Paweł Magdoń: Wszystko dopiero przed nami. [WYWIAD]

Cztery godziny przed meczem z Miedzią Legnica spotkaliśmy się z dyrektorem sportowym Wisły Płock – Pawłem Magdoniem. Na stole wylądował Snickers, mający sprowadzić naszego rozmówcę na ziemię, gdyby nieoczekiwanie zaczął gwiazdorzyć. Uprzedzając fakty, czyli całość rozmowy, okazał się niepotrzebny.

Zacznijmy jak w „Kilerze” – co tam u Pana w klubie, Panie dyrektorze?

Na razie porządek. Dobrze zaczęliśmy sezon, ale wiadomo – meczami, które już się odbyły nie możemy żyć, musimy robić swoje i patrzeć w przyszłość.

Oby ta przyszłość była jak najlepsza, bo o to nam chodzi. Co należy do obowiązków dyrektora sportowego Wisły Płock?

Trzeba ogarnąć cały pion sportowy – od sztabu szkoleniowego, przez zawodników pierwszego zespołu, drugiego zespołu. Na pewno transfery wychodzące i przychodzące. Obserwacja treningów.

Przygotowania obozów?

Również. Żeby przygotować obóz zimowy musiałem zobaczyć na miejscu jak to wszystko wygląda. Po to, żeby wszystko było dobrze zorganizowane.

Cofniemy się do początków kariery Pawła Magdonia w roli dyrektora sportowego. 

Moją karierę piłkarską zakończyła poważna kontuzja. Miałem całkowicie zerwany mięsień dwugłowy, w międzyczasie się rehabilitowałem. Klub, w którym wtedy grałem – Lechia Tomaszów Mazowiecki, zaproponował mi funkcję wiceprezesa. Był to trudny moment w Tomaszowie, ogromne zmiany. Niektórzy nie wiedzą jak ta historia wyglądała – odszedł główny sponsor LV BET, z zespołu odeszło 90% zawodników. Musieliśmy to wszystko od nowa układać. Propozycję przyjąłem od razu. Zawsze chciałem pracować w piłce, to mnie pasjonuje i tak też wyobrażałam sobie moje życie po karierze.

Foto Lechia Tomaszów Mazowiecki

W jaki sposób wyszukuje się piłkarzy do trzecioligowej drużyny?

Mieliśmy plan na to wszystko, wiedzieliśmy,  że to poziom 3. ligi. Nie mieliśmy funduszy na to, żeby sprowadzać zawodników, więc postawiliśmy na młodzież. Uważam, że na tym poziomie powinni grać młodzi, powinni się ogrywać. Zatrudniliśmy trenera Myśliwca, który obecnie pracuje w Stali Rzeszów. Daliśmy mu szansę na poziomie seniorów. Graliśmy ośmioma młodzieżowcami, udało nam się nawet zająć drugie miejsce w Pro Junior System. Byliśmy na pierwszym miejscu, ale Sokół Ostróda wystawił bramkarza w polu i dlatego zajął pierwsze miejsce. To historia, która odbiła się szerokim echem w Polsce. Tak zakończyliśmy tamten sezon. Plan był cały czas taki sam – stawianie na młodzież, Pro Junior System i muszę powiedzieć, że w tamtym czasie to się udało i funkcjonowało dobrze. Przy pomocy takich ludzi jak Rysiu Juda, Adam Król udało się pozyskać fajnych piłkarzy, dwóch Lechia sprzedała – do Termaliki i ŁKS-u. Zarobiliśmy dobre pieniądze dla klubu. Dodatkowo Lechia zarobiła na PJS. Ten rozdział uważam za dobrą naukę.

Kto lub co przekonało Pana do podjęcia pracy w Wiśle Płock? To dość znaczny przeskok, nieporównywalnie większe.

Pan prezes zadzwonił do mnie w niedzielę. W poniedziałek przyjechałem do klubu na rozmowę i przyjąłem ofertę, nie zastanawiając się chwili, bo dla mnie to było wyzwanie, niesamowita sprawa pracować w klubie Ekstraklasy. Wisła Płock jest klubem, który mam w sercu, więc ta decyzja była podjęta od razu. 

Nie miał Pan obaw czy sobie poradzi? 3. ligę i ESA dzieli przepaść, również na polu organizacyjnym całego pionu sportowego.

Moje obawy dotyczyły sytuacji w Wiśle. Jak pamiętamy to był trudny okres, Wisła miała wtedy 10 punktów po jedenastu kolejkach, była na miejscu spadkowym. Nie był to dobry czas w klubie, więc obawy były. Taki klub jak Wisła miał za chwilę walczyć o utrzymanie. To nie była łatwa sytuacja, ale udało się to wyprostować  w rundzie wiosennej. Już na koniec rundy jesiennej były dobre mecze. Wygraliśmy z Podbeskidziem Bielsko Biała i Lechią Gdańsk. Ostatecznie utrzymaliśmy się w Ekstraklasie, co było głównym celem w tamtych miesiącach.

Jakie Pan ma oczekiwania przed kursem na dyrektora sportowego, organizowanym przez PZPN? Wiemy, że został Pan przyjęty.

To jest coś nowego dla dyrektora sportowego. Wcześniej byłem na różnych zjazdach, spotkaniach. Mam znajomego, który jest dyrektorem czeskiej kadry i u niego też zasięgnąłem informacji. Starałem się dowiedzieć jak to funkcjonuje, nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Liczę na to, że będzie to fajny kurs i na pewno pomoże przełożyć te wiadomości na pracę w klubie.

A nie uważa Pan, że kolejność powinna być taka – najpierw kurs, dopiero po jego ukończeniu, praca?

Funkcja dyrektora sportowego to funkcja, o której ciężko powiedzieć czy lepiej, żeby pełnił ją były piłkarz, czy ktoś spoza świata piłki. To klub zatrudnia dyrektora, zna jego kompetencje i ustala obowiązki. W tej chwili rynek dyrektorów sportowych w Polsce dopiero się tworzy, zobaczymy w jakim kierunku to pójdzie.

Proszę opisać, na przykładzie Michała Mokrzyckiego, przebieg procesu transferowego, od początku do końca.

