Świąteczny wywiad – rzeka z trenerem Petrochemii Bogusławem Kaczmarkiem
Związany jest pan z Płockiem od pół roku, będąc szkoleniowcem I-ligowej Petrochemii. Nie wszyscy wiedzą, że były już przymiarki ściągnięcia pana do stolicy polskiej Petrochemii. Kiedy to miało miejsce i w jakich okolicznościach?
Pierwsze takie rozmowy przeprowadzone zostały, jeśli mnie pamięć nie myli, 2,5 roku temu. Było to latem, kiedy Petrochemia spadła do II ligi i odszedł trener Kostka. Dostałem wówczas zaproszenie na rozmowę, ale jakoś nie mogliśmy się “skojarzyć” bliżej i sprawa nie doszła do skutku. Miała miejsce jeszcze jedna próba naszego zbliżenia, ale przebywałem wówczas na stażu w Holandii. Gdybym był na miejscu, to być może wcześniej trafiłbym do Płocka. Tak więc obecnie jest to moje trzecie, tym razem zrealizowane podejście.
Proszę opowiedzieć o swojej wcześniejszej pracy trenerskiej, o sukcesach i porażkach, jakie pan w niej zanotował.
Tak jak każdy trener, w tym co robię mam pewne aktywa i pasywa. Zacząłem bardzo wcześnie funkcjonować w tym zawodzie. Studiowałem na 1 roku w Gdańsku i byłem jednocześnie II trenerem reprezentacji woj. gdańskiego. Praktykowałem u boku nie byle kogo, bo samego Wojciecha Łazarka. Akurat tak się złożyło, że w czasie naszej trzyletniej pracy z tą reprezentacją, wyszło z niej wielu bardzo zdolnych zawodników, takich jak Korynt, Adamczyk, Tłokiński. Z tej właśnie kadry 12-14 zawodników grało potem w I lidze. W klubach, w których pracowałem, przynajmniej 2 razy w tygodniu – społecznie starałem się współpracować z trenerami prowadzącymi grupy młodzieżowe. Tak było w Polonii Gdańsk, Lechii Gdańsk, Arce Gdynia. Po zakończeniu kariery piłkarskiej na Zachodzie wróciłem do Polski. Otrzymałem od trenera Łazarka propozycję pracy szkoleniowej w Lechii. Byłem drugim trenerem i jednocześnie pracowałem z młodzieżą na własny rachunek. Prowadziłem drużynę młodzieżową w zasadzie od dziesięciolatków. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski do lat 15, wicemistrzostwo Polski juniorów. Z tej mojej drużyny wielu zawodników gra w kraju i za granicą.
W 1989 roku zacząłem pracować na własny rachunek w piłce seniorskiej. Brak pieniędzy w Lechii zadecydował o tym, że nie udało się zrealizować celu, jakim było wejście do 1 ligi. Szkoda, mieliśmy bardzo ciekawą i młodą drużynę.
Potem trafiłem do Stomilu, drużyny, która była na pograniczu II i III ligi. No bo do drugiej ligi Stomil wszedł kuchennymi drzwiami jako trzeci zespół III ligi – w wyniku reorganizacji. Po dwóch latach, z pięciomiesięczną przerwą w pracy, udało się awansować do ekstraklasy. To była ogromna satysfakcja. Wykreowało się paru zawodników tak zwanych anonimowych. Było przy tym szereg osiągnięć nietrenerskich. W momencie mojego przyjścia stadion odwiedzało 2 tys. ludzi. Kiedy odchodziłem ze Stomilu, to były takie mecze, na przykład z Legią czy Widzewem, gdzie było na trybunach 16-17 tys. To chyba też o czymś świadczy.
Do tej pory pracowałem na trudnych odcinkach. W klubach balansujących na granicy życia i śmierci, klubach niepewnych, jak Sokół Tychy. Kiedy przyszedłem, klub był na 18 miejscu w lidze. Skończyliśmy rozgrywki na 9 miejscu, najlepszym chyba wówczas ze wszystkich śląskich zespołów.
Później była praca w Bełchatowie, czyli moje największe rozczarowanie. Zespół, który nic powinien spaść z ligi, w wyniku poza boiskowych układów zawodniczych doprowadził do tego, że 5 kolejek przed końcem odszedłem z pracy. Ale nie byliśmy wtedy na miejscu spadkowym. Mieliśmy 5 punktów przewagi nad Ruchem i 2 punkty nad drużyną, która się w tym momencie uratowała, czyli Górnikiem Zabrze.
Wreszcie Płock. Rozpoczęcie pracy nastąpiło w pewnego rodzaju nienormalnych dla rozumnego procesu szkoleniowego warunkach. Przyszedłem za pięć dwunasta. Jaki był początek – wszyscy pamiętamy
Ilu pańskich wychowanków gra obecnie w I lidze? Którzy z nich zrobili największą karierę?
Myślę, że tu można mówić nie tylko o wychowankach. Ale oczywiście wielu jest takich, z którymi pracowałem od samego początku. Choćby Wojciechowski, który zaczął grać u mnie w wieku 10 lat. Są też tak zwani półwychowankowie. Rafała Dzierzgonia wziąłem do siebie, gdy będąc w odwiedzinach u teściowej zobaczyłem go w drużynie trampkarzy. Widzę, że taka chudzinka, ale z zacięciem piłkarskim biega po murawie, więc załatwiłem mu średnią szkołę. Myślę, a on to też podkreśla, że przyczyniłem się do jego rozwoju.
Najsłynniejsze nazwiska, jeśli chodzi o wychowanków, to bezwzględnie Wojciechowski, Kaczmarczyk, Pawlak, Motyka, mój syn. Jakiś pośredni wpływ miałem na to, co się dzieje z Szamotulskim, bo przez jakiś czas z nim współpracowałem. Jeśli chodzi o zawodników, których znalazłem gdzieś na peryferiach piłki, to należą do nich: Dudek, Czereszewski, Sokołowski, Darek Jackiewicz, Maciek Bykowski. Teraz pojawił się Gosik, o którym, mam nadzieję, w odpowiednim czasie będzie głośno. Jest tych zawodników wielu, choćby Jacek Frąckiewicz, który grał w Wolfsburgu w finale pucharu Niemiec. W swoim czasie miałem pod opieką takich piłkarzy jak Sypniewski, Kryszałowicz. Zanim Citko trafił do Widzewa, to on z Chańko trenował u mnie trzy tygodnie, ale Stomilu nie było stać na taki zakup.
No właśnie. Skoro posiada pan dar do wyszukiwania młodych, wyjątkowo utalentowanych zawodników, to czy nie przyszła panu kiedyś do głowy taka nieśmiała myśl, by starać się o posadę trenera którejś z reprezentacji młodzieżowych? Wybrałby pan pewnie do niej chyba faktycznie najlepszych młodych zawodników.
Jeśli chodzi o piłkę młodzieżową to nie ukrywam, że gdzieś bym tam siebie widział. Przed olimpiadą w Barcelonie Janusz Wójcik zaproponował mi współpracę z reprezentacją olimpijską. Ale wtedy ja, niepoprawny optymista, wierzyłem, że wejdę z Lechią do I ligi. Temat zatem upadł, a być może mógłbym wtedy gdzieś zaistnieć. W duecie Wójcik – Janas byłoby być może także miejsce dla mnie, bo ja pomagałem Januszowi we wczesnej selekcji reprezentacji olimpijskiej. Póki co jestem w piłce seniorskiej i te wszystkie rzeczy, w które natura mnie wyposażyła, mam tu na myśli intuicję prawidłowej oceny młodych zawodników, chciałbym wypraktykować na naszym gruncie, wśród zawodników Petrochemii.
Wróciliśmy zatem do Petrochemii. Objęcie drużyny na 10 dni przed rozpoczęciem rozgrywek to olbrzymie ryzyko. Nie bał się pan go podjąć?
Ze swojej pracy mam ogromną satysfakcję. Nikt mi nie kupuje graczy wartych miliony marek czy dolarów, jak w przypadku Legii czy Widzewa. Ale nie mam w związku z tym żadnych kompleksów. Trudna robota jest mi chyba gdzieś tam w gwiazdach pisana. Cieszę się, że pracuję w takim klubie jak Petrochemia. Jest to super biały klub. Gdzie wszystko odbywa się na czytelnych, białych zasadach. Tu nie ma złotówki wydanej na bok, tu nie ma złotówki w wyniku jakichś poza boiskowych działań. Ja się cieszę, że te 23 punkty, które żeśmy zdobyliśmy, to wszystko było na murawie. Nikt tu nic nie kupował, nie sprzedawał. Z ludźmi, z którymi zacząłem pracę jakoś potrafię się dogadać. Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, że tu jest takie miasto, taka publiczność, taka baza. To musi w końcu wypalić; tu będzie zespół z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście Realu Madryt od razu nie będzie, bo nie ma takich możliwości. Poczekajmy spokojnie.
Czy po pierwszych ligowych meczach nie miał pan ochoty tego wszystkiego zostawić?
Proszę uwierzyć, byłem dziwnie spokojny, że wcześniej czy później to wszystko wypali. No, ale do tego potrzebne były pewne mchy. Bo po prostu zawiodła ludzka wyobraźnia. Ludzie, którzy myśleli, że w tym składzie personalnym drużyna potrafi zagwarantować prawidłowe granie gdzieś tam w górnych rejonach tabeli, po prostu się pomylili. Rzeczywistość ligowa pokazała te wszystkie mankamenty. Gra przez 2 lata w II lidze pozostawiła pewne piętno na zawodnikach, nawet tak doświadczonych jak Podolski czy Remień. Wierzyłem, że nam się zacznie tutaj lepiej dziać. Myślę, że każdy dzień pracy z tą drużyną pozwoli lepiej czuć moich zawodników. Zaczęli się przekonywać do tego, co wspólnie robimy. Widać pierwsze efekty.
Dlaczego Petrochemia w rundzie jesiennej nie wygrała żadnego meczu wyjazdowego?
Dlatego, że Petrochemia musi mieć na wyjeździe pięć sytuacji stuprocentowych, żeby strzelić jedną bramkę. Dlatego nie wygraliśmy w Wodzisławiu, dlatego nie wygraliśmy w Olsztynie, dlatego nie wygraliśmy w Zabrzu i w Katowicach. Bo po prostu brakuje jednej bramki, która by decydowała o zwycięstwie. A gdybyśmy wygrali chociaż jeden z tych meczów na wyjeździe, bylibyśmy na piątym miejscu. Byłoby to, myślę, chyba trochę na wyrost. Trzeba zrobić wszystko, żeby na wiosnę na wyjazdach już nie remisować, ale wygrywać.
Może już w pierwszym meczu z Rakowem?
Być może. Należy jednak pamiętać, że dla Rakowa będzie to mecz typu „tu bee or not to bee”. Bo porażka z nami to już definitywnie druga liga. Wraca Kokot, który zna ten zespół. Myślę, że Raków na wiosnę nie powie ostatniego słowa. Już dziś myślę o tym meczu.
Próbował pan różnych zestawień w płockim napadzie, obligowany przede wszystkim kontuzjami w płockim zespole. A co pan powie na parę napastników: Sobczak – Witkowski?
Bardzo się cieszę, że Marek Witkowski podszedł do tematu z pełnym zrozumieniem. Był on przecież tutaj zawodnikiem kluczowym, z pewnym miejscem w składzie. Raptem po czterech spotkaniach trener dochodzi do wniosku, że linia środkowa nie funkcjonuje tak jak trzeba. Przychodzi nowy zawodnik, mam tu na myśli Pawła Miąszkiewicza i raptem Marek wypada na boczny tor. Ja się z nim w końcu dogadałem i wchodząc na boisko nie pokazywał żadnych grymasów. Zapieprzał, przepraszam za to wyrażenie, od pierwszej do ostatniej minuty swoich boiskowych wejść i był bardzo przydatny. Czy taki atak Sobczak – Witkowski może funkcjonować? Być może, ja wcale lego nie wykluczam, chociaż Marek mówi, że najlepiej czuje się w środku pola.
W naszej rozmowie nie może oczywiście zabraknąć oceny jesiennej rundy. Którzy z płockich zawodników zrobili na panu największe wrażenie, kto nie spełnił wszystkich oczekiwań, a przed kim jest jeszcze dużo, dużo pracy?
Nie można tutaj stosować uogólnień. Mamy dwóch mniej więcej równych ludzi na bramce. Cieszę się, że Jacek Lasocki rozumie pojęcie drugiego bramkarza w drużynie. Oni się idealnie z Arturem uzupełniają. Był moment, że mieliśmy z trenerem Słabkowskim dylemat: “Na kogo postawić?”. Przecież nie można było co 2 mecze zmieniać bramkarza. Stabilność gry defensywnej, jakaś komunikacja musi być zachowana. Kiedy gra raz jeden, raz drugi bramkarz, to ciągle zmienia się sposób porozumiewania w liniach defensywnych. Postawiliśmy na Sejuda. Jacek przyjął rolę drugiego bramkarza i wyśmienicie się z tej roli wywiązuje. Mobilizuje Artura, pokazuje, że jest godnym partnerem, który w każdej chwili może go zastąpić.
Chylę czoła przed Mirkiem Milewskim. On był przez półtora miesiąca wyłączony z jakiegokolwiek treningu. Chodził na siłownię, skakał na jednej nodze na skakance, robił ćwiczenia siłowe jedynie w siadzie i w leżeniu. Wszedł na murawę, grał raz lepiej raz gorzej, ale nigdy nie zszedł poniżej jakiegoś poziomu. Mirek wkroczył w taki wiek, kiedy powinna nastąpić kapitalizacja jego doświadczenia i minut spędzonych na boiskach ligowych.
Obrońcy kryjący. Tu mieliśmy największy problem. Z konieczności do tej pozycji został oddelegowany Andrzej Przerada, który czuje się chyba najlepiej grając wahadłowego pomocnika bocznego. Andrzej spisywał się różnie. Miał mecze bardzo dobre, miał mecze słabsze. Myślę, że w tym przypadku z wiekiem powinno dojść więcej wyrachowania, bo niektóre reakcje Andrzeja na boisku wynikają nie z braku umiejętności, tylko ze zbyt dużej pobudliwości. Wróćmy do meczu z Polonią, gdzie Andrzej zafundował kolegom 70 min. interwału w dziesiątkę. Gdzie później w Groclinic drużyna wyglądała jak wyciśnięta cytryna. Powtarzam: Andrzej miał raz lepsze mecze, raz gorsze. W wielu pokazał, że można na niego liczyć.
Przyjście Marcina Janusa było naszym dobrym pociągnięciem. Biorąc pod uwagę środki, które zostały uruchomione za roczne wypożyczenie, uważam, że ten zawodnik się sprawdził. Polonia lekką ręką się go pozbyła uważając, że ma lepszych zawodników. Przyszedł, spełnił oczekiwania, chociaż nie uniknął błędów, zwłaszcza w pierwszej fazie rozgrywek, gdy nie był w pełni przygotowany. Były mecze, gdzie był bardzo mocnym punktem naszej drużyny, choćby z Wisłą Kraków, Wodzisławiem, Zabrzem. Myślę, że wiosnę będzie miał jeszcze lepszą, oczywiście jeśli będzie kontrolował wagę.
Z zawodników, którzy jeszcze grali w tej linii jest Mariusz Woroniecki, chłopak, który chyba zbyt późno trafił do ligowej piłki. Brakowało mu ogrania. Myślę, że gdyby pograł regularnie sezon w II lidze na tej pozycji, byłby zupełnie innym zawodnikiem. Wszedł do zespołu, wydawało się, że może mieć miejsce. Kontuzja w Olsztynie, 10 szwów na głowie, przerwa doprowadziła do tego, że stał się zawodnikiem awaryjnym. Mariusz to mądry chłopak. Nie wiem czy nie byłaby korzystna dla niego (oczywiście ja nikogo nic wyrzucam) gra w jakimś drugoligowym zespole. Takim, który będzie o coś walczył. Bo takie granie od okazji do okazji to jemu nic nie daje.
Jacek Popek. Bardzo zdolny chłopak. Podstawowy mankament – nadwaga. Myślę, że się dogadaliśmy. Był w ostatni poniedziałek u jednego z lepszych dietetyków w Polsce, w Zakładzie Bioenergetyki w Gdańsku. Ma rozpisaną dietę. Jest to zawodnik ciekawy, wszystko przed nim. Czas dla niego pracuje.
Grał jeszcze Artur Wyczałkowski. Wcześniejsze dwa lata stracone w wyniku braku odpowiedniego prowadzenia przez ludzi odpowiedzialnych za jego poczynania na boisku i, przede wszystkim, poza boiskiem. Jeździł, szukał gdzieś szczęścia. Chłopcy z jego rocznika już są widoczni w lidze, on natomiast stanął w martwym punkcie. Przytrafiły mu się kontuzje wynikające z braku odpowiedniego treningu. Chłopak młody, ciekawy, chciałbym, żeby zrozumiał pewne rzeczy. Być może także w tym przypadku jakaś przeprowadzka dobrze by zrobiła.
Robert Głownia był tu przejazdem. Nie akceptowany chyba przez zespół żył swoim życiem, był tu ciałem, a duchem w Krakowie. Odszedł, myślę, że dla jego dobra i dobra klubu dobrze się stało.
Druga linia. Rysiu Remień jest bardzo dobrym graczem w momencie, gdy jest super wytrenowany. Takiego pamiętam go z Lecha, gdzie od piątki do piątki biegał jak natchniony. W momencie, gdy u Ryśka brak jest przygotowania motorycznego, popełnia błędy w podejmowaniu właściwych decyzji. Nie mam do niego większych zastrzeżeń, poza jednym, że nic wykorzystuje swojego bardzo dobrego uderzenia z lewej nogi. Dobrze by było, żeby ten fakt zrozumiał. A stać go na to.
Bogdan Jóźwiak. Mam tutaj ogromną satysfakcję. Bogdan, w zasadzie pogodzony z losem, chciał już grać w Raciążu czy gdzieś tam. Udało się na szczęście wypracować porozumienie między nim a zarządem Klubu. Wziąłem go, kiedy szykował się do oddania sprzętu. Przeszedł “przyspieszony kurs kroju i szycia”. Potraktowałem go zupełnie inaczej niż innych – na skróty i to się opłaciło. Pamiętajmy, że to jest nasz chłopak, z tego regionu, akceptowany przez ludzi. Myślę, że na wiosnę Józka będzie wszędzie pełno.
Marcin Gocejna. Bardzo na niego liczę. 21 lat, piękny wiek, technika użytkowa bardzo dobra. Problem, żeby z tej techniki potrafił w każdym momencie na boisku skorzystać. Mógł być w dwóch, trzech meczach bohaterem, choćby w Wodzisławiu. Marcin dużo pracuje indywidualnie. Jest przykładem godnym naśladowania, że można pogodzić sport ze studiami. I to ze studiami dziennymi. Na wiosnę będzie walczył o miejsce w drugiej linii naszego zespołu.
O Marku Witkowskim już mówiliśmy. Darek Podolski. Też jest przykładem tego, że kiedy nie jest fizycznie przygotowany w pełni, to raz jest lepiej, raz gorzej. W okresie przygotowawczym również miał perypetie zdrowotne. Z powodu zbitego palucha na turnieju w Mławie grał w jednym bucie i w jednym korkotrampku. Powoli wchodził w rytm gry. Ale w kilku spotkaniach pokazał się na pewno z dobrej strony. Bardzo liczę na jego doświadczenie wiosną. Myślę, że będzie go widać.
Piotrek Soczewka to postać in plus. Myślę, że kontuzja w meczu z Rakowem wywarła jakieś piętno na całokształcie jego formy sportowej. Piotrek w gipsie przez parę tygodni z trudem wracał do swojej sportowej wydolności. Były mecze, gdzie go było widać, strzelił ważną bramkę z Widzewem. Niemniej jednak na pewno i tu Piotr przyzna mi rację, brał także udział w sytuacjach dla nas negatywnych. Mam na myśli grę w destrukcji i mecz z Legią, gdzie Karwan i Staniek strzelali swoje bramki. Musi poprawić swoje zachowanie w defensywie. Wszystko przed nim.
Paweł Miąszkiewicz od ponad dwóch lat grywał w Widzewie ogony, etiudy piłkarskie, gdzie 45 minut to był często czas graniczny. Dlatego nie potrafił u nas zagrać przez 90 minut. No bo jak miał grać, skoro w Widzewie tego nie robił. Trzeba dać mu troszkę czasu, żeby jego organizm zaprogramować na większy wysiłek. Ale Paweł spełnił swoje zadania. Zdobył kilka ważnych bramek, szkoda, że nie strzelił karnego w Wodzisławiu, bo byśmy pewnie mieli w końcu wyjazdowe zwycięstwo. Póki co, bardzo na niego wszyscy liczymy. Jest widoczny w różnych statystykach w kraju, bardzo mnie to cieszy. Jeśli przepracuje dobrze okres przygotowawczy, to wiosną będzie liderem z prawdziwego zdarzenia, tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy trafił do Płocka.
Radek Kowalczyk wypadł ze składu w wyniku przede wszystkim perturbacji zdrowotnych. Nie może zawodowiec w ciągu trzech tygodni mieć 2 razy anginę. Nie muszę nikogo uświadamiać, że angina pectoris ma to do siebie, że nie wyleczona właściwie oddziałuje na cały układ krążenia i układ stawowo – mięśniowy. Ja mu dzisiaj powiedziałem, jak spędzić okres przygotowawczy, żeby powalczyć o miejsce w składzie. Jeśli Radek będzie w pełni sprawny fizycznie, to wówczas pewne braki będzie można wyeliminować.
Wychowanek Petrochemii Adam Majewski, grający obecnie w Lechu Poznań, zadebiutował w drużynie mając 16 lat. Czy mamy w klubie jakiegoś młodego zawodnika, który może udanie zaprezentować się w końcówce spotkania w takim właśnie młodym wieku?
Jest Wojdat. Zawodnik, który bardzo udanie zadebiutował w reprezentacji Polski w wygranym 2:1 meczu z Anglią. Nieczęsto się zdarza, żeby ograć Anglików. Wojdat zebrał bardzo pochlebne recenzje. Problem jest innego typu. Są w Polsce zawodnicy, którzy przedkładają grę w piłkę nad kontynuowanie nauki. Nasi natomiast utalentowani chłopcy są w średnich szkołach. No i dobrze, że potrafią sobie to wszystko w sposób właściwy zorganizować, przychodzą po południu na zajęcia. W Płocku jest grupa bardzo utalentowanej młodzieży. Chciałbym podkreślić właściwą, wzorową wręcz pracę tutaj z młodzieżą. Ja to bardzo cenię, bo sam wyrosłem z piłki młodzieżowej. Należą się wielkie słowa uznania dla pracy panów: Pędzierskiego i Prosowskiego. Zresztą generalnie Petrochemia ma szczęście do trenerów. Choćby takich jak drugi szkoleniowiec Petrochemii Witold Słabkowski. Takiego pasjonata pracy to dosłownie ze świecą szukać. Cieszę się, że razem pracujemy nad drużyną.
Dlaczego Andrzej Przerada upiera się, by zmienić barwy klubowe? W czym Groclin Grodzisk jest lepszy od Petrochemii?
Na mnie ta wiadomość spadła znienacka. Byłem zaskoczony, kiedy przebywając na kursokonferencji trenerów w Gdańsku pytano mnie, dlaczego Przerada chce odejść. Nie wiem, czym to jest spowodowane, Andrzej podpisał przecież kontrakt na 2 lata. No cóż, z niewolnika nie ma pracownika. Myślę jednak, że uczciwość nakazywała, żeby Andrzej swoje odejście przedyskutował najpierw ze mną. Bo przecież normalne, że ludzie się rozchodzą. Nie mam pretensji do Andrzeja, ale mógł ze mną porozmawiać, no bo po co ja mam się dowiadywać o wszystkim od osób trzecich? Powtarzam: jeśli się tu nie widzi, to trudno. Być może przeprowadzka to jakieś rozwiązanie. Na razie jest z nami i trenuje.
Wróćmy może do napadu płockiego zespołu. Trapiony kontuzjami Wojciech Małocha nie zdołał sobie pograć w tym sezonie. Znawcy futbolu twierdzą jednak, że ten zawodnik ma ogromne możliwości. Pamiętajmy jednak, że w napadzie ma pan przede wszystkim Sobczaka, który jest czołowym zawodnikiem tej linii, także Arka Gosika. Czy myśli pan zatem o jakimś novum, o grze trzema napastnikami?
Mam 11 gier kontrolnych. Będziemy próbować różnych rozwiązań, będziemy się starali przygotować ten zespół dwudrogowo. Będę dążył do tego, żebyśmy grali na 2 zespoły, żeby wszyscy zawodnicy byli w miarę równo obciążeni meczami kontrolnymi. Być może takie rozwiązania w ataku będą miały miejsce. Wracając do Wojtka; szkoda mi bardzo tego chłopaka. Bo rzeczywistość ligowa okazała się dla niego bardzo brutalna. Strzelił w II lidze i pucharach około 30 bramek i nagle tutaj zderzenie ze ścianą. Do tego grał bardzo nieszczęśliwie. W kilku spotkaniach uderzył w słupek i poprzeczkę. Kiedy wydawało się, że idą dla niego lepsze czasy, przed meczem z Ostrowcem doznał kontuzji na treningu. Miał przerwę, ale nawet w ostatnim meczu z Wodzisławem dobrze się pokazał. Uważam, że jest to chłopak rozsądny, z którym się dogadaliśmy. W treningach indywidualnych wiele rzeczy będzie można u niego poprawić. Niestety, w I lidze nie ma już schematu, że Remień wrzuca piłkę z jednej strony, Kowalczyk z drugiej, a Witkowski jeszcze podpiera akcję. Tu trzeba się umieć znaleźć. Ale ja uważam, że Wojtek sobie z tym wszystkim poradzi, i na wiosnę będzie dla Petrochemii bramki strzelał. O ile oczywiście wygra rywalizację z pozostałą czwórką: Witkowskim, Sobczakiem, Gosikiem i Staniszewskim, który ma jaką wyjątkową łatwość dochodzenia do pozycji strzeleckich. W meczu z GKS-em mógł być bohaterem, bo 2 razy Luncik obronił jego strzały z najbliższej odległości. W Płocku z Wisłą uderzył głową, gdyby trafił, byłaby czwarta bramka.
Paweł Sobczak jest obiektem zainteresowania warszawskiej Legii, która w swoim czasie oferowała za niego, jeśli się nie mylę, 8 miliardów starych złotych. Czy płocki klub zdecyduje się latem sprzedać zawodnika, który za dwa lata będzie wart 4 razy tyle?
Sobczak to półfabrykat piłkarski, tak to oceniam. Zanim tu przyszedłem, był prawie zawodnikiem anonimowym. Grał w 1 drużynie okazjonalnie. Zawieszony był między reprezentacją a IV ligą. Wziąłem go na rozmowę i powiedziałem: “Synuś, jak będziesz słuchał, co ja do ciebie mówię, to na pewno na tym źle nie wyjdziesz”. I mam tę satysfakcję, że się z nim dogadałem. Jest to trudny chłopak, bardzo trudny. Cieszę się, że mam dobry kontakt z jego rodzicami. Lubię ludzi z charakterem, a on taki charakter pokazał. No bo skoro w ciągu 2 tygodni mu nos złamali a on mimo to grał…? Na pewno posiada jakiś dar, który wspólnie, w sposób właściwy udaje nam się pielęgnować. Ma dużą łatwość gry, błyskawiczne odejście, znalezienie się w sytuacjach, tyle tylko, że nie strzela na razie bramek.
Jeśli chodzi o jego odejście to myślę, że w sposób właściwy wyjaśniłem trenerowi Legii Jabłońskiemu na kursokonferencji w Gdańsku, że póki co miejsce Sobczaka i potrzeba dalszego rozwoju wymaga tego, żeby on grał w Petrochemii. Pokazałem Mirkowi Jabłońskiemu, zresztą mojemu dobremu koledze, przykłady transferów do Legii Włodarczyka i Magiery. Mówię: “Sobczak na razie Legii nie uratuje. On będzie zawodnikiem prawidłowo rozwijającym się w Petrochemii. Daj mu wreszcie spokój. Być może kiedyś garnitur Petrochemii będzie dla niego za ciasny i przejdzie do Legii”. Na to Mirek zaczął mnie przekonywać, że choć atak ma już ustawiony, to dla Sobczaka będzie miejsce w pierwszym składzie Legii na lewej pomocy. Ja na to: “Jeśli mnie szanujesz, to mi takich numerów nie rób, bo się przewieziesz”. I sprawa upadła. Rozmawiałem na ten temat długo z Sobczakiem. Chłopak pozo[1]staje w Petrochemii, najbliższe pół roku na pewno. Myślę, że z pożytkiem dla klubu i dla niego.
Jest jeszcze w napadzie Gosik. Młody zawodnik, zdolny, ale ma trzecioligowe nawyki polegające między innymi na tym, że nie lubi oddawać do kolegów piłki.
To jest wada, ale także i zaleta. Arek Gosik musi jak najszybciej przewartościować się z boisk trzecioligowych na pierwszoligowe. W wielu meczach się pokazał, było go widać. Analizując to wszystko, nasuwa się ciekawy wniosek. Od momentu, kiedy on tu przyszedł, myśmy przegrali tylko jeden mecz – w Pucharze. Oczywiście ja tych faktów nie wiążę, ale coś w tym musi być. Gosik nam się opłacił. Jeżeli zrozumie, że przed nim jeszcze dużo pracy, a myślę, że jest to chłopak rozsądnie chodzący po ziemi, to na wiosnę będzie z niego wiele pożytku.
Mamy jeszcze utalentowanego Staniszewskiego, który wyraźnie boi się kibiców…
Trener musi tak prowadzić zawodnika, żeby przejście do dorosłej piłki było dla niego jak najmniej bolesne. Myślę, że Staniszewski tę plamę, którą dał w meczu z KSZO, mógł zmazać w spotkaniu z Wisłą. Strzeliłby głową tę bramkę i ludzie byliby bardziej tolerancyjni w stosunku do gry tego 18-letniego chłopaka.
Przypominam wszystkim, że jest jeszcze Kapela. Debiutował w reprezentacji Polski w meczu z Litwą, zebrał niezłe recenzje, jest przygotowany do meczu eliminacyjnego mistrzostw Europy z Niemcami. Poza nim jest także Wojdat, Pachelski, Gevorian. Trener Prosowski umiejętnie ich prowadzi. Z tych chłopców klub na pewno będzie miał duży pożytek. Sobczak jest lokomotywą i drogowskazem, że opłaca się tutaj grać i robić postępy.
W swoim czasie głośno było w województwie o jeszcze jednym młodym zawodniku, wychowanku MKS-u Kutno, który potem gdzieś przepadł. Mam na myśli Gracjana Wlazińskiego…
Gracjan jest u nas od miesiąca, trenuje. Problem, że uczy się w Płocku, a dojeżdża z Kutna. Trzeba zadbać prędzej czy później, żeby załatwić mu jakiś internat. Ale on też się musi jakoś pokazać, bo przez trzy miesiące nic nie robił. Przez trenera Cytryniaka dotarłem do jego ojca, rozmawiałem z nim. Powiedziałem: “Ja panu nic nie gwarantuję, tylko tyle, że zapewnię mu opiekę szkoleniową, a to jest więcej niż można zrobić. Jeśli on będzie się starał, to będzie to z pożytkiem dla niego. Na wiosnę zacznie grać w makroregionie. Lewonożny zawodnik, przyda się trenerowi Pędzierskiemu.
Panie trenerze. Pańska drużyna jest poukładana, każdy zawodnik ma swoje miejsce w drużynie. Konieczne są jednak czasami zmiany personalne, choćby tylko po to, by kibice mogli się cieszyć z nowej twarzy w zespole. Kto dojdzie do Petrochemii w przerwie zimowej?
Ja się cieszę, że po raz pierwszy w mojej karierze trenerskiej pracuję w stabilnym, zorganizowanym, cywilizowanym klubie piłkarskim. Gdzie, jeśli się umawiamy na chleb z masłem, to ten chleb z masłem jemy. Wszystko tutaj jest przy pełnej stabilizacji i płynności finansowej realizowane. Nie chciałbym, żebyśmy żyli ponad stan, bo z doświadczenia wiem, że kończy się to upadkiem, i to z wielkim hukiem. Wyznacznikiem pewnych działań jest zawsze rachunek ekonomiczny. Nie sądzę, żeby prezes Tyburski nie zadbał, żebyśmy tu mieli jakieś wzmocnienia czy transfery. Ale póki co, żyjmy dniem dzisiejszym. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Rachunek ekonomiczny jest prosty. Jeżeli ściągniemy jednego czy dwóch zawodników, to być może nie stać nas będzie na zapewnienie zawodnikom realizacji kontraktów, na zapewnienie właściwego okresu przygotowawczego.
Póki co, na pewno wraca Dec, bo jesteśmy już z nim po rozmowach. W kręgu naszych zainteresowań jest także Sobolewski. Tyle, że jesteśmy jednym z wielu klubów, które się o niego ubiegają. Był tutaj Jacek Markiewicz, też zdolny chłopak z Jagiellonii. Teraz, musimy się skoncentrować na tym, żeby domówić sprawy kontraktowe z Decem i załatwić Sobolewskiego. A rozmowy są trudne.
Chce wrócić Adaś Majewski, dzwonił do mnie w tej sprawie. No, tak, ale ja mu musiałem odpowiedzieć: “Adaś, jeśli ściągniemy ciebie, to nie będziemy mieli środków na nic innego”. Bo ekonomia dyktuje tutaj twarde warunki. 28 lutego jest datą graniczną transferów. Myślę, że do 15 lutego będziemy mieli pełną ocenę przydatności zawodników, niewykluczone, że ktoś odejdzie.
Jakie są najbliższe plany drużyny?
Teraz mamy okres roztrenowania. Jak już mówiłem, zespół się przygotowuje dwudrogowo. Grupa podstawowa przebywa na urlopach. Mają rozpisane trzy tygodnie, co mają w każdym tygodniu robić w celu podtrzymania wydolności fizycznej. Natomiast cała młodzież trenuje aż do świąt na naszym trocinowym boisku, także w hali. Wszyscy spotykamy się 5 stycznia o godz. 13.00. Trenujemy do 11 stycznia dwa razy dziennie na naszych obiektach. 12 stycznia o 7.30 wyjeżdżamy na zgrupowanie do Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie. 24 stycznia kończymy zgrupowanie grą kontrolną z Polonią Gdańsk. Przyjeżdżamy, jesteśmy na naszych obiektach. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie udało nam się zorganizować turnieju halowego, bo w tym terminie, niestety, wiele silnych zespołów wyjeżdża. A dla słabych drużyn nie ma sensu tego organizować. 4 lutego, po grze kontrolnej z Koninem, wyjeżdżamy na 11 dni treningowych do Chorwacji. Gramy 2 sparingi z silnymi pierwszoligowymi drużynami oraz mecz z drużyną olimpijską Pawła Janasa, z którymi będziemy akurat razem przebywać. Ma to dodatkowy pozytywny aspekt, że będę mógł obserwować przygotowanie tych zawodników Petrochemii, którzy przebywać będą z reprezentacją olimpijską. Wracamy, gramy gry kontrolne z Warmią Olsztyn i Bełchatowem, przygotowujemy się do meczu 7-8 marca z Rakowem.
Dziękuję za rozmowę i życzę panu i drużynie wielu sukcesów.
Ja również bardzo dziękuję, a za pośrednictwem „Tygodnika Płockiego” chciałbym życzyć czytelnikom i kibicom płockiej Petrochemii zdrowych i wesołych Świąt.
Tomasz Szatkowski
Tygodnik Płocku numer 51/52 z 1997 roku
Od zawsze Wisła Płock i Real Madryt. Szczęśliwy ojciec. Fan muzyki z lat 80 i polskiego hip-hopu. Siłownia to moje drugie imię.