ja już nie wiem gdzie i kiedy.
Jest też pozytyw. Podopieczni Marka Saganowskiego na własnym stadionie nie przegrywają. Trzy mecze, jeden remis, dwa zwycięstwa. Wygrane bardzo okazałe i w całkiem fajnym stylu. Jest to jakiś punkt zaczepienia, jeśli chodzi o optymistyczne spojrzenie na przyszłość. Czy Marek Saganowski przywróci do życia „Twierdzę Płock”, nie wiem. Wiem za to jedno, lepszej ku temu okazji niż teraz może już nie mieć.
Przyszłość w niebiesko-biało-niebieskich barwach.
Aktualnie trwającą przerwę na kadrę Marek Saganowski chce wykorzystać do maksimum. Intensywne treningi, piątkowy mecz kontrolny z Radomiakiem, znowu intensywne treningi. To wszystko po to, żeby zespół nie wypadł z rytmu i aby móc szlifować wypracowane już schematy. Dodatkowo to świetny moment na przywrócenie do pełnej dyspozycji zarówno piłkarzy wracających po urazach, jak i chociażby Jime, który jako ostatni dołączył do zespołu.
Nafciarze już piętnastego września zmierzą się, w kolejnym wyjazdowym pojedynku. Tym razem naszym rywalem będzie, wcześniej wspomniana, Stal Rzeszów. Czy podopieczni Marka Zuba okażą się zespołem, na którym Wisła będzie w stanie się przełamać? Czy Marek Saganowski dokona tego małego cudu i wreszcie przełamie „klątwę”? Oraz dokąd nocą tupta jeż? Na te pytania dopiero poznamy odpowiedzi.
Mój klub, moje serce, moja Wisła Płock
Oprócz tego mąż, ojciec i bimbrownik!