Szukaliśmy zawodnika na pozycję numer 8. Wiedzieliśmy, że Damian Rasak ma ofertę i prawdopodobnie będzie miał kolejne. Szukaliśmy na różnych rynkach. Głównie analizujemy rynek polski i jeśli jest jakiś zawodnik, któremu kończy się kontrakt, który jest do wzięcia, to bierzemy go pod lupę. Byliśmy kilka razy na obserwacji, oglądaliśmy praktycznie każdy jego mecz, za pomocą InStata czy w telewizji, wysyłaliśmy skautów, zebraliśmy opinie. Rozmawiałem z różnymi ludźmi, którzy obserwują 2. ligę i każdy z nich mówił, że to piłkarz, który przewyższa tę ligę. Nie wiadomo było jak poradzi sobie w Ekstraklasie, ale wszyscy w sztabie  stwierdziliśmy, że damy mu tę szansę. Nie boimy się takiego ryzyka i Michał jest u nas. Nie jesteśmy klubem, który będzie wyciągał zawodników za nie wiadomo jakie pieniądze. Nie jesteśmy w stanie rywalizować z innymi klubami o wyższych budżetach. Tak to działa. Nie ten, to kolejny- taki który będzie pasował do naszego stylu i będzie się mieścił w naszych realiach finansowych.

Co do Mokrzyckiego, byliśmy na sparingach przedsezonowych. Co zwracało uwagę to przegląd pola, podanie na nos. Czego brakuje w tej chwili? Czy to tylko przygotowanie fizyczne, czy jeszcze problemy z adaptacją do wymogów trenera Stano odnośnie taktyki?

Uważam, że przeskok treningowy jest na pewno spory, jeśli chodzi o 2. ligę i  Ekstraklasę. Zupełnie inna intensywność gry – tam dostajesz piłkę, rozejrzysz się, popatrzysz i zagrasz, a tu rozejrzysz się i już tej piłki nie masz. Jeśli chodzi o umiejętności, to Michał je ma. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jest blisko tego, żeby pokazać się naszym kibicom. (Michał Mokrzycki zadebiutował w meczu z Miedzią Legnica, wchodząc na boisko w 76. minucie – przyp. red)

Foto Wisła Płock

Zarówno jako piłkarz i jako dyrektor sportowy miał Pan z kibicami czasem pod górkę.

Wiemy jak to wygląda u kibiców w całej Polsce. Nie chciałbym mówić, że tak jest tylko w Płocku, tak jest wszędzie. Czy w Warszawie, czy w Krakowie, czy innych miastach. Jeżeli będziemy jednością, będziemy bazować na wzajemnym zaufaniu, to możemy iść tylko w lepszym kierunku. Myślę, że tutaj są kibice, którzy nam dobrze życzą. Są też ludzie, którzy oceniają po swojemu, mają do tego prawo. Ja uważam, że każdy kibic ma prawo wypowiedzenia się na temat tego, co się dzieje w klubie. Tyle, że to my podejmujemy decyzje i wiemy jak to wygląda od środka. To my odpowiadamy za wyniki i to, co będzie się działo w klubie w przyszłości. Jak widzicie kontakt z nami nie jest utrudniony, jeżeli ktoś ma czas, chęci, może przyjść i podzielić się wątpliwościami. Oczywiście są pytania, które muszą pozostać bez odpowiedzi, ale na większość odpowiemy. Na pewno to lepsze rozwiązanie niż sianie niepotrzebnego niepokoju lub podawanie nieprawdziwych wiadomości.

To co robimy w tej chwili, to właśnie to, o czym Pan mówi. Kilkukrotnie jako zwykli kibice daliśmy się zmanipulować,jak to się potocznie mówi podpuścić. Doszliśmy do wniosku, że spróbujemy robić coś,czego w Płocku nam jako kibicom brakuje,chcemy rozmawiać z piłkarzami,sztabem,osobami zarządzającymi klubem.Poruszać tematy,które interesują nas kibiców. Będzie to korzyść obustronna,powstaje kapitalny stadion, drużyna poszła z kopem, nie można zaprzepaścić takiej okazji pomocy klubowi w zdobyciu czegoś, czego jeszcze nie zdobył. Zapełnijmy na ile się da nowy stadion, to pole do działania dla Stowarzyszenia, Działu Marketingu, mediów i nas, działających na razie trochę po omacku. 

W trudnych momentach trzeba sobie pomagać, a w piłce takie momenty są dosyć często. Jeśli chodzi o nasze środowisko, to jeżeli byśmy rozmawiali, mogli wytłumaczyć wszystko – to kibicom byłoby łatwiej zrozumieć nasze decyzje i pomogli by ciągnąć ten wózek w jedną stronę.

Temat którego nie da się pominąć. Do dziś wypomina się Panu transfer Luki Šušnjary. Jak to właściwie z nim było? Pojawił się on zaraz po objęciu przez Pana stanowiska. Czym przekonał dyrektora do transferu?

Ja bym powiedział tak – gdyby ktoś obejrzał sobie jego mecze na poziomie 2. ligi francuskiej, to każdy by wiedział dlaczego tu trafił. To nie było tak, że ja ten transfer sobie wymyśliłem, tylko też był analizowany przez sztab szkoleniowy. Luka miał swoje atuty. Miał bardzo dobrą szybkość, szukaliśmy takiego zawodnika. Trzeba powiedzieć, że początek miał dobry. Bramka z Lechem. W następnym meczu miał zagrać, ale dopadła go jakaś infekcja i wypadł na prawie miesiąc. Dopiero później dołączył do zespołu, który już dobrze funkcjonował. Także ta adaptacja była trudna. Nie można powiedzieć, że to był zawodnik z głębokich rezerw, wyciągnięty ze słabej ligi, patrząc na CV, na to jak grał w 2. lidze francuskiej, gdzie poziom jest wysoki, a on był podstawowym zawodnikiem (FC Chambly- przyp. red.). Odszedł z Wisły i też gra, w lidze słoweńskiej, bodajże w zespole wicemistrza, FC Koper. Wcześniej chłopak grał na poziomie reprezentacji U-21. Nawet zagrał mecz z Polską. Parametry miał bardzo dobre. W naszej lidze niestety się nie sprawdził.

Jak ciężko jest przekonać piłkarza do przejścia do Wisły?

Na pewno nie doszły do skutku dwa transfery, które chcieliśmy zrobić. Pierwszy to zawodnik z ligi bośniackiej, reprezentant kraju. Rozmawialiśmy z nim od początku tego roku. Przekonywaliśmy go miesiąc, może dwa. Liczył na większe zarobki w naszym klubie, zdecydował się pozostać w swojej lidze. Tu musieliśmy szukać opcji numer dwa. Był też jeden piłkarz, który miał przyjść do nas na testy. Dziś gra na poziomie 1. klasy austriackiej. Gra bardzo dobrze. My chcieliśmy go zobaczyć, takie testy były przygotowywane. Zawodnik rozmawia w języku polskim, co pasowało do naszej koncepcji. Byliśmy blisko. Dziś gra u trenera Klose. (Jan Jurcec – przyp. red.)

Czy obecna Wisła Płock to już autorski projekt Pawła Magdonia?

To nie jest tak, że to jest autorski projekt tylko dyrektora sportowego. Jest pan prezes, jest sztab szkoleniowy. Opieram się na tym, czego prezes oczekuje, co możemy zrobić jako klub, na co pozwalają finanse.  Sztab musi zaakceptować danego piłkarza i ten piłkarz musi pasować do tego, czego oczekuje od niego sztab szkoleniowy. Myślę, że przy możliwościach finansowych jakie mamy, obecny kształt zespołu to sukces nas wszystkich.

Kiedy zdobyliśmy Puchar i Superpuchar Polski był Pan w drużynie, grał w tych meczach. Czy w obecnej kadrze Wisły widzi Pan potencjał na powtórkę tych sukcesów?

To jest trudne pytanie. Wiadomo jako dyrektor sportowy głównie skupiam się na naszym zespole i widzę duży potencjał. Powtarzałem to przez cały okres mojej pracy – najważniejsza kwestia to ta, żeby piłkarzy, których mamy w kadrze dobrze przygotować, żeby każdy prezentował swój najwyższy poziom. To klucz do tego, żeby Wisła szła w dobrym kierunku. Jak patrzymy na nich dzisiaj, to nie możemy powiedzieć o którymś z zawodników, że nie jest w dobrej dyspozycji. Mam na myśli tych zawodników, którzy wychodzą na boisko i wchodzą z ławki. To też pokazuje, że dają radę i mocno walczą o pierwszy skład. Najważniejszą rolę spełnia sztab szkoleniowy, który potrafi wydobyć z tych zawodników to, co najlepsze.

Foto Weszlo.com

Jak się szuka takich perełek  jak Davo? Kiedy zakiełkował pomysł o kimś z Hiszpanii do formacji ofensywnej? Szukacie już potencjalnego następcy? Jesteście gotowi na jego odejście w krótkiej perspektywie czasowej?

Ciężko na to pytanie odpowiedzieć, bo takiej oferty nie ma. Davo dobrze wszedł do naszego zespołu i  głównie skupiamy się na tym, żeby ten zespół był mocny. Jeśli będzie oferta nie do odrzucenia na któregoś z zawodników, to klub się nad tym pochyli. Cieszymy się, że zespół mamy tak zbilansowany i zbalansowany, cieszymy się z tego, że mamy takiego piłkarza, którego brakowało w ofensywie Wisły. W trakcie prowadzenia rozmów z Davo, zależało mi przede wszystkim na tym, żeby podpisać kontrakt na trzy lata. On chciał dwa lata. Wiemy jak to wygląda, po roku  musielibyśmy sprzedać zawodnika za ograniczone pieniądze. Naciskałem mocno na to, żeby kontrakt był tak skonstruowany – na dwa lata i jeżeli będziemy zadowoleni – przedłużamy o rok. Chciałem, by to klub decydował co będzie w trzecim roku. Jestem bardzo zadowolony, że tak to zostało poprowadzone. Jesteśmy zabezpieczeni – gdyby Davo nie odpalił. Tak samo są skonstruowane kontrakty Šulka i Kapuadiego.

Początki w Igloopolu Dębica, później drugoligowa Piotrcovia i nieudana chyba runda w ŁKS. Cztery mecze w 1. lidze, czy dla 20-latka to jednak sukces? W obronie ŁKS-u grali wtedy Jacek Paszulewicz, Darlington Omodigabe, Grzegorz Krysiak, w bramce Bogusław Wyparło i Andrzej Krzyształowicz, a wyżej Marek Saganowski czy Tomasz Wieszczycki.

Dlaczego tylko pół roku wypożyczenia?

To był czas spadku ŁKS z 1.ligi, mówimy o dzisiejszej Ekstraklasie. Trener Topolski przesunął mnie z Piotrcovii do ŁKS (właścicielem obu zespołów był Antoni Ptak – przyp. red.) – miało to miejsce, o ile mnie pamięć nie myli, przed meczem z Zagłębiem Lubin. Później wyjazd na mecz z Górnikiem Zabrze, który zadecydował o spadku. Wszyscy, których wymieniłeś, grali od pierwszej minuty. Do przerwy ŁKS przegrywał 0:2 i trener Topolski zdecydował, że zagram w tym meczu. Wszedłem na boisko po przerwie. Ten mecz został przegrany, ŁKS spadł z ligi. Dograłem rundę do samego końca, kolejny sezon miałem również spędzić w Łodzi. Po dwóch, trzech meczach prezes Ptak stwierdził, że będzie inwestował w Piotrcovię, a nie w ŁKS i zostałem przesunięty do Piotrcovii.

Powrót do Piotrcovii, a w 2003 Pogoń Szczecin, która właśnie spadła do 2. ligi, awans i w sumie trzy lata gry z nazwiskami, które kibic pamięta. Trener Probierz dzwoni do kolegi z boiska po informacje o młodych wiślakach?

Uczył Pan fachu Piotra Celebana?

Z trenerem Probierzem dobrze się znamy, parę razy byliśmy razem nad morzem (śmiech). Mamy bardzo dobry kontakt ze sobą. Czy pyta o piłkarzy Wisły Płock? W sztabie ma naszego trenera Mateusza Oszusta, więc myślę, że z nim bardziej się komunikuje odnośnie naszych młodych piłkarzy. 

Z Piotrkiem Celebanem i Łukaszem Trałką razem byliśmy w rezerwach, kiedy nie graliśmy w pierwszym zespole. Z Łukaszem mam kontakt do dziś. Piotrek wypłynął szybciej na szerokie wody. Z Piotrkiem mam mniejszy kontakt, spotykamy się tylko  przy okazji meczów.

2012 rok. Wisła Płock po raz drugi – przepaść w porównaniu do poprzedniego okresu? Co lub kto skłoniło Pana do przyjścia do 2. ligi?

Zadzwonił do mnie prezes Jacek Kruszewski i zapytał jakie są moje plany. Ja zawsze chciałem wrócić do Wisły. To był taki moment, gdzie to wszystko dobrze się spinało. Nie ukrywam, że Wisła też potrzebowała zawodników. Stworzyła się fajna grupa ludzi i naprawdę to był moment przełomowy, jeśli chodzi o to, na jaką Wisłę Płock patrzymy w dniu dzisiejszym.

Pański pierwszy pobyt w Wiśle Płock zakończył się transferem do GKS Bełchatów…

W tamtym okresie sytuacja była trudna. Ja dostałem ofertę taką, której klub nie mógł odrzucić. Kwota, którą zaoferowali bełchatowianie satysfakcjonowała klub i nie ma co ukrywać – mnie, w kwestii rozwoju stricte piłkarskiego. Z GKS-em zdobyliśmy w pierwszym sezonie wicemistrzostwo. Taką decyzję musiałem w tamtym momencie podjąć. To też nauczyło mnie tego, że jeśli jest dobry moment, to trzeba zawodnika puścić i dać mu grać, rozwijać się. Jeżeli w Wiśle będzie taka sytuacja, to też będziemy patrzeć na rozwój zawodnika.  Jako klub musimy zarabiać także na transferach.

Foto Dziennik Łódzki

Doświadczenie Pawła Magdonia i początki Jacka Góralskiego, czy Łukasza Sekulskiego – co potrafił wtedy Góral oprócz gry na wślizgu?

Góral miał wiele innych atutów. Jego gra  na wślizgu jest mu za często wypominana i traktowana jako jedyna umiejętność. Myślę, że to jest krzywdzące. Jacek miał dużo pozytywnych cech, ustawiał się, przecinał piłki, które przechodziły przez linie ataku. Grając z takim zawodnikiem, który był przecież młodym chłopakiem, to naprawdę z tyłu był spokój. Jeśli chodzi o Łukasza Sekulskiego, to w tamtym czasie nie otrzymał od trenera Kaczmarka takiej szansy, jaką powinien. Nie ukrywam, że w którymś momencie powiedziałem do trenera, żeby postawił na Łukasza, bo widzę w nim potencjał. Trener dał mu szansę bodajże w meczu z Tychami. Łukasz nie strzelił bramki w tym spotkaniu i od tego momentu było mu trudno w Wiśle. Odszedł do Stalowej Woli i tam odpalił.

Szczerze – była w tamtym okresie w Pana głowie myśl, a raczej skojarzenie dwóch słów – Góral i reprezentacja?

Tak! Rozmawialiśmy o tym, że ten chłopak ma duży potencjał i mogę powiedzieć, że polecałem Górala do Pogoni Szczecin, gdzie trenerem był mój dobry kolega – Maciej Stolarczyk. Skorzystał trener Probierz i może dopisać do swoich sukcesów zawodowych ściągnięcie Jacka Góralskiego do Jagiellonii.

Marcin Krzywicki – wolał go Pan na boisku, czy jego towarzystwo w czasie wolnym?

(śmiech) Marcin był ważną częścią tego zespołu. Na boisku pewnie nie dał tego, co powinien. A jakie miał umiejętności – wszyscy wiemy. Poza boiskiem fajny gościu, cementował ten zespół. Często jadaliśmy naleśniki, robione przez Marcina Krzywickiego u niego w domu. Był to nasz taki, można powiedzieć, kucharz. To też tworzyło atmosferę. Siedzieliśmy u Marcina, rozmawialiśmy o Wiśle, o piłce, jedliśmy jego naleśniki i to wszystko miało wpływ na to, że rodził się zespół. Sami zawodnicy, ludzie w szatni to jedno, a to, co się dzieje poza boiskiem to drugie. W tamtych czasach szczególnie ważne było, żeby stworzyć zespół, który rozumie się na boisku i poza nim. Taki stworzyliśmy.

Foto Pawi.pl

Mitko Iliev – powinien zrobić większą karierę?

Było widać, że to piłkarz o nieprzeciętnej technice. Był zawodnikiem kreatywnym. Myślę, że brak szybkości zadecydował o tym, że nie wskoczył na wyższy poziom.

Dwie piłkarskie przygody w Wiśle, później praca jako skaut, teraz dyrektor sportowy, można już powiedzieć że czuje się Pan płocczaninem?

Ja zawsze się czułem płocczaninem. Jak ktoś mnie zna, wie jaki miałem kontakt z chłopakami, którzy tu grali. Zawsze oglądałem mecze Wisły Płock. Zawsze Wisła była mi bliska, zależało mi na wynikach. Kibicowałem Wiśle. Analizowałem grę drużyny, nawet gdy  byłem tylko skautem. Byłem z Wisłą tak naprawdę na co dzień.

Najmilsze wspomnienie Pawła Magdonia jako piłkarza Wisły?

Tutaj mogę powiedzieć o reprezentacji Polski. Było to dla mnie przeżycie niesamowite. To pierwsze, a drugie – wiadomo – zdobycie Pucharu Polski i Superpucharu. Szczególnie Puchar Polski – to było wielkie wydarzenie. Wielki sukces nas wszystkich w tamtym momencie. Fajnie, że udało się zdobyć te trofea.

W roli dyrektora sportowego?

Na dyrektorskim stołku? Myślę, że wszystko dopiero przed nami. Wiemy, że każdy chciałby jakieś trofeum zdobyć, ale naszym wspólnym sukcesem jest to, że stworzyliśmy fajną grupę – od sztabu szkoleniowego do pań, które wydają sprzęt. Dobrze pracować w takim miejscu. Widzę jak ci zawodnicy się rozumieją, jaką atmosferę tworzą w szatni. To jest dla mnie najważniejsza sprawa w tym momencie. Najważniejszy sukces.

Mówił Pan o rodzinnej atmosferze w trudnych, drugoligowych czasach. Jak w tej chwili wygląda szatnia, a właściwie jakie są relacje poza nią? Po wykonanej robocie każdy idzie w swoją stronę?

Humorystycznie powiem, że były dwie oferty na stole dla naszych piłkarzy i nie skorzystali. Widzę, że piłkarze czują się u nas dobrze. Pewnie też ta atmosfera, która u nas panuje jest kluczowa. Jest też odpowiedni trening, piłkarze wiedzą, że jest ciężka praca i taka im pasuje, są ludźmi ambitnymi. To jest fajne, że zawodnicy nie chcą od nas odchodzić, a jak odchodzą, mówią o nas dobrze. Mam kontakt z innymi piłkarzami, także obcokrajowcami i mogę potwierdzić, że zawsze wypowiadają się pozytywnie o Wiśle Płock.

Ilu zawodników ma w kontraktach wpisane kwoty odstępnego?

Myślę, że niewielu, a ci którzy mają, mają naprawdę wysokie.

Damian Rasak-jest pomysł przedłużenia kontraktu, czy decyzja zawodnika, który mówił, że już w Płocku trochę się zasiedział i najpóźniej po zakończeniu sezonu odchodzi? Ile prawdy było w zainteresowaniu Wisły Kraków?

Oferta była na stole. Damian z niej zrezygnował. Była też inna – Śląska Wrocław. To nie jest tajemnica, że Damian z tych ofert nie skorzystał, został z nami. Jesteśmy w takim momencie, że planujemy przyszłość danego piłkarza. To nie jest tak, że jak kończy się kontrakt, to dopiero wtedy reagujemy. Chcemy wiedzieć wcześniej jak to będzie wyglądało, jakie są plany piłkarza. Myślę, że w najbliższych tygodniach musimy podjąć decyzje, co do Damiana i innych zawodników, którym za rok kończą się kontrakty.

Czyli generalnie jakiś pomysł kiełkuje, że jest to jeszcze piłkarz na jakiś czas, a nie tylko do końca sezonu?

Damian ma określoną wartość, jest zawodnikiem ogranym, jest w Wiśle już jakiś czas. Ja oczekuję od niego informacji czy chce się związać z nami na dłużej, czy ma jakieś oferty, lubię jasne sytuacje. Nie może być tak, że czekamy, czekamy, czekamy… Jako klub musimy wiedzieć jakie piłkarz ma plany i musimy się do tego ustosunkować.

Plan na akademię? Bierze Pan udział w transferach również tam, czy to Arek Stelmach i dyrektor Brzozowski?

Tutaj głównie Arek Stelmach i Marek Brzozowski decydują o transferach. Ja mogę polecić jakiegoś zawodnika. Oni są na co dzień z akademią, oni decydują. Tu większa odpowiedzialność spada na Marka Brzozowskiego.

Przyczyna niepowodzenia II drużyny w ubiegłym sezonie? Czy nie była to próba łapania wielu srok za ogon jednocześnie? Najlepsi do I zespołu i na wypożyczenia, a ci, którzy zostali to za mała siła? Jak Pan ocenia swoją rolę w tym, jakby nie było, niepowodzeniu?

Ja mogę powiedzieć tak – jako klub zrobiliśmy naprawdę dużo, żeby rezerwy były na czwartym poziomie rozgrywkowym. Rozmawialiśmy z Markiem cały czas. Trener Brzozowski dobierał sobie zawodników takich jak uważał, my też ocenialiśmy tych zawodników bardzo pozytywnie. Umiejętności mieli spore. Być może zabrakło doświadczenia. Nie chcę teraz tego oceniać tak szczegółowo. Żałuję bardzo, że nie udało się nam zrobić awansu. Uważam, że mieliśmy zespól na to, żeby zrealizować cel, jakim była 3 liga.

Gdzie Pan się widzi za 5 lat?

To tak jakbyś zapytał piłkarza w jakim klubie widziałby się za pięć lat.

W jakim klubie się Pan widzi za 5 lat?

Ja tak tego nie postrzegam, w piłce funkcjonuję od dłuższego czasu i wiem, że okres pięcioletni, to wieczność. Kontrakt mam do końca tego sezonu i będzie zależało od prezesa jak to będzie wyglądało dalej. Ja robię swoje. Dziś mamy mecz, za tydzień kolejny. Skupiam się na tym, co mamy tu i teraz. Oczywiście jeśli chodzi o klub, strategię, to działam z wyprzedzeniem, bo tak musi wyglądać działanie dyrektora sportowego. Co do mojej osoby, ciężko mi powiedzieć w tym momencie. Mam nadzieje, że w Wiśle Płock.

Kolejna kwestia, której nie można pominąć – trener Maciej Bartoszek. Mam wrażenie, że nie był Pan zwolennikiem przedłużenia kontraktu po utrzymaniu w sezonie 20/21?

To nie tak, trenera Bartoszka to ja wymyśliłem. Znałem go, uważałem, że w tamtym momencie nam pomoże. Pomógł nam wyjść z kryzysu i dlatego przedłużyliśmy z nim kontrakt. Na początku były rozmowy, że przychodzi na dwa miesiące. Później nie chcieliśmy robić rewolucji i zostawiliśmy trenera Bartoszka.

Maciej Bartoszek  mówił, że szukał Pan pretekstu do zwolnienia od jakiegoś czasu, a trzy przegrane mecze tylko dały argument. Prawda?

Ja patrzę szerzej na tę całą sytuację. Jako dyrektor sportowy muszę patrzeć na rozwój zespołu, na to czy zespół robi progres, czy idzie w dobrym kierunku, czy budujemy formę piłkarzy, czy ci piłkarze się rozwijają. Patrzę na to w takich kategoriach. Uznaliśmy, że zmieniamy trenera. Nie chcę mówić, że to była dobra czy zła decyzja, bo to ocenią też kibice. W tej chwili wygląda to właśnie tak, jak chcieliśmy, żeby wyglądało. Nie mówię w tej chwili o  wynikach, a funkcjonowaniu wszystkich naszych piłkarzy.

Kiedy nawiązano po raz pierwszy kontakt z Pavolem Stano?

Trenera Stano obserwowaliśmy od dłuższego czasu. Klub musi obserwować rynek trenerów, tak samo jak rynek zawodników. Nie może być tak, że dopiero w momencie wyczerpania jakiejś formuły współpracy zaczynamy się rozglądać, sprawdzać czy kandydat spełnia nasze oczekiwania w różnych aspektach. Po przepracowanym okresie przygotowawczym, bez osłabień kadrowych wyniki jesienią były ok, ale liczyliśmy na więcej. Chodzi o styl gry i progres zawodników. Nie poszliśmy do przodu, więc dokonaliśmy zmiany.

Pavol Stano – całkowicie autorski pomysł Pawła Magdonia?

Najprościej powiedzieć dziś, że tak, ale to nie wygląda w ten sposób, że dyrektor wymyślił sobie trenera. Ja mogę powiedzieć, że trener Bartoszek zrobił dobrą robotę u nas w pewnym okresie, osiągnął z drużyną dobry wynik, ale nam chodziło jeszcze o coś więcej. Nie tylko zdobywanie punktów, ale też zmianę stylu gry na bardziej widowiskowy, atrakcyjny dla kibiców. Potrzebowaliśmy zmiany i analizowaliśmy z prezesem atuty trenera Stano. Stwierdziliśmy, że to dobry kandydat dla naszego klubu. Ja biorę odpowiedzialność za trenerów, tak samo za trenera Bartoszka, jak i za Stano i to mnie będą oceniać za decyzje związane z zatrudnieniem i zwolnieniem trenera Bartoszka oraz zatrudnieniem Pavola Stano.

Foto Wisła Płock

Brał pan pod uwagę, że po zmianie trenera może to nie wypalić?

Wiemy jaka była burza, jeśli chodzi o kibiców. Musieliśmy się z tym zmierzyć, a tak naprawdę to był najlepszy moment, jeśli planowaliśmy jakąś zmianę. Przeanalizowaliśmy to bardzo mocno, to nie było tak, że to był impuls. Myślę, że decyzja, że to będzie w trakcie trwania rozgrywek była trafiona, bo też trener miał czas przygotować piłkarzy do nowego sezonu, utrzymanie już było. Ten mecz z Górnikiem Łęczna był bardzo ważny. Wiemy jak jest – kryzys nie pomaga trenerowi z zewnątrz, z innej ligi. Kibice też inaczej by postrzegali trenera Stano, jakbyśmy przegrywali i walczyli o utrzymanie. Zrobiłaby się z tego jeszcze większa burza, a w tamtym momencie? Dobrze, że tak się stało, jak się stało. Trener wszedł, miał swoje pomysły. Praca była inna, wszystko było wkalkulowane w tamten sezon, bo jak wiemy, w piłce nie ma co patrzeć na tu i teraz, trzeba przede wszystkim myśleć o kolejnych latach. To jest klucz do tego, żeby klub się rozwijał – trzeba myśleć co będzie jutro, nie tylko czy wygramy, czy przegramy mecz. Trzeba myśleć o jakimś koncepcie i o tym jak chcemy, aby klub funkcjonował dlatego też podjęliśmy taką decyzje w tamtym momencie i myślę, że ona się obroniła.

Adam Majewski – szybciej w Wiśle Płock czy Lechu Poznań?

Adam Majewski robi dobrą robotę w Mielcu. Naprawdę trzeba trenerowi pogratulować. Trenera znam doskonale. Trafił w dobre dla niego miejsce, może się realizować w stu procentach. Widać, że ma nosa do piłkarzy, bo jak podejrzewam to on ich ściąga, on jest też poniekąd dyrektorem sportowym w Mielcu. Bierze za to pełną odpowiedzialność i jak widać w tym momencie bardzo dobrze to wygląda. Trenerowi życzę sukcesów i myślę, że mocno swoje nazwisko ustabilizował.

Ludzie związani z Płockiem, Wisłą – obserwujecie na tę chwilę jakichś piłkarzy z przeszłością w Wiśle lub związanych z  Płockiem pod kątem I drużyny?

Zawsze zwracamy uwagę na piłkarzy z regionu, tych, którzy mieli styczność z Wisłą Płock. Ważna jest dla nas tożsamość tego klubu. Widzimy dzisiaj występujących na co dzień trzech wychowanków. Natomiast musi być określona jakość piłkarza, żeby dołączył do nas.

Ile prawdy było w tym, że przed sezonem dołączy do Wisły Adam Radwański?

Nie były prowadzone rozmowy, ponieważ Adam ma jeszcze przez rok ważny kontrakt w Termalice. Trudno byłoby nawet podjąć rozmowy, kiedy musielibyśmy wyłożyć jakąś sumę odstępnego. Nawet nie podchodziliśmy do tematu.

Rozpoczęliście jakieś rozmowy pod kątem wzmocnień w zimie, boli nas lewa strona, Piotr Tomasik i nie ukrywajmy Chrzanek i Anton to raczej stoperzy.

Pewnie wypowiemy się za chwilę. Nie wiem czy Tomas odda im miejsce w składzie, nie wiem jak to będzie wyglądało. Ocenimy tę sytuację po jakimś meczu Antona czy Chrzania, bo dziś ciężko powiedzieć. Mamy zabezpieczony ten lewy blok obrony. Jest jeszcze Igor Drapiński – młody chłopak, który świetnie się rozwija. Nie pali się jeszcze czerwone światło. Analizujemy rynek. Wiemy, że będziemy musieli wzmocnić tę pozycję, ale w tym momencie uważamy, że ci zawodnicy, którzy u nas są, wystarczą na dobre funkcjonowanie tej strony w formacji obronnej.

Jak wygląda sytuacja z Krzyżańskim?

Miał teraz infekcję, wrócił po niej do treningu. Doznał urazu przywodziciela. Pewnie zobaczymy go w niedługim czasie. 

Bardziej I czy II zespół?

Krzyżan trenuje w I zespole. Pewnie będzie musiał pokazać się na początku w rezerwach, bo tak to funkcjonuje. Mocno na niego liczymy. Widzicie po naszych ruchach, że wypożyczamy Gerbowskiego, więc tutaj musieliśmy się zabezpieczyć Krzyżańskim, żeby był w odwodzie, jeśli chodzi o pozycję młodzieżowca.

Jak Pan widzi relacje dyrektor sportowy – trener w aspekcie sugerowania zawodnika do gry? To normalna praktyka czy raczej ewenement? Podkreślam, nie chodzi o stricte ingerowanie w skład, tylko sugestie.

Uważam, że każdy ze sztabu szkoleniowego czy pionu sportowego ma prawo wypowiedzieć się na temat danego piłkarza, jego formy, czy funkcjonowania w zespole. To nie jest nic złego. Na samym końcu to trener podejmuje decyzje czy zawodnik wychodzi na mecz. To jest normalne. Ja uważam, że nawet trener bramkarzy, czy trener analityk ma prawo wypowiedzieć się na temat danego piłkarza.

Podobno były nieporozumienia między Panem a trenerem Bartoszkiem, dotyczące Jorginho i Antona Krivotsyuka. Pan uważał, że powinni grać, a trener, że są słabi.

Jeżeli chodzi o Jorginho nie ukrywam, że widziałem w nim duży potencjał. Te początki nie były takie, jak sobie wyobrażałem. Była sytuacja, kiedy rozmawialiśmy o kształcie kadry na rundę wiosenną i powiedziałem do trenera, że jeśli trener nie chce Jorginho na wiosnę, to może on wrócić do Ludogorca. W tamtym momencie nie byłoby żadnego problemu. Ja bym wziął to na siebie, bo ponoszę odpowiedzialność za transfery. Trener uznał, że Jorginho zostaje, a zawodnik pokazał pózniej, że jest dobrym piłkarzem i że zasługiwał na szansę wcześniej.

Jorginho – jest pomysł, żeby po sezonie lub zimą przyszedł do nas? Wiemy, że chce. Jak jego wymagania finansowe?

Ja o tym wiem, że on by bardzo chciał. Jorginho bardzo dobrze czuł się w szatni, w naszym mieście, w klubie. W tym momencie jednak mamy ograniczone możliwości finansowe. Ta kadra jest dosyć mocna i czekamy na rozwój wydarzeń. Nie przekreślamy go.

Foto Wisła Płock

Na pensje dla Żorża nas jeszcze stać?

Myślę, że na pensje dla Żorża będzie nas stać. Szczególnie, że chce grać u nas. Nie wiemy w tym momencie jak potoczy się jego kariera. Cały czas monitorujemy jego sytuację. Jeśli będzie dobry moment dla obydwu stron, może wrócimy do tematu.

Jak wygląda dział skautingu I zespołu? Dyrektor Sielewski i…? Plany rozbudowy?

Dyrektor Sielewski i jeszcze jedna osoba, której personaliów zdradzić w tej chwili nie mogę. Chciałem tu podkreślić, że Bartek wykonuje ogromną pracę. Dyrektor sportowy to funkcja ważna w klubie, decyzyjność duża, ale ważne jest to, żeby mieć zaufanych ludzi wokół siebie. Bartek bardzo pomaga przy transferach.

Kawałek mięsa dla kibiców. Kto został znaleziony przez Dina?

Wszyscy byli analizowani przez dyrektora Sielewskiego. To nie jest tak, że wymyślam piłkarza i daję go do trenera. Bartek Sielewski był na obserwacjach piłkarzy, z racji swojej funkcji musi wsiąść w samolot, czy w samochód i zobaczyć zawodnika. Łatwiej mi jest, mając opinie od Bartka, podjąć decyzję co dalej robić z takim piłkarzem. Bartek pracował przy każdym z transferów.

Spodziewał się Pan tego typu pytań, czy raczej….

Wiem jak to wygląda w środowisku kibicowskim. Odczuwam czasem rzeczy dobre czy złe, ale jestem typem człowieka, który nie czyta komentarzy, nie mam profili w mediach społecznościowych. Ja się od tych rzeczy odcinam i skupiam na pracy. Jeśli jest pozytywna opinia na mój temat, jest miło, a jak negatywna,  to biorę na to poprawkę, bo wiem, że kibice mają w sobie dużo emocji i czasem potrafią niektóre rzeczy powiedzieć trochę szybciej niż powinno się to zrobić, ale to jest dla mnie normalne.

Z jakiego konta na Twitterze Pan korzysta?

Żadnego 😊

Czyta Pan Nafciarski Blog?

Nie.

Ocena w dół (śmiech)

Ja naprawdę nie analizuję tego, co pisze prasa. Wywiad na pewno przeczytam i będę śledził częściej.

Wrócę jeszcze do Antona.

Anton dołączył do nas jako reprezentant swojego kraju. To był dobry transfer w tamtym momencie i nie ukrywam, że chciało go kilka klubów Ekstraklasy. My działaliśmy szybko i udało się go zakontraktować. Co do tamtego czasu uważam, że powinien dostać więcej szans. Myślę, że będziemy mieć pociechę z niego.  Powiedzcie mi – pamiętacie jego słaby mecz u nas?

Jakieś machnięcia, pecha miał. Brakuje dobrego wejścia, złapania pewności siebie. Mam wrażenie, że jest zbyt rozkojarzony.

Pamiętamy tamten okres, kiedy zagrał w meczu z Wisłą Kraków. Yaw Yeboah nie pograł sobie przy Antonie. W następnym meczu nie zagrał. Z Jagiellonią super mecz, później przytrafił się drobny uraz. Miał trochę pecha, ale musimy jeszcze na niego poczekać.

Biorąc pod uwagę pół lewego stopera to nie wiem czy my musimy na kogoś jeszcze czekać.

No tak, tu mówimy o transferze, który był teraz. Nie spodziewaliśmy się, że to tak będzie wyglądać.

Proszę mówić za siebie.

Wiem, że byliście na każdym sparingu. My też oceniliśmy to tak jak wy. Ma duży potencjał. Nadzwyczaj dobrze zaczął się prezentować.

Upadło jakieś duże nazwisko za Pana kadencji? Dlaczego? Jak blisko był Fabian Piasecki?

Fabian był blisko jeszcze zanim poszedł do Mielca, ale w tamtym momencie był Sekul, który mega dobrze zaczął sezon, był Damian Warchoł, Marko Kolar, więc nie chcieliśmy robić kolejnego ruchu, ale był blisko.

Duże nazwisko? Padło. Fajny piłkarz, Hiszpan z ligi rumuńskiej, z dobrego klubu, ale wybrał 2. ligę hiszpańską. Byliśmy blisko, ale nie na tyle, żeby podpisać kontrakt.

Jakub Rzeźniczak – postrzeganie w kategoriach osobowości w świecie sportu, wartość marketingowa i w końcu doświadczenie piłkarskie. Czy taki klub jak WP stać na to, żeby nie skorzystać z tego po zakończeniu przez Kubę kariery? Myślicie o tym?

Na razie skupiamy się na tym, co Kuba daje na boisku i w szatni. Niesamowita postać tego klubu. Takich piłkarzy trzeba cenić. Sam byłem w takim miejscu, może  nie zawsze byłem doceniany, ale to nie o to chodzi. Kuba tutaj naprawdę robi dobrą robotę. Nawet jak nie gra, to daje przykład innym piłkarzom jak trzeba pracować, jak dawać sobie radę z przeciwnościami losu. Jak obserwuję Kubę, to można wyciągnąć same pozytywy.

Dominik Furman – jak bardzo to ważna osobowość w szatni?

Furmi ogólnie jest osobowością samą w sobie. Przyszedł do nas jako zawodnik ograny, zawodnik, który miał przeszłość w Wiśle Płock. To był zawodnik o uznanej marce, więc siłą rzeczy zadomowił się u nas dobrze. Jest to osobowość, która na pewno ma przełożenie na zespół. Zespół czuje się pewniej, kiedy Furman jest w formie.

Prezes Marzec mówił o obawach przejęcia trenera Stano przez np. reprezentację Słowacji, a odnoszę wrażenie, że to trener który nie zostawi rozpoczętego projektu, a Pan?

Zgadzam się. Myślę, że jeśli chodzi o trenera, to nie jest to taka postać, która byłaby myślami gdzieś indziej. Trener skupia się na swojej pracy, jest profesjonalistą. Mamy kontrakt na dwa lata, jak z całym sztabem szkoleniowym. Myślę, że ten projekt jest dwuletni.

87. minuta meczu, z rzutu rożnego dośrodkował Maciej Iwański – co było dalej?

Ha! Bramka w reprezentacji (śmiech). Jeden występ, jedna bramka. Miło.

Idziemy na mistrza?

Trudno teraz powiedzieć czy idziemy na mistrza. Skupiamy się na tej pracy, która tu jest. Widzicie jak to wygląda – laptopy, stałe fragmenty gry, plan na Pogoń. Skupiamy się na tym, co będzie jutro, za tydzień i w każdym kolejnym dniu treningowym.

Pan dyrektor chce dodać coś od siebie?

Fajnie, że tak rozmawiamy, że ta komunikacja z kibicami będzie teraz, mam nadzieję, trochę inna. Do tej pory było trochę tak, że kibice byli na spotkaniu, o coś pytali, ja odpowiedziałem, ale tak na dobrą sprawę nie było takiego kontaktu, jakiego oczekują kibice. Jak jest fajnie, to jest fajnie, ale kiedy są trudne momenty to trzeba rozmawiać, wyjaśnić dlaczego tak, a nie inaczej. Tak to działa. My jesteśmy otwarci na kibiców. Każdy może przyjść, zapytać, może uzyskać informacje.

Część środowiska zaczyna przypinać nam łatkę, że chodzimy na waszym pasku.

(śmiech)

Z naszej strony wygląda to tak, że za dobre trzeba pochwalić, złe wytknąć, ale trzeba przede wszystkim dowiedzieć się dlaczego tak się wydarzyło.

Tak jak teraz, mówimy o Luce czy Antonie, który nie gra. To jest piłka. Jeżeli coś nie funkcjonuje, coś wygląda źle, to trzeba to powiedzieć. Ja się nie boję powiedzieć, że były momenty, że gra Wisły mi się nie podobała. To nie jest tak, że będę zakłamywał rzeczywistość. Jeżeli po tych trzech przegranych meczach, po których nastąpiła zmiana trenera, ktoś by przyszedł do mnie i zapytał „jak pan widzi przyszłość WP?”, nie powiedziałbym, że widzę dobrze, powiedziałbym, że jest problem. Tak trzeba rozmawiać. My analizujemy pracę trenera, patrzymy czy są perspektywy na to, by w kolejnym sezonie było lepiej. Musimy patrzeć długoterminowo, kibic patrzy z meczu na mecz. Nie podobał mi się styl Wisły, kiedy staliśmy z tyłu i czekaliśmy na kontrę. Jeżeli nie będziemy bardziej aktywni w Ekstraklasie, będziemy grali tylko na przetrwanie, to za chwilę spadniemy. Tak to działa. Jak nie zaryzykujemy, nie zrobimy czegoś innego, to nas nie ma, to nas zmiotą z tej ligi. Dlatego mam ambicje, żeby Wisła była klubem, który się rozwija. Chciałbym, żeby bez względu na to czy wygrywamy,  czy przegrywamy, kibic przyszedł na mecz i powiedział – grają fajną piłkę, dzisiaj się nie udało, nie wykorzystaliśmy sytuacji, przeciwnik wykorzystał, ale mamy swój styl. Tę ligę zdobyliśmy tym, że nie boimy się grać w piłkę, że ta gra ma jakiś cel, że to nie jest takie granie dla grania, czy stanie za podwójną gardą i co się uda, to się uda. No nie, albo idziemy i ryzykujemy, albo nie.

My naszą rolę widzimy też w tym, żeby z Waszą pomocą przybliżyć kibicom na jakich zasadach i w jakich realiach funkcjonuje nasz klub. Na przykład sprzedaż zawodników – są ludzie którym wydaje się że nasz Olek Pawlak będzie zawsze nasz. Zapytałem –  a co będzie jak jakieś Brighton zaoferuje za niego 5mln euro? Czego mu brakuje? I znowu będziemy sprzedawali, a nie każdy rozumie, że Wisła Płock to spółka akcyjna. 5 milionów euro to prawie roczny budżet. Niech mi się ktoś pod tym podpisze, że nie sprzedajemy.

Nie ma takiej opcji. Ja tego nie zrobię. Jeśli uznamy wszyscy wspólnie, że on potrzebuje zrobić krok do przodu, a będzie kwota która zadowoli klub, to tak się stanie. Tu nie ma zawodników, którzy nie są na sprzedaż. Tak działa świat futbolu. My nie możemy tego zakłamywać. Nie będziemy klubem, który nie sprzedaje zawodników, a  tylko się wzmacnia. Nie mamy pieniędzy, żeby tak funkcjonować.

Wywiad przeprowadzili Mariusz i Mateusz. W redagowaniu brali udział Iwona, Michał, Majkel oraz Dariusz.

Kopnij dalej

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz