Pavol Staňo: „Cały ten słoń jest jeszcze niedorobiony” [WYWIAD]

Zgodnie z zapowiedzią zapraszamy na rozmowę Mariusza z Pavolem Staňo.

W którymś z wywiadów powiedział pan coś takiego – każdy zawodnik, który uwierzy w moje metody treningowe będzie lepszym piłkarzem. Skąd taka pewność siebie u trenera, który owszem pewien sukces już osiągnął, ale dopiero rozpędza swoją karierę?

Przez długi okres byłem piłkarzem, widziałem wiele rzeczy, widziałem co daje uczciwie wykonana praca na treningach. Bez pełnego zaangażowania można błyszczeć przez chwilę, nie da się ustabilizować formy na wysokim poziomie i podnosić umiejętności nie pracując na maksa. Ja nie mówię, że jestem świetnym trenerem, ale jestem pewien, że tylko praca może pomóc w rozwoju. Można mieć talent, predyspozycje, ale bez ciężkiej pracy nad sobą nie da się wskakiwać na wyższe poziomy. Bez ciężkiej pracy nie dowiesz się co mogłeś naprawdę osiągnąć.

Co pana zdaniem oznacza sformułowanie „sukces w pracy trenerskiej”? Czy jest to bardziej kształtowanie piłkarzy, ich progres i np. gra w topowych klubach, reprezentacjach, czy zdobywanie trofeów?

Najlepiej byłoby połączyć jedno z drugim. W drużynie, z której najlepsi piłkarze wciąż odchodzą, zdobywanie trofeów jest trudne. Wygrywanie wymaga uzupełniania składu, a nie ciągłej zmiany. W przypadku Wisły nacisk w tej chwili kładziemy na rozwój.

Uważa pan, że można być innym człowiekiem w życiu prywatnym i zawodowym? Kierować się różnymi wartościami? Zaufanie, jakie ma np. do pana córka, wynika z pana postawy, pana zachowania, nie tylko słownych zapewnień? Czy w pracy musi wyglądać to tak samo? Na zaufanie trzeba zapracować uczciwością, jasnymi przekazami wobec piłkarzy, niefaworyzowaniu tych, których się bardziej lubi?

W jakiś sposób to się łączy ze sobą, żeby być uczciwym wobec siebie, wobec innych w życiu. Te wartości są takie same. Z tym, że córki to córki, a w szatni mam trzydziestu facetów, a to różnica. (śmiech)

Jaki wpływ na kształtowanie charakteru Pavola Staňo piłkarza i Pavola Staňo prywatnie miało schorzenie kręgosłupa, które nieomal zakończyło pana piłkarską karierę w wieku 19 lat?

Bardzo duże. Człowiek uświadamia sobie, że zmieniają się priorytety, inaczej patrzy na świat. W ciągu kolejnych lat tej fajnej przygody z piłką wracałem do tego. Człowiek widzi, że życie mogło potoczyć się różnie. To daje pokorę, pokazuje, że mogło być inaczej. Nie każdy musi odnieść sukces, nie każdy musi mieć wszystko poukładane, tylko musi walczyć o swoje. Tak było w moim przypadku. W tamtym momencie było mi ciężko, byłem pełen marzeń, ale teraz widzę i mogę młodym zawodnikom powiedzieć, że mają się koncentrować na piłce, jak najszybciej wejść w dorosły futbol, bo nie wiadomo, kiedy to wszystko mogą stracić. Muszą pracować na pełnych obrotach. Były to na pewno trudne chwile, ale dały mi dużo do myślenia i bardzo dużo pokory.

Przed Artmedią Petržalka grał pan w sześciu klubach na Słowacji. Proszę opowiedzieć o tamtym okresie.

Dorastałem w małym miasteczku. Ojciec zabierał mnie na treningi, mecze domowe i wyjazdowe. Potem poszedłem do szkoły średniej w Kysucké Nové Mesto, grałem tam w 2. lidze juniorskiej, ale w wieku 16 lat zacząłem grać na poziomie 3. ligi słowackiej. Zacząłem grać w lidze wymagającej dużo walki, pojedynków fizycznych. Zaczęło mnie to kształtować i jednocześnie dało szansę. W wieku 16 lat, czyli wieku juniorskim, zagrałem w Interze Bratysława. Był to w tamtym czasie najlepszy słowacki klub, z bogatym sponsorem – Slovnaft, coś podobnego do Orlenu. Nieco później zostałem powołany do wojska. W czasie odbywania służby grałem w 2 klubach – Trenčín i Fomat Martin. W tamtym okresie miały miejsce wspomniane wyżej perypetie ze zdrowiem, prawie dwa lata nie grałem w piłkę. Po zakończeniu leczenia rozpocząłem grę w klubie MŠK Rimavská Sobota – poziom polskiej 1. ligi. To był czas, w którym wszystko zaczęło się układać. W ramach ciekawostki mogę powiedzieć, że byłem na testach w Amice Wronki, która grała wtedy w europejskich pucharach, wydaje mi się, że trenerem był tam wtedy Maciej Skorża. Dwa razy byłem na testach i otrzymałem propozycję podpisania kontraktu. Jednocześnie otrzymałem propozycję ze Spartaka Trnava, którą przyjąłem.

Artmedia i Liga Mistrzów. Bramka z Kajratem, szalony dwumecz z Celtikiem i w końcu faza grupowa – Inter Mediolan, Rangers i FC Porto. Można powiedzieć, że drużyna bez gwiazd. Niepodyktowany rzut karny zadecydował o tym, że nie wyszliście z grupy. Coś o tym okresie?

Foto Tony Marshall – PA Images

Fantastyczne doświadczenie. Wiadomo, że miałem pewien niedosyt, bo byłem podstawowym zawodnikiem w meczach ligowych, strzelałem sporo bramek. Przyszła Liga Mistrzów i tam nie zawsze byłem w pierwszym składzie. Miałem problem z zaakceptowaniem tego, ale wiadomo, dawałem z siebie wszystko, żeby pomóc zespołowi. Wielka szkoda, że w tym ostatnim, decydującym momencie, gdy graliśmy w domu z FC Porto nie został podyktowany, myślę, czysty klarowny karny na 1-0. Mecz był rozgrywany w bardzo trudnych warunkach i była wielka szansa awansować. Sama gra w fazie grupowej Ligi Mistrzów była niesamowitym uczuciem, a wyjście z niej byłoby niesamowite. Mecz zakończył się wynikiem 0-0, zajęliśmy trzecie miejsce w grupie, ze stratą 1pkt do Rangers. Rozegraliśmy dwa mecze w rundzie zasadniczej Pucharu UEFA, obydwa przegrane: 0-1 i 0-2 z Lewskim Sofia. Był to już inny zespół. Zimą do Saturna Ramienskoje odeszło trzech zawodników, odszedł trener i gra nie była już taka dobra.

Vladimir Weiss – trener, u którego w lidze grał pan prawie wszystko, a w Lidze Mistrzów niewiele. Wracamy do Pavola Staňo trenera. Pomogło to panu zrozumieć odczucia zawodników, postrzeganie sytuacji? Nie gram, ale nie wiem dlaczego?

Nie powiedziałbym w ten sposób – nie gram, ale nie wiem dlaczego. Otworzyło mi to inną perspektywę patrzenia na ten zespół. Teraz w Wiśle robię właśnie to, co zdarzyło mi się wtedy – że ostatni zawodnik “na papierze” jest tak samo ważny jak ten, który wybiega w podstawowym składzie. Ostatni mecz z Pogonią był właśnie takim lustrem – w jaki sposób na piłkę patrzę. Stevie Kapuadi w okresie przygotowawczym wyglądał bardzo dobrze. Przychodził jako zawodnik zupełnie anonimowy, bez gry w piłkę przez cały poprzedni rok. Wszyscy się dziwili, rzucali bluzgami, a Stevie zrobił bardzo dobre wrażenie, nie tylko na mnie, sztabie szkoleniowym, ale na całej drużynie i obserwatorach. Prezentował się naprawdę dobrze na tle innych. Po czterech meczach, które wygraliśmy nie zabraliśmy go do Szczecina nawet na ławkę. Właśnie dlatego, żeby wszyscy wiedzieli, że na to boisko mają szansę się dostać. Bardzo trudne decyzje, podjęte na podstawie moich własnych doświadczeń.

Czyli wtedy sytuacja wyglądała podobnie, trener Weiss również postępował w ten sposób. To nie było odsunięcie od składu bez podania przyczyny, tylko rotacja?

Tamten moment to trochę coś innego, dał mi dużo do myślenia. Chodziło raczej o to, że do drużyny dołączyłem po sezonie, w którym zespół wygrał ligę. Wiadomo, że trener ufał zawodnikom, którzy zdobyli tytuł. Dla mnie była to sytuacja trudna do zaakceptowania, bo do tego czasu grałem wszystko. Generalnie całą karierę do tego momentu grałem jako podstawowy zawodnik, więc było to coś nowego. Z drugiej strony grałem najwięcej meczów w lidze, takie dwie drogi – liga i puchary. Nie w pełnym wymiarze czasowym, ale zagrałem we wszystkich meczach w Ligi Mistrzów, co też jest fajne. Przyjmuję to z perspektywy czasu jako coś, co miało rację bytu.

Tomáš Došek – wie pan, że grał w Wiśle Płock?

Foto Wisła Płock. Tomáš Došek dolny rząd, pierwszy od lewej.

Nie wiedziałem, kojarzę go, ale był to czas, w którym byłem kontuzjowany.

Czy to, że jako zawodnik, trener miał styczność z wielką europejską piłką, pomaga teraz w pracy? Czy już w tamtych czasach pan podglądał jak gra Inter czy Porto? 

Myślę, że otworzyło mi to oczy, że europejskie puchary są w naszym zasięgu. Pod względem jakości na pewno. Nie jest tak, że mamy gorszych zawodników. Mamy piłkarzy, którzy w większości dobrych europejskich klubów by sobie poradzili, pod warunkiem, że mieliby u boku równie wartościowych kolegów. Różnica polega na tym, że te kluby cały czas skautują i mają na każdej pozycji po dwóch równorzędnych piłkarzy na bardzo wysokim poziomie. U nas też są takie perełki, które gdybyśmy powyciągali i przenieśli do lepszych drużyn, to normalnie by tam funkcjonowali. Patrzę na to w ten sposób, że każdy, kto dobrze pracuje i ma, jakby to określić – wyjątkowe cechy, może grać w Europie. To naszym zadaniem jest przygotować ich do tego pod kątem jakości i intensywności gry, a to jesteśmy w stanie zrobić.

Polonia Bytom, a później Jagiellonia Białystok i ciąg dalszy współpracy z trenerem Probierzem. Młodzi koledzy – Grosicki, Matuszek, Gikiewicz, kończący karierę – Tomasz Frankowski, jaka to była szatnia? Czy jest coś co w stu procentach wziął pan od Michała Probierza?

To był wyjątkowy czas. Trener zmienił prawie cały zespół. Przyszli zawodnicy, którzy byli moim zdaniem bardzo dobrze wyskautowani pod kątem jakości i osobowości. Powstała bardzo fajna drużyna, byliśmy pokorni i pracowici. Myślę, że piłkarsko mieliśmy bardzo dobry poziom. Na początku rozgrywek mieliśmy minus 10 punktów. Było ciężko, ale już chyba po 4. kolejce zajmowaliśmy przedostatnie miejsce, mieliśmy zero punktów, ale bardzo dobry stosunek bramek. Bardzo fajny czas, wiadomo, że trener Probierz ma swój styl, ale każdego trenera akceptuje się takim, jakim jest. Myślę, że w Jagiellonii wykonał kawał dobrej roboty. Bardzo dobrze wspominam tamten okres.

Korona Kielce i m.in. okres „Bandy Świrów” – jak to wyglądało od środka? Czy faktycznie cechy charakteru potrafiły przykryć niedostatki techniczne piłkarzy – taka wtedy panowała opinia?

Foto Polska Press

Sztab szkoleniowy bardzo dużo czasu spędza w klubie. Przy okazji meczu z Koroną rozmawialiśmy wczoraj, między treningami, z Darkiem Pietrasiakiem. Wspominaliśmy, jak to wyglądało za czasu „Bandy Świrów”. Śmialiśmy się i obejrzeliśmy mecz z Zagłębiem Lubin. Oglądaliśmy sytuacje, w których dostawaliśmy żółte kartki – kończyliśmy z dwoma czerwonymi. Prawda była taka, że piłkarsko mieliśmy bardzo dobry zespół, a do tego dołożyliśmy jeszcze zadziorność i waleczność. Pamiętam Pawkę Sobolewskiego, który nie był jakimś walczakiem, ale był właśnie takim, w dobrym kontekście – świrem. Nawet on zaczął robić wślizgi, walczyć. Stał się takim zadziorą. Później już wielu ofensywnych, bardzo dobrych jakościowo zawodników potrafiło nastawić się na taką walkę. Prawda była taka, że obrona potrafiła grać. Był tam Paweł Golański, który grał w kadrze, Tadas Kijanskas, ja, Brazylijczyk Hernani, młody Piotrek Malarczyk, Vuković w środku, Edi Andradina, także myśmy nie byli chłopakami, którzy nie potrafili grać. Andradina już chyba nie grał, odszedł po poprzednim sezonie. Generalnie w piłkę potrafiliśmy grać, a w dodatku potrafiliśmy walczyć. Bardzo fajny okres moim zdaniem.

Podbeskidzie i powrót na Słowację. Kiedy pan rozpoczął i ukończył kursy trenerskie?

Kurs UEFA A rozpocząłem, grając w Termalice, wraz z grupą piłkarzy, którzy coś znaczyli w polskiej piłce – Marcinem Żewłakowem, Markiem Saganowskim, Radkiem Sobolewskim, Vukoviciem, Andradiną, trenerem Miedzi – Wojtkiem Łobodzińskim.

Wróćmy do Termaliki, bo gdzieś umknęło to pytanie. Trener Piotr Mandrysz w Termalice wymagał od was rozgrywania piłki od tyłu, w meczu z Legią zaskoczeniem dla wszystkich było to, że Wojskowi biegali za wami, nie mogąc odebrać piłki. Czy tamten okres to początki filozofii gry według Pavola Staňo?

Wtedy to było coś nowego. Pamiętam – przychodzę w czwartek na pierwszy trening, a trener do mnie mówi: Pavol to nie jest trudne, tutaj stoisz, gramy nisko i tak, a tak będziemy grać. (śmiech)

Powiedziałem: dobrze, dobrze. Po dwóch dniach graliśmy pierwszy mecz, pierwsza wygrana Termaliki, strzeliłem bramkę. Natomiast takim punktem zwrotnym, okresem, który najwięcej mi dał, była Žilina. To było zaszczepienie takiej gry pozycyjnej. Takiej, w której chcemy kontrolować piłkę, ale do tego starałem się dołożyć coś od siebie i tam udało mi się doprowadzić do tego, że byliśmy w posiadaniu piłki tak długo, na ile było to potrzebne. Byliśmy zarazem gotowi do prostopadłej gry do przodu. Myślę, że teraz widać to w Wiśle, zrobiliśmy taki gulasz, połączenie. Nie jesteśmy jednostajni, potrafimy zagrać z kontry, zagrać atak pozycyjny, otwierać grę, czy, co jest chyba najtrudniejsze w dla trenera, nauczyć zespół grać od tyłu, budować akcje od bramkarza pod wysokim pressingiem, a wiemy, że polskie drużyny bardzo mocno presują.

Czy jest trener, który pana prowadził, mający największy wpływ na to jakim pan jest trenerem?

Każdy trener dał coś do myślenia, czy pozytywnego, czy negatywnego. Nie będę kogoś wyróżniał czy negował czyichś metod treningowych. Decyzje podejmowane teraz, to doświadczenie zebrane we wszystkich latach, ale to ja decyduję jakim jestem trenerem.

Pierwsza praca w zawodzie to asystent trenera Jacka Zielińskiego w Termalice – jak do tego doszło? Kogo trener Zieliński zastąpił wtedy na stanowisku pierwszego trenera?

Nie była to pierwsza okazja do pracy w roli trenera. Kiedy skończyłem grać, w wieku 40 lat, miałem możliwość kontynuowania kariery piłkarza. Po pierwsze miałem kontrakt do końca sezonu, z którego zrezygnowałem. Odpuściłem wszystkie zobowiązania finansowe, stwierdziłem, że już nie będę grał. Potem dostałem jeszcze ofertę gry od Rakowa Częstochowa, który wtedy grał na niższym poziomie. Zdecydowałem jednak, że czas kończyć z grą w piłkę, idę „robić trenerkę”. Pierwszą propozycję pracy w tej roli dostałem już dwa dni później z Elany Toruń. Zapewniali, że chcą ze mną pracować, dadzą mi czas itp., Byłem dopiero dwa dni w domu z dziećmi, żoną i zdecydowałem, że to jeszcze nie jest ten moment. Po około trzech miesiącach dostałem ofertę z Krasno nad Kysucou (Tatran Krasno, trzecia liga/polska druga, półamatorska drużyna – przyp. red.). Dograliśmy ligę, dobrze się prezentowaliśmy, mocno trenowaliśmy jak na ten poziom. Taka ciekawostka – po zakończeniu sezonu odezwali się z Korony Kielce z pytaniem czy nie załatwiłbym Žiliny na sparing. Zadzwoniłem do Trenera Guli: „Adrian, słuchaj, nie chcesz wyjechać do Kielc na sparing? Wszystkie koszty będą pokryte, możesz zagrać?”, „Pavol, ja mam dużo zawodników na kadrze i nie mogę”. Oddzwoniłem do Kielc, przedstawiłem sytuację. Oni mieli jeszcze wtedy opcję sparingu z jakąś drużyną z Ukrainy, ja im mówię “Panowie, jeżeli nikogo nie będziecie mieć, to my przed tygodniem zakończyliśmy ligę, możemy z wami zagrać. Pokrywacie koszty, bo nas nie stać, zapłacicie hotel z wyżywieniem i jesteśmy na sparingu”. Po dwudziestu czterech godzinach oddzwonili: „Dobra Pavol, załatwione, przyjeżdżaj”. Nawet nie załatwialiśmy autokaru, wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy. W meczu prezentowaliśmy się całkiem dobrze, przegraliśmy 4:0, ale wtedy Korona dobrze trenowała pod okiem niemieckiego szkoleniowca, była wybieganym zespołem, a my „nie pękliśmy”, co było niespodzianką, bo niektóre ekstraklasowe drużyny w tamtym okresie fizycznie nie wytrzymywały z Koroną. Do końca graliśmy na wysokiej intensywności. 

Praca w tym słowackim klubie to było pierwsze doświadczenie w roli trenera na poziomie ligowym. Później w zimę przechodziłem do Termaliki z trenerem Zielińskim, zmieniając trenera Bartoszka.

Czyli podąża pan tropem trenera Bartoszka?

Tak to wyszło, tak to w życiu niekiedy bywa. Po mnie też kiedyś ktoś inny będzie przejmował zespół i zobaczymy. Szanuję pracę każdego trenera, nie oceniam kto jest lepszy, kto jest gorszy. To jest nasz zawód, średni czas pracy trenera w Polsce to około cztery miesiące, zmiany są częste. Niestety, ale taka jest piłka.

Žilina – najpierw drugi zespół, później pierwsza drużyna. Czuł pan coś szczególnego przed pierwszym, samodzielnie prowadzonym meczem?

Foto profutbal.sk

To było z jednej strony bardzo trudne, z drugiej strony bardzo łatwe. Przychodzi trener bez większego doświadczenia do zespołu, który ma dużą jakość. Zawodnicy odeszli potem do dobrych drużyn – Sparta Praga, Victoria Pilzno, Feyenoord Rotterdam. W tym czasie miałem naprawdę dobrą drużynę. Wtedy zrobiłem najważniejszy krok, który mi potem bardzo pomógł – włączyłem do kadry młodych zawodników. W tamtym momencie otoczenie mówiło „Pavol po co ci to, masz tylu młodych, oni muszą jeszcze pograć w juniorach albo w II zespole, który grał na poziomie 1. ligi, także dosyć wysoko”. Potem się okazało, że po pandemii wszystkich doświadczonych zawodników straciłem. Ta decyzja o zabraniu młodzieży na obóz w Dubaju, pomogła mi w osiągnięciu bardzo dobrego wyniku na koniec sezonu. Wtedy nie przegraliśmy żadnego sparingu, w lidze pierwsze cztery mecze to trzy wygrane, jeden remis. Pandemia mocno zamieszała, straciłem siedemnastu zawodników, z tego prawie wszystkich z podstawowego składu. Ligę dograliśmy młodymi zawodnikami, oni dużo biegali. Tam było połączenie szkoły Žiliny plus to, że graliśmy bardziej prostopadle, robiliśmy dużo sprintów i to dało mi szansę coś osiągnąć z tymi zawodnikami.

Gdzie tkwi największa różnica między prowadzeniem drużyny, złożonej w większości z młodych, a doświadczonych piłkarzy?

Na Słowacji, kiedy widzą przeciwnika, który ma jakość, ustawią się do średniego pressingu, a tu zespół próbuje grać wysoki pressing. Jak chcesz pozostać wiernym swojej filozofii, to musisz się nauczyć grać przeciwko wysokiemu pressingowi. Wiadomo, że od czasu do czasu ktoś ci strzeli bramkę, od czasu do czasu przegrasz mecz, ale to jest wliczone w koszty. Idzie to w parze z tym, co powiedziałem wcześniej – bez swojego stylu jesteś nikim, a jak ten styl masz, to niekiedy dużo to kosztuje. Jak ci nie wyjdą dwa, trzy mecze, dostaniesz głupią bramkę, co się przy takim ryzyku może zdarzyć, to mogą przyjść wątpliwości. Ale jak widzimy, w europejskiej piłce tak się gra cały czas, a dwa – zespoły skautują piłkarzy z drużyn, które grają piłkę wymagającą pod kątem jakości. Zawsze ten stoper, który rozgrywa piłkę, będzie bardziej interesował zachodnie kluby niż taki, który tylko wybija lub rozgrywa ją wyłącznie z bramkarzem lub bocznymi obrońcami. Środkowi pomocnicy też wzbudzają większe zainteresowanie, kiedy mają częściej piłkę przy nodze, a nie kiedy piłka lata ponad ich głowami. To wszystko bierzemy pod uwagę, jednocześnie licząc się z kosztami jakie musimy przy tej okazji ponieść, tj. stracone bramki, przegrane mecze.

Raczej nieoczekiwany sukces odniesiony z bardzo młodym zespołem – jak na Pana to wpłynęło? Pojawiły się oferty z silniejszych lig? Jak tak młody zespół reagował na grę w eliminacjach pucharów?

Tak były propozycje. Wtedy sytuacja była jeszcze otwarta, miałem kontrakt tylko do końca sezonu, ostatecznie zdecydowałem się go przedłużyć. Ciekawostka – podpisałem kontrakt bez daty jego zakończenia, o tym decydował klub. Jestem człowiekiem lojalnym, jeżeli wszystko na co się umawiam z drugą stroną działa tak jak ma działać. Ale fajnie, cieszyłem się, że będę mógł to kontynuować, cały czas z tymi młodymi chłopcami. Udało się nam wywalczyć możliwość gry w eliminacjach Ligi Konferencji, to było super.

Kiedy po raz pierwszy kontaktował się z Panem ktoś z Wisły Płock? Według naszej wiedzy był to maj 2021.

Hmm… Było to gdzieś pod koniec sezonu, ale to było tylko zapytanie i wtedy jednoznacznie powiedziałem, że kontynuuję pracę z Žiliną. Miałem wtedy więcej niezobowiązujących zapytań: od polskich drużyn i z Czech, ale w tamtym momencie byłem zdecydowany na kontynuowanie pracy w Žilinie.

Co miało największy wpływ na przyjęcie propozycji Wisły Płock – możliwość realizowania własnej wizji? W założeniu dłuższy projekt?

Foto Wisła Płock

W momencie, kiedy zaczęliśmy rozmawiać z Wisłą, toczyłem też rozmowy z innymi klubami. Mówiłem o tym, co pokazywaliśmy w lidze z Žiliną, jak chcemy grać. Powiedziałem z czym to się może wiązać, jak to wygląda z mojej perspektywy. Rozmawialiśmy o tym, jakie są możliwości Wisły Płock, co możemy osiągnąć, na co możemy sobie pozwolić, nie tylko pod kątem organizacji i nie tylko pierwszej drużyny, ale ogólnie jako klub. Powiedziałem, że jestem w stanie pomóc pod tym kątem w ten i ten sposób, że mamy doświadczenie z Žiliny wraz z trenerem Norbertem Gulą, z którym w Płocku obecnie pracuję To chłopak, który otwierał akademię i w Žilinie, i w Trenczynie, ma dużą wiedzę pod kątem piłki młodzieżowej, stawianie na młodych zawodników itd. Zapowiedzieliśmy, że my potrzebujemy czasu, żeby to wszystko poukładać w taki sposób. Nie jestem typem trenera, który powie, że od razu zrobimy wyniki. Oczywiście wyszło fajnie, nie ukrywam, że aż niespodziewanie dobrze to wszystko się poukładało od razu, ale generalnie jestem trenerem, który potrzebuje czasu na to, żeby zespół funkcjonował dobrze jako całość.

Co według pana wymagało natychmiastowej poprawy, kiedy przyszedł Pan do klubu?

Ta drużyna miała swój sposób na grę. Ja deklarowałem, że chcę grać swoją piłkę, inną w stosunku do całej ligi, nie tylko do tego, jak ta drużyna funkcjonowała dotychczas. Plan był taki, żeby szybko zrobić utrzymanie, z tym, że od początku nastawiliśmy się na proces mocniejszego trenowania i myślę, że było fajne, bo w okresie przygotowawczym chłopcy już byli zaadoptowani.

Dla mnie każdy mecz jest ważny, chcę, żebyśmy każdy mecz grali w swoim stylu. Te mecze na końcu nie były odpuszczone. Niektórym kończyły się kontrakty, każdy grał o swoje. Pod kątem nastawienia każdy mecz był grany na sto procent. W dwóch meczach złapaliśmy zadyszkę, ale to jest normalne w okresie, kiedy zaczynasz mocnej pracować. Potrzebowaliśmy trochę czasu na początku, ale teraz jesteśmy już na właściwej drodze, wiemy od kogo, ile możemy oczekiwać.

Trener Wojciech Łazarek powiedział kiedyś „z budowaniem drużyny jest podobnie jak z robieniem słonia – dużo kurzu, szumu, a efekt za dwa lata”. Czy u nas to się odbyło w przyspieszonym tempie, czy trener po prostu wszedł w pewnym momencie w ten proces i dołożył swoją cegiełkę?

Chcę powiedzieć, że my tu widzimy jeszcze dużo pracy, także cały ten słoń jest jeszcze niedorobiony (śmiech), ale wiemy, że jeżeli chcemy być topową drużyną, swoją klasę musimy potwierdzać w każdym meczu. Tu powiedzmy sobie, że nawet w wygranych meczach nie potrafiliśmy utrzymać tego, co wychodziło tydzień wcześniej. Chodzi o powtarzalność zachowań boiskowych, które muszą być i z tym cały czas się jeszcze borykamy. Wielkim plusem jest to, że chłopcy są dobrze nastawieni. Nie boimy się rotować składem. W tej chwili jeszcze tego nie widać, ale na pewno te rotacje będą. Proces treningowy przebiega super, a charakterystyka i pracowitość zawodników pozwoliła na przyspieszenie cyklu. Jeżeli nie masz zawodników z takim nastawieniem, musisz czekać do końca rundy, zmieniać wszystko. Natomiast z nastawieniem takim jak w naszej drużynie, koncentrujesz się tylko na treningu i meczach, nie musisz się zastanawiać czy komuś się nie chce trenować, musisz go zmienić.

W czym tkwił problem ciągłych porażek na wyjeździe? Co pan zmienił w podejściu zawodników do tych meczów, że wygląda to inaczej?

Przed objęciem funkcji trenera oglądałem dużo meczów Wisły. Prawda jest taka, że nie wiem do końca jakie były założenia, nawet nie chciałem wiedzieć, mnie to nie interesowało. Widziałem, co widziałem. Jestem trenerem, który prowadząc najmłodszą drużynę w europejskich pucharach, grał odważnie. Teraz stosujemy to samo, wychodzimy odważnie wiemy na co musimy uważać. W żadnym momencie nie cofnęliśmy się tylko po to, by bronić wyniku, czy czekać na lepszą sytuację. Od początku chcieliśmy grać tak jak sobie założyliśmy i właśnie to przyniosło owoce.

W jakich klubach odbywał staże trenerskie Pavol Staňo?

Byłem w Cracovii u trenera Michała Probierza, więcej nie zdążyłem, bo nie było czasu po prostu. Graliśmy w pucharach europejskich, baraże. Dopiero po zakończeniu sezonu w Žilinie, musiałem odbyć staż zagraniczny, taki jest wymóg uzyskania licencji UEFA Pro. Bardzo dziękuję Michałowi Probierzowi za to, że umożliwił mi odbycie stażu.

Mówił pan gdzieś o skautowaniu piłkarzy pod kątem swojej nowej drużyny, robił to pan nie wiedząc, gdzie trafi. Šulek i Kvocera byli na tej liście? Jest szansa na jeszcze kogoś w okresie, powiedzmy najbliższych dwóch okien transferowych?

Tak, mam mapę zawodników i swoją i w klubie też taka jest. Są zawodnicy, którzy może będą chcieli odejść, zawodnicy, którzy mogą być sprzedani, zawodnicy, których jakość nam nie odpowiada. Musimy mieć alternatywy i na każdą pozycję mam zawodników. Nie interesuje mnie narodowość, nie interesuje mnie nic. Interesuje mnie tylko jakość zawodnika, to, co w nim widzimy. Na pozycję skrzydłowych szukaliśmy zawodników z określonymi parametrami. Pod tym kątem skautowany był Milan, były reprezentant kraju U-21, z olbrzymim potencjałem szybkościowym, fenomenalnymi możliwościami. Natomiast grał tak mało, że nikogo nie interesował, przepracował z nami najtrudniejszy moment pod koniec sezonu, kiedy brał udział tylko w treningach. Daliśmy mu szansę w okresie przygotowawczym, później jeszcze kolejną. Teraz z tygodnia na tydzień wygląda coraz lepiej. Mamy, albo mam, nadzieję, że będziemy dawać mu więcej okazji do zaprezentowania się, ale to zależy od niego, czy będzie wypełniał założenia. Šulek – były kapitan reprezentacji U-21, grał w Trencinie w europejskich pucharach, w wieku 21 lat mistrz Słowacji. Wielka jakość, jeśli chodzi o rozegranie, cały czas pracujemy nad słabszymi stronami. Był skautowany przez Lecha, była złożona oferta wykupu. Bardzo się cieszymy, że do nas trafił, i co najważniejsze, wszystko małym kosztem, jeśli chodzi o kwestie finansowe To trzeba podkreślić. Ustaliliśmy sobie, że wszystko musi odbywać się na zdrowych zasadach. Chcemy, żeby ten klub był zdrowy, żebyśmy nie znaleźli się w tarapatach finansowych. Mam nadzieję, że to się pomalutku prostuje i to też ma znaczenie w kontekście skautowanych piłkarzy.

Postrzeganie wydarzeń boiskowych przez kibica jest często odmienne od tego, co widzi trener. Weźmy pod lupę drugą połowę meczu z Miedzią Legnica, która zdaniem fanów była słaba w naszym wykonaniu. Słyszałem głosy, że daliśmy się zdominować, zagraliśmy bardzo słabą połowę. Jakie były założenia trenera na grę w tamtym momencie – niska obrona, czy faktycznie daliśmy się za bardzo zdominować?

Co znaczy dać się zdominować? Niech ktoś mi wytłumaczy co to jest dominacja, czy to znaczy, że Atletico Madryt, które zdobyło wiele tytułów, jest zdominowane w każdym meczu? Jeżeli ktoś powie, że to jest dominacja to ok – byliśmy zdominowani. Jeżeli ktoś uważa, że w przypadku zaangażowania wielu zawodników w ofensywie przez przeciwnika i jednoczesne narażanie się na bardzo niebezpieczne kontry, których było sporo to dominacja – to tak, byliśmy zdominowani. Jeżeli ktoś uważa, że spowodowanie tego, że przeciwnik daje nam możliwości wykorzystania wolnych stref, to byliśmy zdominowani. Patrząc z perspektywy trenera więcej sytuacji w tym meczu stworzyliśmy, grając z niskiego bloku, niż atakiem pozycyjnym – to jest prawda. Także jak mi ktoś odpowie na pytanie co to jest dominacja, to może wtedy odpowiem, czy byliśmy zdominowani.

W jaki sposób sztab ocenia stopień zmęczenia zawodników, jak często robicie takie badania?

Foto Wisła Płock

Trener Mateusz Oszust we współpracy z fizjoterapeutami dysponują programem, który pokazuje nam stopień zmęczenia. Przed porannymi treningami wiemy, jak zawodnicy odczuwają trudy treningów. Oprócz tego wykonywane są badania krwi, więc patrzymy tez pod kątem uzupełnienia witamin czy minerałów, aby mogli mocno trenować. Dużo widzimy też podczas treningów, obserwujemy zachowanie zawodników, w razie konieczności odpuszczamy jakąś jednostkę treningową.

Kadrę mamy dość wyrównaną, rotowanie nią to chyba jedno z ważniejszych zadań trenera. Do ciężkiej pracy potrzebna jest motywacja, czyli w tym przypadku gra. Czy dlatego zamiast Steviego zagrał Anton?

Tak, zdecydowanie tak. Anton jest reprezentantem kraju, po moim przyjściu pokazał wielką jakość, później wypadł przez kontuzję, zastąpił go Adam Chrzanowski, który moim zdaniem też rozegrał bardzo dobre mecze. W tym okienku przyszedł Stevie, który też prezentował się bardzo dobrze i dla mnie jest to bardzo trudne. Ta linia defensywy jest tak mocna, że nie wiem czy nie zazdrości nam jej pół ligi. Mamy tam komfort, komfort jakości. Mamy tam jeszcze Kubę Rzeźniczaka, który bardzo fajnie grał pod koniec sezonu i jest wzorem pracowitości. Jest Michu, który wciąż podnosi swój poziom. Jest Šulek, który może grać na prawej obronie, lewej obronie, pozycji lewego stopera, prawego stopera, na pozycji nr 6. To najbardziej wszechstronny z naszych obrońców. Jest młody Igor Drapiński, który też czyni duże postępy. Jest Tomas, który cały czas jest w dobrej dyspozycji. Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałem.

Teraz seria pytań, która ma pomóc kibicom w zrozumieniu niektórych decyzji ławki trenerskiej, na przykładzie meczu z Pogonią.

W drugiej połowie, kiedy „zaczęło żreć”, trener robi potrójną zmianę. Dlaczego?

Intensywność gry.

W przypadku Rasaka i Kolara – sama rotacja, czy w jakiś sposób oni bardziej pasowali do taktyki?

To i to.

Prośba o podanie jednej sytuacji z meczu, kiedy drużyna zaskoczyła trenera na plus i jednej, kiedy trenera wybitnie zirytowali.

Rozegranie takich samych sytuacji, odkrywających słabość Pogoni. Raz potrafiliśmy bardzo dobrze to zrobić, a za drugim razem bardzo dużo nas to kosztowało. Zatem sytuacje takie same, analiza była jasna, założenia, że tak i tak będziemy to robili. Raz zrobiliśmy to bardzo dobrze, a za drugim razem popełniliśmy błąd i bardzo dużo nas to kosztowało.

Jak to jest z tym przygotowaniem motorycznym Wisły? Biegamy po 120km, niektórzy twierdzą, że nie da rady na takiej intensywności przebiec całej rundy, a słyszeliśmy, że zawodnicy są gotowi w razie potrzeby biegać nawet i 130km w meczu.

Ja raczej nie powiedziałem, że 130km, ale jesteśmy na to przygotowani. Nie jest tak, że zawodnicy są eksploatowani do tego stopnia, że nie wytrzymają całej rundy, wszystko to kontrolujemy. Mateusz Oszust przedstawia nam wykresy, odpowiednio dobieramy obciążenia. Znamy ilość rozegranych minut, wszystko pod kontrolą. Odczuwamy jeszcze niedosyt, jeśli chodzi o szybkość, musimy nad tym pracować, dużo już poprawiliśmy – ale tu widzimy jeszcze rezerwy.

Czy jest pan otwarty na sugestie zawodników dotyczących obciążeń i metod treningowych lub np. rozwiązań taktycznych?

Zawsze mnie interesuje ich pogląd jak się czują w danych sytuacjach, gdzie widzą problem, czy ew. my jako sztab możemy im w tym pomóc. Nie uważamy się za najmądrzejszych, a taka dyskusja rozwija – także bez problemu.

Funkcjonowanie II zespołu. To bezpośrednie zaplecze, czy sugestią Pana była zmiana systemu gry na czterech obrońców? Jak wyglądają pana kontakty z trenerem Bartłomiejem Kondrackim, bardziej chodzi o schematy, na co pan ma wpływ?

Kontakty z trenerem „dwójki” miałem już wcześniej, z Bartkiem też mam, bardzo dobrze się dogadujemy. Trener Kondracki dużo obserwuje, chce się uczyć, dzisiaj był na treningu. Ja byłem na meczu II zespołu. Mamy ustaloną strukturę, wiemy jak chcemy funkcjonować. Odnośnie do stylu, wczoraj odbyliśmy rozmowę na temat moich oczekiwań. Chcę, żeby trafiali do mnie zawodnicy przygotowani pod kątem różnych parametrów, nie będę mówił jakich, ale chcemy, żeby zawodnik przychodził przygotowany. Reszta to już nasza praca. W ostatnim meczu „dwójki” było widać dużą intensywność, grali wysoko, pracowali też w pressingu – podobnie jak my. System z czterema obrońcami? Ja powiedziałem, jak to widzę. Nie ukrywam, że trójka też jest fajna, ale dla rozwoju młodych zawodników jest lepsza czwórka. Jest bardziej kreatywna, zawodnicy na swoich pozycjach lepiej się kształtują. To jest moje zdanie, oczywiście może być błędne. Natomiast to, jak ma grać dwójka, wyszło spontanicznie, nie ode mnie.

Jak ważni w szatni są zawodnicy pokroju Furmiego, Sekula, czy Kuby Rzeźniczaka – co dają drużynie poza boiskiem?

Wiadomo, że są to bardzo fajne charaktery, są cały czas nastawieni na pracę. Z drugiej strony – gdyby nie byli, to nie byłoby ich tu. Natomiast połączenie tego z ambicją cały czas ich niesie i chcą walczyć. Widząc małe gry, ich zaangażowanie. Człowiek idzie do domu z satysfakcją, pod wrażeniem tego jak pracują. Właśnie o to chodzi. Kiedy jesteś w drużynie sportowej i pracujesz podczas każdego treningu tak, żeby być najlepszym – a oni to robią – dajesz impuls młodym chłopakom. Dodatkowo trzymają szatnię, żeby młode gwiazdeczki nam nie „odleciały” – to oczywiście żartobliwie.

Spojrzenie na drużynę, nie stricte jako piłkarzy, a grupę ludzi, którzy mają swoje ambicje, muszą ze sobą funkcjonować. Ile w wyniku drużyny piłkarskiej jest czystych umiejętności sportowych, a ile psychologii?

Myślę, że nikt nie potrafi na to odpowiedzieć. Głowa jest zawsze bardzo ważna. Połączenie umiejętności, jakości, predyspozycji genetycznych, bo ważne jest to, czy zawodnik jest silny, szybki, wytrzymałość – to wszystko ma znaczenie. Natomiast głowa i psychika jest fenomenem, słabsi zawodnicy robią większą karierę dlatego, że mają inne nastawienie.

Kristian Vallo teraz i podczas gry w Žilinie – różnice.

Pamiętam Kika Valla jeszcze z Žiliny, grał tam na prawym wahadle, gdy graliśmy w systemie 3-5-2, później pozycja bocznego obrońcy. Zauważyłem, że ma smykałkę do gry do przodu, zapytałem go czy nie chce zagrać wyżej. Ucieszył się, ale to był jeden mecz, chyba nawet tylko sparingowy. Generalnie był brany pod uwagę jako obrońca, tak grał w kadrze U-21.Chcieliśmy mu pomóc w przebiciu się, pokazaniu w Europie. Otrzymał propozycję z Wisły, przyszedł tutaj, chyba na wypożyczenie z opcją wykupu. Oglądałem jego mecze w Wiśle, wiadomo raz grał, raz nie grał różnie bywało. Patrząc na możliwości zawodników pod kątem szybkości to Kiko był jednym z najszybszych w kadrze, zrobiliśmy więc z niego skrzydłowego i myślę, że mu to odpowiada.

Damian Warchoł – wyjątkowy pech czy organizm nieprzygotowany do bardzo dużej intensywności?

Tego jeszcze nie potrafimy ocenić. Kontuzja, chyba pęknięcie kości. Żeby wrócić do treningów dużo czasu spędzał na siłowni, nie wiem dokładnie co robił, ale ważna w tym wszystkim jest regeneracja. Mięśnie bez tego nie są przygotowane do obciążeń i powstaje problem. W tym momencie trudno określić, za wcześnie na wskazanie problemu. Damian jest fajnym zawodnikiem, ukierunkowanym na pracę i w tym momencie powiedziałbym, że to pech. Jak doszedł do dobrej dyspozycji, to nie potrafił jej utrzymać. Nadrabiał zaległości, otrzymywał szansę i łapał kontuzję.

Płocki talent Tomek Walczak – mam wrażenie, że jest to jakieś zawieszenie. Brak czyjejś decyzji w tym jak ma wyglądać przebieg kariery? Treningi u pana, gra w II drużynie. Fizyczność przestała być argumentem, okiem kibica nie widać postępu, rozwoju. Jak pan to widzi?

Nie zgadzam się z tym. Grając w II drużynie, otoczenie jest trochę inne. Natomiast sam proces i sama jakość zawodnika teraz i trzy miesiące temu, to ogromna różnica. Tomek wykonał kawał dobrej roboty. Jest to chłopak, który bardzo szybko wyrósł, nabrał wagi i organizm potrzebuje czasu na adaptację. Natomiast coraz lepiej odnajduje się w ciężkich pojedynkach i wczoraj bardzo miło było patrzeć na niego w grach, w których grało się bardzo kontaktowo, szybko i nie był zawodnikiem, który odstawał. Kolejna sprawa to olbrzymia rywalizacja na jego pozycji – Sekul, Marko Kolar, który też ma dużą jakość. Jest Lewy, który się bardzo dobrze wkomponował, fajnie pracuje. Dobrze wygląda też młody Adrian Szczutowski. Nie jest najważniejsze to, że nie ma minut meczowych, a to, że jego jakość zdecydowanie idzie w górę.

Nie da się żyć tylko pracą – rodzina mieszka na Słowacji?

Tak, na szczęście dwa tygodnie była u mnie małżonka, teraz przyjeżdża córka, a jak mam półtrora, dwa dni wolnego, jadę do domu na Słowację.

Ma pan ulubioną książkę niedotyczącą sportu? Muzyka – co leci czy odpala pan jakiegoś wykonawcę, płytę?

Prawda jest taka, że absolutnie nie mam na to czasu, być może mam słabą organizację pracy. Muzyka, co leci, to słucham.

Jaki cel chciałby pan osiągnąć w Wiśle Płock, nie chodzi o trofea i wyniki. Coś szerszego, coś co by sprawiło, że np. odchodząc do klubu z ligi top5, miałby pan świadomość, że przyczynił się do… no właśnie, czego?

Zapytałem na początku, dlaczego to robisz, odpowiedziałeś: żeby pomóc m.in. w zapełnieniu stadionu, moja odpowiedź brzmi tak samo.

Marzenie dotyczące kariery trenerskiej. W jakiej lidze chciałby pan poprowadzić klub?

Nie mam pojęcia, żyję tu i teraz.

Selekcjoner reprezentacji, po zdobyciu większego doświadczenia? Czy jeżeli w styczniu zgłosiłaby się słowacka federacja, przyjąłby pan ofertę?

Nie.

Czy wyniki Wisły odbijają się echem na Słowacji? Jakieś prośby o wywiad itp.? 

Tak, Ekstraklasa jest transmitowana na Słowacji, wielu ludzi ją ogląda. Jest zainteresowanie.

Pytanie od Wojciecha Kowalczyka – Jak długo jeszcze będziecie tak grać i dlaczego cały sezon?

Oby! Wiadomo, że możemy mieć różne momenty, ale myślę, że od tego stylu nie będziemy odchodzić. Wiadomo, że rywale się wzmacniają, analizują, przygotowują się na mecze z nami. Chcemy po prostu kontynuować pracę.

Wszyscy w klubie, znaczna większość kibiców jest zachwycona trenerem Pavolem Staňo, a pan jakie widzi niedoskonałości trenera Staňo?

Wiadomo, człowiek nad pewnymi rzeczami musi pracować, nie wiem czy chcę o tym mówić publicznie. Nie jestem idealny, każdy z nas może sobie coś zarzucić. Z drugiej strony – nie jest tak źle.

Jest pan trenerem, który osobiście musi wszystkiego dotknąć, sprawdzić?

Też lubię wiedzieć o co chodzi (śmiech), ale myślę, że wszyscy ze sztabu mają coś do powiedzenia. Dużo dyskutujemy, ale ostatnie słowo należy do mnie. Wszystko podparte dyskusją.

Branislav Sluka – sprawdziłby się w Wiśle Płock?

Od kogo to pytanie?

Foto mskzilina.sk

Ode mnie.

Branio jest z tej samej grupy kadrowiczów co Šulek, Kvocera, Vallo. Ciężko powiedzieć, ale myślę, że w tym momencie go tu nie będzie.

W tym momencie nie, bo ma kontrakt do czerwca przyszłego roku.

Czego/kogo brakuje Wiśle Płock, aby byłą drużyną kompletną – w pana opinii?

Nie mogę powiedzieć kogo, bo dajemy szansę wszystkim i to zależy od tego jak wszyscy nasi zawodnicy potrafią dać sobie radę z naszymi wymaganiami. Teraz jest za wcześnie, żeby powiedzieć, że ten się nie nadaje, tamten się nie nadaje. W tej chwili wszyscy tak pracują, że są brani pod uwagę, no i tyle. Myślę, że są zawodnicy, którzy mogliby tu być, zwiększyć jakość tej drużyny, ale wiąże się to z tym, że trzeba by się z kimś pożegnać. Ta decyzja jest bardzo ważna i ciężka.

Na zakończenie coś od siebie?

Mam nadzieję, że razem i my, i wy zrobimy to czego wszyscy chcemy, na zakończenie sezonu, albo gdy zostanie oddany cały stadion, będziemy mieć wypełnione trybuny i będziemy się cieszyć piłką.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Kopnij dalej

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz