Leszek Ojrzyński: W Płocku mam przyjaciół [WYWIAD]

Dzień przed meczem #WPŁKOR Mariusz i Mateusz przeprowadzili, krótką rozmowę z Trenerem Korony Kielce – Leszkiem Ojrzyński. Zapraszamy.

Jest pan człowiekiem lubianym i szanowanym w Płocku, dwa razy obejmował pan Wisłę jako trener. Były to dwa bardzo różne okresy. Dlaczego za pierwszym razem się nie udało, a za drugim udało?

Za pierwszym razem się nie udało, bo to był bardzo ciężki okres. Rzeczywistość pierwszoligowa, niektórzy zawodnicy nie wiedzieli jak się w tym środowisku poruszać, były problemy w szatni. To już historia. Wiem, dlaczego się nie udało. Grupa bankietowa była mocna, piłka nie zawsze była na pierwszym miejscu. Byłem młodym trenerem, zero jedynkowym i ciężko miałem z tymi zawodnikami. Nie mogliśmy dojść do porozumienia, bo widziałem całkowicie inaczej pewne sprawy, to był jeden z powodów. Niestety wyniki były słabe i trzeba było się rozstać. Po moim odejściu kolejni trenerzy też nie mieli łatwo, sytuacja sportowa klubu wyglądała coraz gorzej, spadek do 2. ligi. Odszedłem po wysoko przegranym meczu, pamiętam doskonale. Mam swoją teorię na pewne rzeczy, ale to już zostanie w mojej głowie i tyle.

Foto lechia.net

Za drugim razem?

Podjąłem się trudnej misji. Większość mówiła, że to jest niewykonalne, bo drużyna, z tego co pamiętam, na trzynaście ostatnich spotkań jedno wygrała i była w bardzo trudnej sytuacji. Przyjechałem na ostatnie dziewięć spotkań, żeby uratować ekstraklasę i super, że to się udało. Remis w ostatniej kolejce dawał nam utrzymanie. Ostatecznie zremisowaliśmy po spotkaniu, w którym przeciwnik trafił w poprzeczkę, była dramaturgia, ale się udało. Wszyscy byliśmy szczęśliwi i wiemy, że za tym poszła też decyzja o stadionie, który rośnie w oczach i będzie to w końcu stadion dla kibiców Wisły taki, jak powinien być. Stary obiekt może kilkanaście lat temu był fajny, ale nie do oglądania meczu piłkarskiego, bo wiemy jak te trybuny były oddalone.

Miałem trudny moment w życiu. Z perspektywy czasu widzę, że decyzję o odejściu powinienem podjąć w przerwie między sezonami. Wrócić do Anglii, być z żoną, z synem, ale człowiek się łudził. Wszyscy mnie namawiali do pozostania, o moich problemach ludzie w klubie wiedzieli. Już przed meczem w Poznaniu decyzja była podjęta, ale ogłoszenie odłożyłem o te kilka dni, żeby nie rozbijać drużyny. Tak się skończyła ta przygoda. A szkoda, bo w końcu miałem rozwojowy klub, z decyzją o stadionie, z możliwościami, czy porządnym budżetem w porównaniu do tych, w których pracowałem, gdzie było mizernie pod tym względem. No ale życie, rodzina jest ważniejsza od tego, co człowiek kocha, robi i wtedy musiałem pożegnać się z Płockiem. Teraz po raz pierwszy przyjeżdżam w roli szkoleniowca drużyny przeciwnej.

Poruszył pan temat, który postanowiłem omijać, ale jeśli już wspomniał pan o tym to może coś powiem.

Myślę, że szacunek wśród płockich kibiców, przynajmniej ja tak to widzę ma pan nie tylko za utrzymanie Wisły w Ekstraklasie. Patrzę na pana przede wszystkim jak na człowieka, bo nie ważne co się robi tylko jak się to robi. Ta pasja, którą jest całe życie, a praca jest tylko jego częścią daje obraz całości. Wiele osób w Płocku myśli podobnie jak ja, że historyczne liderowanie w tabeli Ekstraklasie po 13 kolejce tamtego sezonu to bardzo duża pana zasługa. pan kompletował zespół, pan go przygotowywał do sezonu..

Jak pan uważa,czy młodym trenerom jest łatwiej teraz? Pan musiał kończyć studia, aby otrzymać licencję, a teraz kursy, na zakończenie UEFA Pro i jest trener.

Jeszcze wrócę na moment do tamtej sytuacji, dla mnie ciężkiej prywatnie i życiowo. Tu bym chciał podziękować zawodnikom Wisły, działaczom i kibicom, którzy mnie wspierali w tym trudnym momencie. Ta ich serdeczność jest dla mnie bardzo ważna, zapamiętam to do końca życia. Chłopaki wyszli w koszulkach, kibice mieli transparent, skandowali moje nazwisko – takie rzeczy się pamięta. Po to się wykonuje ten zawód, żeby też mieć przyjaciół, których mam w Płocku po tych dwóch przygodach, z resztą nie tylko po przygodach, ale i z wcześniejszego okresu, bo na studiach poznałem dużo ludzi z Płocka. Te przyjaźnie pozostały do dzisiaj, jutro po meczu jestem umówiony na kawę. Przechodząc do teraźniejszości myślę, że dziś jest o wiele łatwiej młodym trenerom. W okresie, w którym zaczynałem pracę, nawet w 3. lidze ciężko było objąć posadę trenera, bo tam byli już doświadczeni starzy wyjadacze. Jedyną drogą dla młodego trenera było zostać asystentem i gdzieś tam się plątać. Teraz jest o wiele łatwiej, bo świat poszedł do przodu, dużo wiedzy jest na wyciągnięcie ręki. Ci młodzi trenerzy, którzy myślą poważnie o tym zawodzie łatwiej mają niż wcześniej. Młody człowiek musiał studia skończyć, teraz kurs UEFA Pro. W ostatnich latach skończyło go ponad 300 trenerów, m.in. mój asystent – Kamil Kuzera, który jeszcze niedawno grał w piłkę. Kolejni młodzi trenerzy są na UEFA Pro. Wtedy to była dłuższa droga, potrzebna była większa determinacja, ale to dobrze – jest duża rywalizacja, działacze mają w kim wybierać. Tego nie trzeba się bać, wyniki ciebie bronią. Nie zawsze to, że robisz coś dobrze przekłada się na wyniki, bo wiele czynników ma wpływ na rezultat w danym spotkaniu, czy nawet rundzie. Taki zawód sobie wybraliśmy i trzeba dążyć do tego, żeby dalej znajdować w tym pasję i radość.

Ostatni mecz kolejki, o być albo nie być w Ekstraklasie, niedoświadczony, młody bramkarz, pan odesłany przez sędziego na trybuny, poprzeczka… co podczas takiego meczu dzieje się w głowie trenera?

Foto Wisła Płock

Ja miałem już kilka takich meczów. Tutaj już byłem bardziej doświadczony, kilka takich spotkań miałem za sobą. Wiadomo, że z trybun jest inaczej, ale masz asystentów. Końcówka spotkania, wiesz, że to jest być albo nie być, nie tylko dla ciebie, ale i całej społeczności, zawodników, pracowników klubu i kibiców, dlatego też obciążenie psychiczne było duże. Wcześniej podobnie było z Arką, walczyliśmy do ostatniej kolejki – graliśmy o utrzymanie. Walczyliśmy w pucharze, superpucharze też w sumie o być albo nie być, choć to akurat trochę inny gatunek niż granie w ostatnim meczu, czy jego końcówce o to, gdzie cały następny sezon drużyna spędzi – czy w Ekstraklasie czy na zapleczu. Ciężkie momenty wtedy były, ze składem mieliśmy problemy, chłopaki dawali z siebie wszystko i padali, bo to już kolejny meczy był, dziewiąty grany na maksa. Wypadł nam McGing, który został „skasowany” w Zabrzu, a zawodnik z Zabrza czerwonej kartki nawet nie zobaczył. To była taka ewidentna sytuacja i pamiętam, że przez to Łasicki – stoper, musiał grać na prawej obronie. Spuchł i jak to się mówi kolokwialnie w 60. minucie już „pływał”. Przez to końcówka była jeszcze bardziej dramatyczna, ale całe szczęście, że skończyło się jak skończyło i dzięki temu te kolejne sezony Wisła Płock gra w Ekstraklasie, klub się rozwija, powstaje nowy stadion. I całe szczęście, że tak jest.

Rozmawiałem z Pavolem Staňo o „bandzie świrów”- z jego perspektywy to była jakość piłkarska plus zaangażowanie i walka. Jak pan to widzi i jak z perspektywy czasu widzi pan rolę Pavola w tamtej drużynie?

Ogólnie tam przypięto nam łatkę brutali, tak jak i teraz się próbuje po jednym faulu czy dwóch zagraniach. Wtedy było to samo, bo nikt nie był przyzwyczajony do wysokiego pressingu, do gry na pograniczu faulu, niektórzy „płakali”. Wtedy może było więcej jakości w niektórych drużynach, więcej technicznych piłkarzy, oni nie lubili takiej gry. My musieliśmy tak nadrabiać, bo ta jakość u nas była, ale tak naprawdę mieliśmy dwunastu piłkarzy, a reszta to byli chłopcy z niższych lig, juniorzy. Wkomponowaliśmy ich do składu, ale tej jakości nam zabrakło w końcówce sezonu, bo na dwie kolejki przed końcem sezonu na mistrzostwo mieliśmy szansę. Przed ligą każdy mówił, że my jesteśmy do spadku, bo odszedł Edi Andradina, Niedzielan – najlepszy strzelec, w pierwszej rundzie odszedł też Golański. Tych ubytków było dużo, ale jakoś to pozbieraliśmy. Pavol, jeden z tych doświadczonych zawodników, odgrywał znaczącą rolę, był przywódcą w linii obrony, a kiedy zaświtała mi myśl do głowy, że wystawię go jako napastnika, to strzelił dwie bramki, i tyle w temacie. Tam, gdzie go desygnowałem, tam zawsze był. To już wtedy był bardzo mądry zawodnik. Pracowity, bo to nie jest tak, że tylko na tym doświadczeniu bazował, ale też pracował jak wszyscy, jak ci starsi i młodsi. Początki może były trudne, bo też były inne przygotowania. Kiedy z nim rozmawiałem, pamiętam dobrze, po dwóch takich treningach, jak to ujął „odkręcał się dwa tygodnie”, tak mu dały w kość. Bardzo miło to wspominam, z resztą jesteśmy w kontakcie, mamy tę swoją grupę ”banda świrów”, mieliśmy jubileusz.

Foto cksport.pl

Pavol zdaje się był jeszcze wtedy trenerem w Żylinie i jako jeden, czy jeden z dwóch, nie pojawił się, bo obowiązki mu na to nie pozwoliły. Cieszę się, że jest tu trenerem, bo tak jak wspomniałem jest to człowiek, który poświęca się, jest mądry, uczciwy, pracowity. Dobrze, że tacy ludzie są i robią to, co robią, a przede wszystkim mają wpływ na innych, na młodych zawodników. To jest ważne, żeby ich uczyć, żeby dawać wskazówki. Pavol na to zwraca uwagę i chce, żeby każdy z tych zawodników był lepszy na boisku, ale i mądrze ich nakierowuje na pewne tory i z tego się należy cieszyć. Pracowitość, rzetelność, oddanie się temu, bo każdy powinien być świadomy tego, że jak zaniedbasz swoje obowiązki, to odwróci się to przeciwko tobie i w tym zawodzie można długo czekać na kolejną ofertę. W Żylinie pokazał klasę, tutaj początek jest rewelacyjny, a co będzie dalej – zobaczymy. Przede wszystkim jutro będzie miał bardzo ciężki mecz. W to wierzę i zobaczymy – niech wygra lepszy i tyle.

Jak to wygląda w tej chwili – podobny styl chciałby pan widzieć teraz, czy obecni wykonawcy to jednak inny materiał charakterologiczny, czy jakościowy?

Inny materiał. I jedno, i drugie. My jesteśmy beniaminkiem, wzmocniliśmy się chłopcami, którzy mieli problemy w Ekstraklasie w ostatnim sezonie, albo byli w 1. lidze. Teraz doszedł do nas Ronaldo, który zagrał 45 minut w ostatnim meczu i tu się wydaje, że ta jakość piłkarska powinna być u niego wysoka. Ma występy w rumuńskiej ekstraklasie i na to liczymy. Musimy bazować na dyscyplinie taktycznej, na realizowaniu założeń taktycznych w danym spotkaniu i grać odważnie, nie bać się. Jak siły nam pozwalają, to gramy pressingiem, jak w Gdańsku, gdzie nie pozwoliliśmy rozwinąć Lechii skrzydeł przez większość spotkania, a oni mają kilku naprawdę dobrych piłkarzy. Jutro przed nami ciężkie spotkanie, bo Wisła nie dość, że ma jakość piłkarską, to jeszcze bardzo dobrze biega. Jedna z najlepszych, jak nie najlepsza ekipa pod tym względem. Znam tych chłopaków w większości doskonale, bo albo ja ich tu sprowadzałem, albo też w innych klubach z nimi pracowałem i wiem, że przy odpowiedniej pracy potrafią stwarzać zagrożenie i tak też robią. My mamy swój sposób jutro na Wisłę, a co będzie jutro to zobaczymy. Wiemy, że poprzeczka będzie bardzo wysoko zawieszona, bo Wisła jest na fali.

Czy drużyna złożona zawodników bez tzw. charakteru ma szanse w polskiej Ekstraklasie?

Ja myślę, że w większości rozgrywek nie ma szans. Muszą być te charaktery, żeby dążyć w trudnych momentach do zwycięstwa. Żeby biegać też jest potrzebny charakter, bo są momenty słabości – czy przeszkadza wysoka temperatura, czy inne aspekty. Tutaj ten charakter jest nieodłączny w rywalizacji sportowej. Może w tych spokojnych dyscyplinach jak szachy, nie jest tak bardzo wymagany, ale tutaj, przy walce bezpośredniej – jak najbardziej. Wiem, że w zespole muszą być też i artyści. Jak to się fajnie mówi – ludzie do grania na fortepianie, ale to jest jeden, dwóch, a reszta ma ten fortepian dźwigać i ochraniać ich. Są takie zespoły, że dani zawodnicy mają „ochroniarza” jednego czy dwóch, którzy zabezpieczają za nimi strefy.

Wisła ma dosyć dobrze opanowane wykonywanie stałych fragmentów. Bierze pan pod uwagę, że jednym z elementów taktyki trenera Staňo będzie gra pod faul, jak zrobił to trener Szulczek, czy to zupełnie inny typ trenera?

Nie, inny trener – to raz. Dwa – niektórzy zawodnicy potrafią grać pod faul, jak Dominik Furman, który tylko czeka, bo to jest cwaniactwo boiskowe. Jak mówię, ja tych zawodników doskonale znam i wiem, że oni wyczuwają pewne momenty. Jak czują determinację przeciwnika, wiedzą, że może być problem, to mogą skorzystać z tego aspektu, ale nie tak jak ostatnio, kiedy zawodnicy Warty kradli minuty. No ale każdy ma inną taktykę. Tutaj te stałe fragmenty gry są ważne, bo przypuśćmy taki Michalski – nie tylko nam może zagrozić, ale też innym drużynom. Jest to chłopak, którego piłka szuka w polu karnym. Wykonawcy też są bardzo ważni, a tu są bardzo dobrzy pod tym względem. Na to zawodników uczulaliśmy. Wisła to przede wszystkim moc piłkarska i moc biegowa. Z kontrataków ma 50% bramek zdobytych, z obrony wychodzi do ataku, a drużyna przeciwna nie daje rady, bo Wisła robi to bardzo szybko i dużą ilością zawodników.

Można odmiennie podchodzić do wartości w życiu prywatnym i w pracy? Szczerość, uczciwość itd.? Trzy cechy w życiu i w pracy, którymi pan się kieruje.

Nie powinno się inaczej do tego podchodzić, ale można takich ludzi znaleźć. W pracy postępują inaczej, może ta presja im przeszkadza i nie zawsze może są szczerzy, a w życiu osobistym, w rodzinie wygląda to inaczej. Ja mogę mówić tylko za siebie. Przede wszystkim próbuję być wszędzie człowiekiem, prawda, szczerość, lojalność, szacunek do innej osoby, oczywiście z założeniem, że ta osoba też cię szanuje. Nie lubię ludzi, także takich zawodników, którzy sobie odpuszczają i się lenią. Byli tacy, którzy mieli z tym problemy i nawet próbowali mnie krytykować, bo ja nie gram, nie aktorzę w tej pracy, tylko po prostu wiem, że praca się obroni. Jest rzetelna praca, to rzetelnie trzeba do tego podchodzić, z szacunkiem do innych. A wiem, że w trakcie meczu są emocje i pochopnie mogę coś czasem krzyknąć, bo taki mam temperament i czasem nie raz coś tam do zawodnika się krzyknęło. On mógł to inaczej odebrać. Potem zawsze sobie siadamy, wyjaśniamy, bo ja nie uznaję takich rzeczy, że ktoś się gniewa na kogoś i myśli, że czas jakoś zagoi rany. Trzeba szybko pewne rzeczy przecinać, dojść do porozumienia Od początku tak w Ekstraklasie robiłem z zawodnikami, którzy mieli ego rozbudowane i inną wizję pewnych rzeczy, bo ja jako trener po studiach nie byłem wielkim piłkarzem, a tacy zawodnicy ekstraklasowi patrzą na twoje CV, patrzą – student jakiś, grał tylko w 3. lidze i tak na dobrą sprawę co on może wiedzieć? Wiem, że tak niektórzy zawodnicy dziś podchodzą do trenerów początkujących, dlatego trzeba ich przekonać merytorycznie do pewnych rzeczy, podejść. Najlepiej jak masz mądrych zawodników, tak jak wasz trener, to oni też mogą mu pomóc. Kimś takim był Trałka i pomógł Szulczkowi. Tak naprawdę to Trałka tam zarządzał na boisku, to był trener na boisku i on pewnych rzeczy wymagał. Dzięki temu doświadczeniu Warta utrzymała się w Ekstraklasie i to była realna pomoc trenerowi.

Co dałoby panu jako trenerowi większą satysfakcję, ukształtowanie 4-5 zawodników i ich późniejsza gra w reprezentacji, czy topowym klubie europejskim, czy zdobywanie tytułów Mistrza Polski z drużynami, w których miałby pan tzw. gotowy materiał piłkarski?

Oj, ja nie lubię takich gdybań. Po prostu jestem tam, gdzie mnie potrzebują i tam robię robotę najlepiej jak potrafię. Przede wszystkim realizuje cele. Ludzie, którzy powierzają prace zazwyczaj mówią: utrzymujemy się albo walczymy o mistrza czy o puchar. Chociaż takich drużyn nie miałem, takich założeń nie było. Moje drużyny były skazywane na pożarcie, na dolne strefy. Praca z takimi zawodnikami daje satysfakcję, gdy im pomagasz, promujesz. Ja miałem taką sytuację w swoim życiu, gdy nie byłem jeszcze trenerem ekstraklasowym – włączam telewizor i reprezentacja Polski gra w Kielcach z San Marino, w pierwszym składzie wyszło pięciu zawodników, których Leszek Ojrzyński prowadził w niższych ligach. To jest wielka satysfakcja. Pięciu zawodników w pierwszym składzie to jest mega, serce się raduje, bo wiesz, że oni nie byli jeszcze w Ekstraklasie, gdy z nimi pracowałeś. Z niektórymi krócej, z niektórymi dłużej, ale miałem szczęście do zawodników, których mogłem ukierunkować w danym momencie. To jest duża satysfakcja. Na przykład Sekul, miał 17 lat. Ja go do Rakowa wyciągnąłem do seniorów. Jest dużo takich przykładów. Tomasika też ściągałem z Arki i takich chłopaków, którzy debiutowali u mnie w ESA jest sporo. Śpiączka tak samo. Trafił do Podbeskidzia i u mnie miał debiut. Wcześniej Angielski też u mnie grał w jednym czasie z Pavolem. Nie miał 17 lat, a pamiętajmy, że wtedy nie było przymusu młodzieżowca. To się pamięta i z tymi chłopakami utrzymuje się kontakty. Oni też są wdzięczni za to, że w danym momencie im pomogłem, czy zauważyłem ich. Wiadomo, że pomagają też swoja dyspozycją, grą prawda?

To ciężkie pytanie, trener zawsze chciałby zdobywać trofea, bo klub rozwija się, dostaje pieniądze, ale chciałby też promować zawodników, żeby im pomóc i trzeba to wypośrodkować. Jakbym miał coś wybierać to… nie będę wybierał, bo nie lubię. Robię to, co życie mi daje i tyle w temacie.

Za odpowiedź wystarczy w błysk w oku w momencie, kiedy pan opowiadał o tej piątce, która wyszła na San Marino w Kielcach i to jest odpowiedź spięcie klamrą tego tematu.

Jakim człowiekiem poza boiskiem był Pavol Staňo za czasów waszej współpracy w Koronie i Podbeskidziu?

Myślę, że taki jak jest teraz. Był to bardzo mądry zawodnik, młodszy o 10 – 11 lat, ale przede wszystkim szczery, prawdomówny i oddający serce nie tylko na boisku. Miałem okazję grać z nim w squasha i mnie ograł, ale wtedy więcej ważyłem <śmiech>, teraz mam lepszą formę i się umówiliśmy, że zagramy, na razie nie doszło do tego. Pamiętam, też na gokartach – była dogrywka i był wolny los, więc on wsiadł za kierownicę i jechał. To jest taka dusza do rywalizacji, do tego, żeby gdzieś tam spróbować, nie usiąść i się przyglądać, tylko czynnie brać udział w pewnych rzeczach. Do sportu idealna, bo wiem, że lubi po górach pochodzić. Stamtąd pochodzi, tam mieszka. Oddany rodzinie, bo pewnie dalej to tak wygląda i tyle. Prawdomówność, szczerość, oddanie temu, co się robi to wystarczy w tym wszystkim.

W sezonie 07/08 w kadrze Wisły Płock miał pan Łukasza Sekulskiego. Jak pan wspomina tego młodego chłopaka?

Miałem go w kadrze i potem go od razu wziąłem do Rakowa, bo tam poszedłem. Łukasz to przetalent, naprawdę miał duże papiery na grę. Wtedy na boku pomocy na niego stawiałem, bo schodził i dryblował bardzo dobrze, ale z racji tego, że był wysoki bardzo dobrze wykańczał akcję jako napastnik. Niestety trafiliśmy na taki moment w Rakowie, że nawet pensji nie dostawał i miał problemy tak naprawdę z zakupem artykułów spożywczych, bo pamiętam, że nie dość, że zarabiał wtedy 1500 złotych, to jeszcze to było tylko na papierze, bo oszukano nas wszystkich. Cały czas śledziłem jego karierę. Był też w Kielcach na wypożyczeniu z Jagiellonii, ale mnie tam wtedy nie było.

Foto Grzegorz Celejewski

Bardzo pozytywnie odbieram tego chłopaka. To był bardzo młody chłopak wtedy, kiedy go miałem w szatni. Tak jak wspomniałem, tam była solidna grupa, starszych doświadczonych zawodników, Sobczak był z przodu, na bokach Gevorgyany, Rogal jeszcze był, Pecho za pierwszym razem, Mierzej tam jeszcze kręcił, więc tam ekipa była dobra na boisku i poza boiskiem <śmiech>.

W tamtym sezonie lepsza była chyba poza boiskiem, jak się później okazało.

Jak ocenia pan styl, który stara się wprowadzić w Wiśle Płock Pavol Staňo, czy widzi pan szansę powodzenia w Ekstraklasie tego projektu w dłuższej perspektywie. Bardzo dobra intensywność, rozegranie pod wysokim pressingiem itp. 

Atrakcyjnie. Przede wszystkim bez wybiegania by tego nie było, wyjście spod pressingu – odważnie na tym pracują. Byłem na meczu z Miedzią. Miedź parę razy piłkę wyłuskała, potem inne warianty próbowali grać, ale to jest drużyna, która cały czas się będzie pewnie rozwijać. Zmiana bramkarza spowodowała to, że i Gradeś się rozwija. Pamiętam jak ja tu byłem, on był na wypożyczeniu w Zniczu. Wszyscy chłopcy się rozwijają, zdobywają dużo bramek, idą za każdą akcją do końca i to się musi podobać. A kibic przychodzi, żeby krzyczeć po zdobyciu bramki dla swojej drużyny. Jak dużo zdobywasz, to wszystkich to cieszy. Sześć bramek w ostatnich minutach Wisła zdobyła, albo zmiennicy zrobili swoje, albo drużyna Wisły Płock wykorzystała właśnie ofensywne harce przeciwnika, bo przeciwnik zazwyczaj przegrywał z Wisłą, musiał odrabiać straty. Tylko z Pogonią było inaczej i tyle w temacie. To jest na razie pięć kolejek i idzie to w dobrym kierunku, a jak będzie – zobaczymy.

Jakby pan ocenił potencjał Wisły Płock w tym sezonie – stać tą drużynę na zajęcie miejsca dającego możliwość gry w Europie?

Tak ja już mówiłem w ubiegłym sezonie – Wisła dla mnie jest drużyną, która w top 5 powinna grać spokojnie, bo to są zawodnicy doświadczeni, plus młodość, plus możliwości i pewnie to się potwierdzi w tym sezonie. W poprzednim były jakieś problemy. Można powiedzieć, że w okresie trenera Bartoszka punktowali najlepiej w Polsce u siebie, tylko te wyjazdy słabiutkie. Inaczej wyglądał też sposób gry. A6b teraz wiemy co daje Davo, co Vallo, którego znał Panoczek, bo ja na Pavola mówię Panoczek, plus inni zawodnicy, choćby ten Pawlaczek, który daje energię i w ofensywie jest niesamowity. Wszystko to się układa. Przede wszystkim Furman, Rasak, Szwoch i Wolski to są zawodnicy na poziomie ekstraklasy ograni, jeśli chodzi o środkowych pomocników. Plus Leśniak biegający, nie zatrzymujący się. To jest kapitał. Jeszcze dobry bramkarz i to wszystko się uzupełnia, a w naszej Ekstraklasie dużo nie potrzeba. Jak masz drużynę wybieganą, jak potrafią zagrać i się nie boją tego, są odważni w tym co robią, ufają trenerowi, to można zdobyć mistrza. Mieliśmy takie przykłady nie tylko w polskiej lidze, ale i w innych. Dzisiaj czytałem wywiad z Soksim, o Leicester wspomniał. Ten Leicester był tutaj przypominany nawet jak ja byłem trenerem, że w piłce nożnej nawet w Premier League można zdobyć mistrzostwo walcząc z tuzami i ich ogrywając, na przestrzeni całego sezonu być lepszym. Wisła na razie dobrze idzie, jak Lech załapie się do grupy Ligi Konferencji, Raków też, to będzie jeszcze bardziej ułatwione zadanie. Oni będą mieli więcej spotkań i mogą się gdzieś wykoleić. Tak jak Legia w tamtym sezonie, tak teraz Lech w lidze punktów nie zdobywa i to może ułatwić realizację tych kibicowskich marzeń, dotyczących mistrzostwa czy pucharów dla Wisły.

Jak to wygląda w Koronie? Utrzymanie, czy uważa pan, że jest potencjał na coś więcej?

Dla mnie najważniejsze jest utrzymanie, bo ono stanowi o rozwoju klubu, spokojnym, jeśli chodzi o budżet, zapewnieniu pewnych rzeczy. Moje ambicje sięgają wyżej, ale spokojnie i z pokorą do tego podchodzę. Z resztą przed tym sezonem, o którym rozmawialiśmy (sezon 2011/12 – przyp. red.) dwie kolejki przed końcem walczyliśmy o mistrzostwo, a zajęliśmy 5. miejsce – też mówiłem o utrzymaniu, bo to jest najważniejsze, bo wiemy, że ta liga jest ciężka. My sami przed każdym meczem zakładamy zdobycie trzech punktów i nikogo się nie boimy. Nawet w ostatnim meczu w dziesięciu parliśmy i graliśmy po to, żeby rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Tak, chcę, żeby moja drużyna grała o coś więcej. Mam wpływ na to jak pracują. Przepracowałem już dwa okresy przygotowawcze z większością zawodników, te szanse zwiększają się. W Wiśle, kiedy przyszedłem drugi raz, to przecież okresu przygotowawczego nie miałem, tylko trzeba było te dziewięć spotkań dograć. Letnie przygotowania i musiałem zrezygnować – takie jest życie. Tutaj jestem już o te dwa mądrzejszy i cieszę się z tego, bo w ostatnim meczu w dziesięciu drużyna przebiegła 108 km. Niektóre zespoły w komplecie mają problem tyle pobiegać, a tak jak wspominałem, Wisła biega 120 może i więcej, zależy jak mecz wygląda, bo to wszystko zależy od tego, co się dzieje na boisku.

Ja mówię Płock, a pan myśli?

Foto Dominik Jakielaszek

Uuu nie mogę jednym słowem <śmiech>. Przyjazne mi miasto, ludzie. Jutro już jestem umówiony na kawę z kolegami, przyjaciółmi nawet, tak bym ich nazwał. Tu jednym słowem nie można określić. Uśmiecham się na słowo Płock, chociaż pierwsza moja przygoda nie była udana, bo się skończyła jak skończyła. Zostałem nawet opluty, bo było gorąco pod bramą, szły epitety. Ale drugi raz nie bałem się przyjść, ludzie przede wszystkim się nie bali, prezes Kruchy (Jacek Kruszewski- przyp. red.), który się zdecydował na to, żeby uratować Ekstraklasę. Za każdy razem, kiedy zadałbyś pytanie co oznacza dla mnie Płock, mógłbym inaczej odpowiedzieć. Nie da się jednym słowem.

Kopnij dalej

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz